piątek, 26 kwietnia 2013

Dlatego Fryc poparł Chmielowca?



Prawo zamówień publicznych nie zakazuje udziału firmy radnego w przetargach organizowanych przez własną gminę. Prowadzi to do patologicznej sytuacji. Radny najpierw głosuje za przeprowadzeniem inwestycji, a później jego firma startuje w przetargu i go wygrywa.

Udział radnego nie musi się zresztą ograniczać do samego głosowania. Będąc przewodniczącym czy nawet zwykłym członkiem komisji merytorycznej w gminie, ma realny wpływ, na to, na co będą szły publiczne pieniądze. Tak np. przewodniczący komisji ochrony środowiska może przeforsować budowę oczyszczalni ścieków i tak pokierować pracami, aby parametry przetargu faworyzowały firmę, w której on sam ma 100 proc. udziałów. Zresztą sama znajomość z gminnymi urzędnikami, którzy wchodzą w skład komisji przetargowej, może go stawiać w uprzywilejowanej sytuacji.



To zadziwiające, że pomimo kilkunastu nowelizacji przepisów o przetargach nikt nie zauważył problemu uczestnictwa w nich spółek należących do radnych. Konflikt interesów jest przecież oczywisty. Z jednej strony radny decyduje, czy inwestycja będzie realizowana, z drugiej – spółka, w której ma udziały, może się ubiegać o to zlecenie. Radny podejmuje więc decyzję we własnej sprawie.

Nie można też mówić o uczciwej konkurencji. Firma należąca do radnego z natury rzeczy jest uprzywilejowana. Może mieć szybszy i pełniejszy dostęp do informacji. Trudno też sobie wyobrazić, żeby członkowie komisji przetargowej dopatrywali się błędów w jej ofercie, zwłaszcza gdy radny należy do opcji aktualnie rządzącej w gminie.
Komentuje Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego.


3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Tak ,tak. Tak tutaj traktuje się lokalny lasowiacki ludek.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz ukaże się po akceptacji przez administratora.