sobota, 24 marca 2012

Rodzina Mechlowiczów

Relacja Zofii Skowrońskiej na temat pomagania przez nią i jej matkę w ukrywaniu się rodziny Mechlowiczów w Porębach Dymarskich od 1940 do lipca 1944 roku:
„Działo się to w Porębach Dymarskich [... ]a. Pomocy udzielałam w okresie od 1940 r. do lipca 1944 roku rodzinie Żydów, składającej sie z czterech osób: ojciec Menase Mechlowicz, matka Malka Mechlowicz oraz dzieci: Ida, lat około 16, obecnie Wiener, Tonia, ok. 9 lat. [...] a Dom, w którym mieszkałam, znajdował się pod lasem, w pewnej odległości od innych zabudowań.

Rodzina Żydów, o której piszę, ukrywała się w pobliskim lesie i początkowo przedostawała sie do naszego domu z prośbą o jedzenie. Razem z matka dzieliłyśmy się tym, co miałyśmy, bo trudno było odmówić im pomocy. Z czasem jednak matka zaczęła się bać. Niemcy mogli dom spalić, a nas rozstrzelać [...].

Ja, ale ja miałam wtedy 19 lat i grożące mi niebezpieczeństwo widziałam inaczej niz moja matka, która juz niejedno widziała i przeżyła. Zdążyłam już zaprzyjaźnić się z córką Mechlowiczów -Idą i często, w tajemnicy przed matką i w obawie przed sąsiadami, sama pomagałam. A to, niby pasać krowę, popędziłam ją aż do samego lasu w umówione miejsce i tam dostarczałam jedzenie i mleko prosto od krowy.

Innym razem znów wieczorem w stajni, kiedy doiłam krowę, przychodziła Ida i zabierała mleko i wszystko to, co udało mi sie zdobyć do jedzenia. Nieraz w zimie, brnąc po śniegu, donosiłam żywność rodzicom, bo Ida i Tonia w czasie dużych mrozów ukrywały sie w naszym domu, a ich rodzice zostali w lesie. Kiedy pan Mechlowicz miał odmrożone nogi, o zmroku dostał sie do naszej stajni i tam w cieple zwierząt rozgrzewał zmarznięte nogi i leczyliśmy, czym mogliśmy.

Zdobywałam w Kolbuszowej naftę i tym nacierał nogi, bo pomagało. I tak było przez całą wojnę. Szczęśliwie dla nas udało się tę pomoc utrzymać w tajemnicy i oprócz strachu nie byłam przez nikogo szantażowana czy prześladowana. Udzielając tej rodzinie pomocy, kierowałyśmy się z matką tylko względami humanitarnymi. Kiedy zmarznięci, zastraszeni i głodni przyszli pod dom, prosząc o pomoc, czyż można było im odmówić?

Człowiek nie miał serca odmówić im pomocy, której tak bardzo potrzebowali. Z czasem robiłam to z przyjaźni i jakby z obowiązku, oddając nawet własne jedzenie [... ][1.1]."
  • Źródło: Rączy Elżbieta, Pomoc Polaków dla ludności żydowskiej, Rzeszów 2008, s.214-215

1 komentarz:

  1. Maglu takich informacji powinno być jak najwięcej, z miasta z Gwiazdą Dawida w herbie. Pozdrowienia dla jednej ze Skowrońskich z Kolbuszowej, miło było poznać.
    Adam z Kolbuszowej

    OdpowiedzUsuń

Komentarz ukaże się po akceptacji przez administratora.