niedziela, 20 kwietnia 2014

Daleko od szosy.

Janusz Radwański jest nieco niepokornym lokalnym dziennikarzem. Hoduje owce, pisze doktorat o gwarze lasowiackiej, niedługo wydaje drugą książkę poetycką.

Po obronie pracy magisterskiej wraz z żoną wyjechał do jej rodzinnej wsi, Kolbuszowej Górnej w gminie Kolbuszowa, malowniczo położonej nad rzeką o nieco zaskakującej nazwie Nil. Z żoną wychowuje troje dzieci - Hanię, Franka i Łusię.

- Po studiach zjechaliśmy z Kasią do jej rodziców. Jesienią mieliśmy wrócić do Krakowa, bo tam zaczynałem studia doktoranckie, ale wieś okazała się lepszym miejscem do życia, zwłaszcza z małym dzieckiem. Perspektywa mieszkania w wynajmowanej kawalerce albo akademiku z niemowlakiem, spacerów w smogu, przebijania się z wózkiem przez wysokie krawężniki i zaparkowane samochody nie była zachęcająca.

Sprowadzili się tutaj w 2008 roku. Dla wielu absolwentów uniwersytetu powrót na wieś to prawie śmierć cywilna, traktują go jako życiową porażkę. Janusz świetnie się na wsi odnalazł - rozwija swoje pasje, jest zaangażowany w życie lokalnej społeczności. Na co dzień pracuje w tamtejszej gazecie, "Korso Kolbuszowskim". Podkreśla, że nie jest to łatwa praca - z jednej strony presja czasu, z drugiej konflikty z lokalnymi politykami. Spotyka się ciekawych ludzi, ludowych artystów i pasjonatów, ale też ciągle trzeba zmagać się z lekceważeniem.

- Nikt nie traktuje lokalnych mediów poważnie. Nawet dla mieszkańców naszego regionu czasami cenniejsza jest minutowa migawka o ich wsi w telewizji, niż całostronicowy materiał w gazecie.

W tym co robi Radwański widać fascynację kulturą ludową - dziennikarz prowadzi audycję o muzyce folkowej w radiu "Studnia" i gra w folkowej kapeli "Hadra". Szczególnym sentyment ma do gwary: - Niestety, jeszcze do niedawna lokalna kultura nie była przez mieszkańców ceniona, gwary ludzie się wstydzili, starali jej wyzbyć, więc na przykład nieposługiwanie się gwarą nie jest czymś źle widzianym - mówi.

W Kolbuszowej szybko się odnalazł. Nie czuje się obcy. Jest przekonany, że to lepsze miejsce do życia. Dzieci wiedzą, jak wygląda krowa i skąd się biorą porzeczki. Relacje międzyludzkie są tu cieplejsze, bardziej bezpośrednie:
- Ludzie na wsi umieją cieszyć się kontaktem z drugim człowiekiem. Tego się nauczyłem zaraz po przyjeździe. Jeśli przychodzisz do sąsiada zapłacić za mleko, nie możesz powiedzieć od progu, z czym przychodzisz. Wypada najpierw pogadać o pogodzie, o życiu. Rozmowę się w pewien sposób celebruje, to uczy innego stosunku do ludzi i świata - dodaje.

Źródło

5 komentarzy:

  1. Odnoszę wrażenie,że Radwański w przyszłości będzie startował do parlamentu lub innej tego rodzaju chorej instytucji.Dziś robi sobie odpowiednie " SV".Swój chłop co to mlyka prosto łod krowy sie napije,a i do rymu zagada.-piejo kury piejo,nimajo koguta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać ma to, czego ty nie masz. Dlatego Cię to uwiera.

      Usuń
  2. A ja życzę mu powodzenia.
    Spokojnych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja też, WESOŁYCH ŚWIĄT

    OdpowiedzUsuń
  4. ma chlop racje sam wlasnie mieszkam w Kolbuszowej Gornej . , choc obecnie jestem w stanach to juz nie moge sie doczekac powrotu za 2 miesiace . pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Komentarz ukaże się po akceptacji przez administratora.