sobota, 11 maja 2013

Lokata Mojżesza Szota



Poleca się poniższe do poczytania złotoroleksowym Żydom amerykańskim łamiącym
paragrafy celem pozyskania szmalu i majątków "żydowskich braci" spalonych w
piecach Holokaustu.

Nie pytamy żydowskich milionerów, dlaczego upominają się o majątki swoich
braci zamordowanych przez hitlerowców. O majątki małomiasteczkowej,
żydowskiej nędzy, żydowskiego pachciarstwa i żydowskiej inteligencji dawnego
Krakowa, dawnej Warszawy i paru innych dawnych miast polskich.
Wspaniałomyślnie nie pytamy także, co uczynili w czasie Holokaustu
ustosunkowani i zasobni amerykańscy Żydzi schowani bezpiecznie za Oceanem
Atlantyckim, żeby ocalić polskich Żydów. Czy przynajmniej się za nich
modlili?

Proponujemy jedynie pazernemu, amerykańskiemu żydostwu, a także prześwietnym
adwokatom nowojorskim, którzy zdążyli zbić na żydowskich roszczeniach
odszkodowawczych wielomilionową kasę, żeby zapoznali się z historią dwóch
dunamów ziemi nabytych tuż przed II wojną światową przez niejakiego Mojżesza
Szota. Jedną z 6 milionów żydowskich ofiar Holokaustu.

Dwa dunamy ziemi

Przed 62 laty ojciec Michaela Szota opowiadał dzieciom, Michaelowi i jego
siostrze, że po wojnie – jeśli wszystko dobrze się skończy – rodzina Szotów
pojedzie do Palestyny, gdzie w Hajfie, na górze Carmel, ojciec Szota nabył 2
dunamy ziemi.

– Ile to 2 dunamy – interesował się Michael.

– Nie wiem, ile tego jest – powiedział – ale wiem, że 2 dunamy wystarczą nam
na dom z widokiem na zatokę i na ogród, w którym posadzimy drzewa
pomarańczowe.

Rozmowa odbywała się w nocy, w warszawskim getcie, w małym mieszkaniu przy
ulicy Orlej nr 10, gdzie poza Szotami koczowały jeszcze dwie żydowskie
rodziny. Michael na zawsze zapamiętał słowa "drzewa" i "pomarańcze", ponieważ
na terenie warszawskiego getta nie było ani drzew, ani pomarańczy. Nie było
także jedzenia i opału do pieca, a po jakimś czasie zabrakło także ojca wraz
z jego opowiadaniami o dwóch dunamach ziemi na dalekiej górze Carmel i o
pieniądzach złożonych w anglo-palestyńskim banku z myślą o postawieniu domu.

Nieco wcześniej, gdy były łapanki i policjanci żydowscy namawiali do zejścia
na podwórko, gdzie koło stojaka do trzepania dywanów formowały się grupy
ludzi pędzonych do wagonów czekających na placu przeładunkowym, rodzina
Szotów wraz z Żydami, z którymi mieszkała, chowała się w małej, dusznej i
ciemnej komórce, której drzwi zastawione były szafą.

Żydowscy policjanci przysłani przez prezesa Judenratu Adama Czerniakowa
biegali po pokojach, opukiwali ściany i zabierali to, co jeszcze nadawało się
do zabrania.

Eukaliptusy z góry Carmel

Późną jesienią 1968 r. trochę nie z własnej woli Michael znalazł się w
Izraelu i na mocy przypadku posłany został do Hajfy, gdzie na tzw. ulpanie,
szkółce z internatem, miał poznać tajniki języka hebrajskiego. Michael
rozglądał się po egzotycznym dlań tropikalnym pejzażu Hajfy i przypomniał
sobie opowiadania ojca, kiedy przewodnik oprowadzający wycieczkę nowo
przybyłych Żydów pokazał im wzgórze nad zatoką zabudowane białymi willami,
między którymi rosły zielone drzewa.

– To jest góra Carmel! – powiedział przewodnik z dumą. – Szwajcaria Izraela.

Michael zapytał, czy na Carmelu rosną drzewa pomarańczowe, które chciałby
zobaczyć z bliska. Przewodnik wzruszył jedynie ramionami.

– Drzewa pomarańczowe rosną w kibucach – wyjaśnił – w sadach owocowych
zwanych pardesami i ogrodzonych drutem kolczastym. Pomarańcze kupuje się na
targu. Drzewa na Carmelu, eukaliptusy i palmy, sadzane są dla dekoracji.

Potem jeszcze kilka razy Michael spacerował po Carmelu, wałęsał się między
ciasno zabudowanym willami hebrajskich milionerów, przed którymi parkowały
amerykańskie samochody, i nigdzie nie widział dwóch dunamów swojego ojca.

Wykazy, których nie ma

Trochę później, gdy Michael nauczył się wreszcie hebrajskiego, od razu
rozśmieszył urzędnika instytucji Keren Kajemet le Israel, która przed II
wojną światową sprzedawała polskim Żydom ziemie na Carmelu i ulice w Tel
Awiwie.

– Jeśli twój ojciec coś u nas kupił – powiedział urzędnik Michaelowi – to
jego nazwisko znajduje się na listach, na wykazach. W Keren Kajemet, w
Achszara ha Iszuw albo w Rasko.

– A gdzie są te listy, gdzie są te wykazy? – zapytał Michael.

– A gdzie jest twój ojciec? – odpowiedział urzędnik pytaniem na pytanie.

– Ojciec zginął w getcie – powiedział Michael.

Urzędnik podniósł do góry palec.

– Otóż to – oświadczył. – U nas też była wojna i nie ma list. Przepadły. Nie
ma wykazów własnościowych i nie pozostało śladu po notowaniach hipotecznych.
Wszystko zamieniło się w popiół jak polscy Żydzi, których nazwiska figurowały
na listach i rachunkach.

– Co sobie wyobrażaliście? – denerwował się urzędnik. – Myśleliście, że
będziemy pilnowali waszych zafajdanych interesów przez te wszystkie lata,
kiedy nie dawaliście znaku życia? Kiedy wojska Rommla zagrażały nam od strony
Egiptu i później, kiedy arabscy fedaini nieśli tu pożogę, zniszczenie i
śmierć? Kiedy budowaliśmy drogi i kładliśmy mosty? Kiedy zajęci byliśmy
wysiłkiem syjonistycznym? Kiedy walczyliśmy z malarią i wieszaliśmy Eichmana
przywiezionego z Argentyny? Powinniście być szczęśliwi, że mieliście dokąd
przyjechać, kiedy wam goj pogonił kota.

Szukajcie a znajdziecie

Słuchajcie, Żydzi amerykańscy wyczuleni na żydowską krzywdę. Banki
szwajcarskie kłóciły się, wybrzydzały, ale coś tam Żydom oddały. Nie oddały
natomiast Żydom ani grosza żydowskie banki gromadzące oszczędności żydowskich
ciułaczy słane z dalekiej Polski na czarną godzinę przed II wojną światową.
Należące do palestyńskich Żydów banki prowadzące programy oszczędnościowe
zachwalane polskim Żydom w żydowskich gazetach i na scenie żydowskich
kabaretów po izraelsku wykręcają się teraz brakiem rachunków i rozliczeń. Z
izraelskiego banku Haleumi, który przejął finanse i zobowiązania banków anglo-
palestyńskich, ulotniły się pieniądze należące do polskich Żydów posłanych
przez niemieckich oprawców do komór gazowych i pieców. Izraelskie instytucje
nie oddały i nie zamierzają oddać ani dunama ziemi. Okrutnie chętne są za to
do przejęcia majątków po spalonych Żydach. Przemierzają Polskę wzdłuż i
wszerz, węszą po hipotekach, ślą płaczliwe petycje do Unii Europejskiej.
Izraelskim macherom holokaustowym "rewindykującym" pożydowskie mienie na
własny, izraelski interes polecam niniejszym zimną mykwę. Znajdziecie panowie
pożydowski szmal i pożydowskie dunamy po spalonych Żydach, jeśli rozejrzyjcie
się po własnych śmieciach, które ogradzacie murem wzorowanym na murze
warszawskiego getta.

Autor : Michael Szot

9 komentarzy:

  1. Maglu a tak wychwalałeś ten NAROD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszędzie są szuje,a na blogu pisze o elementarnej przyzwoitości wobec wymordowanych mieszkańców Kolbuszowej.To świadczy o nas,naszej kulturze,duchowości,człowieczeństwie.

      Usuń
    2. To jedynie świadczy o naszej głupocie,zawsze damy sobie wszystko przypisać.Będziemy utrzymywać im synagogę później ją im oddamy.Na koniec wspomożemy finansowe żydowskich milionerów.Później będziemy topić pieniądze w utrzymanie obiektu.W międzyczasie zlikwidujemy zamkową fosę. Dyrektorowi MKL przyznamy tytuł zasłużonego chyba za sprzedaż skuterów przy najstarszym lecz niestety polskim obiekcie miasta.

      Usuń
    3. Żydzi nic z ta synagogą nie zrobią ,bo z punktu widzenia Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego ten obiekt jest nieważny.Tak czy inaczej,kiedyś na nas kolbuszowian ten obowiązek spadnie.Bez względu więc, czy zrobi to samorząd czy osoba prywatna,lepiej to zrobić to teraz.
      To pochodna tego że w naszym miasteczku nie planuję się dalej niż rok do przodu,dlatego mamy tu taki bajzel.

      Usuń
    4. Po co? Niech kupi prywatny jak to taka okazja. Warto kupić by było plac zamkowy a w oficynie dworskiej zrobić muzeum Ziemi Kolbuszowskiej. Kupić gazownictwo i zrobić w nim nowoczesną galerię. Przedszkola lokować w obiektach szkolnych.Nie wymyślać nie wymyślać.Zadbać o to by kirkut nie był dewastowany a jak chcesz ratować obiekt sakralny to w Trzęsówce jest piękny drewniany Kościół.

      Usuń
  2. Magiel sam piszesz,że Zydzi synagogę mają w d.... A Ty znosz się na wszystkiem.Krytykanctwo to Twoja domena.Zuba zrobił wiele ale nadgorliwcy mu kłody pod nogi rzucają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolbuszowa to nasze miasteczko .W środku tego naszego miasteczka, stoi rozwalająca się rudera której właściciel nie wyremontuje w najbliższych 20 latach.Dlaczego mamy to tolerować ,odwracać głowę i nie zauważać? Naprawdę lubimy żyć w brzydkim otoczeniu?Urząd miasta może zmusić właściciela do uporządkowania nieruchomości,może ja przejąć i wyremontować ,może też pomóc jakiemuś prywatnemu inwestorowi w przekształceniu tego obiektu.możliwości jest wiele ale Zuba nie robi w tej sprawie nic.

      Usuń
  3. Tak zachowuje się lider PO na Podkarpaciu - Zbigniew Rynasiewicz.
    http://wiadomosci.onet.pl/wideo/wulgaryzmy-podczas-posiedzenia-sejmowej-komisji,127516,w.html

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo interesujacy i niestety prawdziwy artykol

    OdpowiedzUsuń

Komentarz ukaże się po akceptacji przez administratora.