Dowiedzieliśmy się (nieoficjalnie), że urząd miejski nie zamierza wspierać administracji facebookwej grupy "Nasza Kolbuszowa" ponieważ.... ratusz ma własną stronę na Facebooku.
Cool...
Sprawdziliśmy tą stronę i... okazuje się , że urzędnicy zablokowali nam dostęp do tego co tam się dzieje.
Rewelacja. Akurat tak jakoś mamy wojnę za wschodnią granicą czy jakoś tak. Azliż...ciekawe ilu jeszcze mieszkańców zostało w ten sam sposób potraktowanych?
Napisaliśmy więc wniosek do urzędu miejskiego o udostępnienie informacji publicznej.
Na podstawie art. 2 ust. 1 oraz art. 10 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 902 ze zm.), zwracam się z wnioskiem o udostępnienie następujących informacji publicznych:
Ilu użytkowników (osób fizycznych lub podmiotów) zostało pozbawionych przez Urząd Miejski w Kolbuszowej możliwości:
przeglądania treści,
komentowania wpisów
na oficjalnej stronie internetowej lub oficjalnych profilach prowadzonych przez Urząd Miejski w Kolbuszowej w mediach społecznościowych (np. Facebook, inne portale).
Jakie obowiązują procedury ograniczania lub odbierania możliwości przeglądania i komentowania treści publikowanych przez Urząd Miejski?
Na jakiej podstawie prawnej odbywa się ograniczenie lub blokada użytkowników?
Czy osoby, wobec których zastosowano ograniczenia, są informowane o:
fakcie nałożenia blokady,
podstawach prawnych i faktycznych jej zastosowania,
możliwości odwołania się od takiej decyzji?
Czy istnieje procedura odwoławcza od decyzji o pozbawieniu użytkownika możliwości przeglądania bądź komentowania treści publikowanych przez Urząd Miejski w Kolbuszowej? Jeśli tak – proszę o wskazanie podstawy prawnej, trybu odwoławczego oraz organu właściwego do rozpatrzenia odwołania.
Proszę również o informację, czy Urząd Miejski prowadzi ewidencję osób, wobec których zastosowano takie ograniczenia, a jeśli tak – w jakiej formie (rejestr, wykaz, protokół itp.).
Kiedyś wszystkie wieści krążyły po rynku. Potem rolę przejął magiel i ławka przed kościołem. Dziś wszystko ląduje na Facebooku, a dokładniej – na facebookowej grupie „Nasza Kolbuszowa” która liczy dziś 27 tysięcy członków. Prawdziwy lokalny fenomen.
To tam w kilka minut dowiesz się, że droga zamknięta, że strażacy znowu w akcji, że ktoś zgubił kota, a ktoś inny zgubił cierpliwość do urzędu. I nie ma się co oszukiwać – ta grupa robi dla komunikacji mieszkańców więcej niż oficjalne strony urzędów. Działa szybciej, skuteczniej i z prawdziwym zaangażowaniem ludzi. W sytuacji kryzysowej – powódź, wichura, a nie daj Boże wojna – to właśnie tutaj będzie realny system ostrzegania i wsparcia.
Ale! To wszystko działa praktycznie za darmo. Za pasję, za wolontariat moderatorów i aktywnych członków. Urząd, starostwo, instytucje – korzystają, podglądają, czasem nawet coś wrzucą, ale finansowo? Cisza jak w kolbuszowskim rynku w niedzielne popołudnie.
A przecież utrzymanie i rozwój takiej platformy wymaga wsparcia – choćby na lepsze narzędzia do zarządzania treścią, zabezpieczenia techniczne, czy promocję działań prospołecznych. To są koszty, które powinny być dzielone przez samorząd, lokalny biznes.
Bo jeśli urząd wydaje dziesiątki tysięcy na kampanie „strategii rozwoju miasta do 2150 roku”, to naprawdę stać go na to, żeby dorzucić kilka złotych do czegoś, co faktycznie działa – i to tu i teraz.
„Nasza Kolbuszowa” to społeczny kapitał, w który warto inwestować. Bez wsparcia finansowego ta energia może się wypalić, a wtedy zostaniemy z powrotem przy słupach ogłoszeniowych i miejskim radiowęźle, który już dawno ucichł.
A więc, drogie urzędy i przedsiębiorcy – czas przestać tylko podglądać i korzystać. Czas otworzyć portfele i wesprzeć coś, co naprawdę trzyma to miasto razem. To najlepsze miejsce do reklamy swojego biznesu.
Grupa ta, licząca 27 tysięcy członków, pełni funkcję lokalnego portalu informacyjnego i realizuje zadania z zakresu:
bieżącego informowania mieszkańców,
promocji gminy oraz wzmacniania jej wizerunku,
integracji wspólnoty lokalnej i budowania kapitału społecznego,
wymiany informacji w sytuacjach kryzysowych (klęski żywiołowe, zagrożenia bezpieczeństwa).
W związku z powyższym wnoszę o:
Rozpatrzenie możliwości stałego lub okresowego wsparcia finansowego dla administracji grupy.
Uwzględnienie „Naszej Kolbuszowej” w systemie lokalnej komunikacji kryzysowej.
Uzasadnieniem wniosku jest fakt, iż grupa ta stała się głównym kanałem komunikacji mieszkańców Kolbuszowej, spełniając zadania, które leżą w kompetencjach i obowiązkach gminy w zakresie informowania oraz wspierania wspólnoty lokalnej.
Pamiętacie? W poprzedniej kadencji pani Borkowska (już nie Lechman) obiecała wielki przegląd ulic. Miał być katalog dróg, ocena stanu, prognozy… Słowem: cywilizacja. No i co? No i mamy kolejny sezon „Domowych obietnic politycznych”.
Ulice jak były, tak są – jedne dziurawe, inne łatają się same, a część to już można zgłosić do konserwatora zabytków, bo ostatni remont pamięta PRL.
Ale spoko – raport za 2025 będzie w 2028. Wtedy dowiemy się, że w 2024 rzeczywiście coś tam połatało się na 3 Maja. Brawo, Excel z przyszłości!
A szkoły? Klasy się kurczą, dzieci ubywa, ale żeby ktoś zrobił prognozę na podstawie urodzeń – to już przesada. Po co planować, skoro można czekać, aż wróżka Hazar wyciągnie karty Tarota i podpowie burmistrzowi: „Zamknij szkołę w 2028, bo wtedy się nie opłaci”.
Tymczasem wystarczyłaby jedna tabelka.
Tak, tabelka. Ulica – stan – data remontu – ocena nawierzchni. Szkoła – liczba uczniów – prognoza – potrzeby. Raz wpisane, aktualizowane na bieżąco, transparentne. Ale wiadomo, to nie jest tak widowiskowe jak przecinanie wstęg i robienie sobie zdjęć przy koparce.
Więc mamy, jak mamy:
ulice same piszą się na listę „do remontu”,
szkoły żyją według zasady „ile dzieci przyjdzie, tyle przyjdzie”,
a my, mieszkańcy, czekamy na raporty, które powstają po fakcie i to w maglu.
No ale hej – przecież i tak będzie „pięknie”, jak mówi klasyk. Nawet jeśli zamiast planu mamy tylko wieczne obietnice.
Azaliż... ponieważ urząd przejdzie na elektroniczny obieg dokumentów dopiero w 2035 roku, to może do tego czasu, zatrudnić miejscową wróżkę (znaną z jakże trafnych prognoz) na etacie w urzędzie? Będzie szybciej i profesjonalnie.
Każdy ma jakiś dar. Jeden pięknie maluje, drugi gra na akordeonie, trzeci znajdzie dziurę w całym i jeszcze ją wyśmieje (to akurat nasza specjalność, więc czujemy się w obowiązku podzielić refleksją).
Ale uwaga: to, że ktoś ma dar, wcale nie oznacza, że od razu powinien objąć wysokie stanowisko w Naszej Wielkiej Lasowiackiej stolicy.
👉 Bo czy fakt, że ktoś świetnie udaje Mikołaja w grudniu, oznacza, że nadaje się na burmistrza?
👉 Czy talent do nawijania makaronu na uszy wystarczy, by zostać jego następcą?
👉 Czy bycie mistrzem w hodowli drobiu, czyni automatycznie starostą z prawdziwego zdarzenia?
Jeśli tak, to czekamy na konkurs, w którym mistrz podbijania gały zostaje skarbnikiem, zwycięzca teleturnieju „Jaka to melodia” – sekretarzem gminy, a najlepszy grzybiarz w powiecie – audytorem gminnym.
Bo przecież u nas, w Kolbuszowej, wszystko jest możliwe. Zaczynasz od gospodarczego w szkole, kończysz jako dyrektor zespołu. Zaczynasz od kury w kurniku, kończysz na stołku przy starostwie.
Azaliż...dar, talent – piękna rzecz. Ale władza, funkcja, odpowiedzialność? To już zupełnie inna liga. Szkoda tylko, że nie wszyscy chcą to zauważyć i głosują bez ładu, składu i najczęściej ... sensu.
Dwa ostatnie awanse w kolbuszowskiej budżetówce budzą... powiedzmy duże zainteresowanie.
Dyrektorami zostają syn przewodniczącego, rady miejskiej, oraz małżonka audytora gminnego.
No... zdarza się, każden musi gdzieś pracować.
Zaciekawienie budzi jednak przejście tak wcześnie na emeryturę Pana Haptasia, w sytuacji gdzie wszyscy w budżetówce przeżywają w tym wieku drugą młodość.
Jeszcze dziwniejsza jest rezygnacja Pani Anety Konefał, która pracy w przedszkolu oddała swoje życie i rozsławiła przy okazji naszą Wielgą Lasowiacką Stolicę- dziękujemy!
Ok, to też się zdarza.
Azaliż... nas zaciekawiło co innego. Dlaczego tym osobom oficjalnie w blasku fleszy nie podziękowano za dotychczasową pracę. Przypadek?
W miejskiej budżetówce szaleje ostatnio audytor. Na łeb na szyję sprawdza co kto robi, czy nie za mało i czy w ogóle to co robi jest potrzebne.
Cool!
Tak sobie pomyśleliśmy... kto sprawdza, co oprócz łażenia po dożynkach robi sam audytor?
Złożyliśmy więc wniosek o udostępnienie informacji publicznej dotyczącej pracy audytora wewnętrznego w Urzędzie Miejskim w Kolbuszowej w latach 2019–2025.
Chcemy sprawdzić:
jakie kontrole przeprowadza,
jakie są wyniki jego audytów,
czy kiedykolwiek był wyłączany z kontroli z powodu konfliktu interesów,
czy teraz jest wyłączony z kontroli jakiejś jednostki.
Audytor ma sprawdzać, czy urząd wydaje pieniądze w sposób legalny, celowy i przejrzysty. Jeśli nie wykonuje swojej pracy rzetelnie, mieszkańcy mogą nie mieć pewności, że gmina dobrze zarządza publicznymi środkami.
Weryfikuje, czy działania jednostek miejskich są zgodne z obowiązującymi przepisami, regulacjami wewnętrznymi i standardami etycznymi.
Bada, czy mechanizmy kontrolne w urzędzie działają skutecznie, adekwatnie i efektywnie — wspierając prezydenta miasta w realizacji celów.
Audytor nie tylko ocenia, ale też doradza — np. jak usprawnić procesy, poprawić kontrolę wewnętrzną czy zwiększyć efektywność działań.
Sprawdza, czy zalecenia wynikające z audytów są wdrażane i przynoszą oczekiwane rezultaty.
Czas na pełną przejrzystość i kontrolę społecznościową – mieszkańcy mają prawo wiedzieć, co robi audytor w naszym imieniu.
Co ciekawe w lutym burmistrz Romaniuk ogłosił był konkursy na kandydata na stanowisko dyrektorów Przedszkola nr 1
Zachodzimy w głowę dlaczego poszukuje tylko kandydatów, ile tych dyrektorów jednego małego przedszkola musi być i... dlaczego jeszcze tego konkursu nie rozstrzygnięto? I najważniejsze pytanie... gdzie jest żona audytora?
Dostaliśmy od inspektora Ireneusza Koguta, aneksy do porozumienia miedzy powiatem Kolbuszowskim a gminą Kolbuszowa, dotyczące szkoły specjalnej -dziękujemy.
Czytaliśmy to kilka razy i po raz pierwszy nie mamy się do czego przyczepić. Naprawdę.
Jesteśmy w szoku. Wy drodzy czytelnicy pewnie też. Jak to? Magiel nic nie znalazł i nie potrafi się przyczepić? Trudno- co zrobić?
Starosta Kardyś jest wręcz genialny w dbaniu o interes powiatu. Najpierw sprytnie zwalił prowadzenie szkoły gminie Kolbuszowa, naciągając ją na kilkanaście milionów, a teraz wydębił od niej,za darmo sam budynek szkolny wraz z wyposażeniem. A to jeszcze pewnie nie koniec.
Możemy być dumni z takiego starosty. Aż dziw, że jeszcze nie dostał jakiegoś porządnego państwowego odznaczenia.
Azliż... najciekawsze jest to, że w porozumieniu podpisanym jeszcze przez burmistrza Zubę, jest jednak klauzula wypowiedzenia. Fakt na samym dole, drobnym druczkiem , że nawet my (bijemy się w piersi) w pierwszej chwili to przeoczyliśmy. Wiek jednak robi swoje.
Naszym zdaniem nie jest to napisane w sposób wpełni profesjonalny, ale wystarczający, aby taką umowę w prosty sposób wypowiedzieć.
Dlaczego nigdy z tego nie skorzystano? Dlaczego teraz tego po prostu nie zrobiono?Kto odpowiada za prowadzenie tej sprawy pod względem prawnym, w ten a nie inny sposób?
Pustki. Nie ma tam podstawowych informacji których publikacja jest obowiązkowa. W szoku jesteśmy. Gdzie burmistrz? Gdzie jego następca? Nadzór prawny. Gdzie radni? Gdzie wreszcie starosta dożynkowy?
Postanowiliśmy więc sprawdzić u źródła, jak ta jednostka organizacyjna działa pod nowym kierownictwem.
Wysłaliśmy więc do p.o. Tomasza Fryca maila tej treści:
WNIOSEK O UDOSTĘPNIENIE INFORMACJI PUBLICZNEJ POPRZEZ PUBLIKACJĘ W BIP
Na podstawie art. 2 ust. 1 oraz art. 8 ust. 3 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. z 2022 r. poz. 902), wnoszę o niezwłoczne udostępnienie poniższych informacji publicznych poprzez ich publikację w Biuletynie Informacji Publicznej jednostki:
4. Zarządzenia kierownika jednostki wydane w roku 2025, w zakresie spraw publicznych.
5. Budżet jednostki na rok 2025 oraz informację o jego wykonaniu.
6. Wyniki kontroli zewnętrznych przeprowadzonych w jednostce w ostatnich 3 latach (np. przez RIO, NIK, urząd gminy).
Zgodnie z art. 8 ust. 6 ww. ustawy, informacje publiczne powinny być udostępniane w BIP w sposób umożliwiający ich łatwe odnalezienie i jednoznaczną identyfikację. Brak publikacji powyższych danych narusza zasadę jawności działania administracji publicznej oraz obowiązki informacyjne jednostki.
Wnoszę o potwierdzenie przyjęcia wniosku oraz wskazanie terminu, w jakim informacje zostaną opublikowane w BIP, oraz o przesłanie linków do odpowiednich zakładek po ich udostępnieniu. Mile widziane będą też podziękowania, za zauważenie istotnego naruszenia prawa.
Wysłaliśmy wniosek. Nie po to, by się czepiać, ale by przypomnieć, że prawo do informacji to nie uprzejmość urzędnika – to nasze konstytucyjne prawo. A każda jednostka, która to ignoruje, wystawia świadectwo nie tylko sobie, ale całemu urzędowi miejskiemu.
Ponieważ podany w BiP adres mailowy jest taki jakiś nie taki, dlatego wysłaliśmy to też na skrzynkę ogólną UM - prosimy o przekazanie Panu dyrektorowi.
Mamy nadzieję że nasza Gazetka Zakładowa, przybliży nam szczegóły tej jakże błyskotliwej kariery. Czyli można zaczynać od najniższego stanowiska, zdobyć podczas pracy wykształcenie i zostać kiemsik.
Ponieważ mamy strasznego lenia dziś - jak to po sobocie. Poprosiliśmy AI o analizę miejscowych mediów. Co o tym myślicie?
Kto tu naprawdę rządzi w kolbuszowskich mediach?
Korso Kolbuszowskie
To już nie gazeta, to biuletyn urzędowy. Sponsorują ją urząd miejski i powiatowy, więc trudno się dziwić, że na pierwszej stronie częściej pojawia się starosta niż przeciętny mieszkaniec. Teksty poprawne, zdjęcia kolorowe, atmosfera – słodka jak waty cukrowej na odpustowym kramie. Tylko że jak watę zjesz, to jesteś nadal głodny.
Kolbuszowa Lokalnie
Tutaj mamy zawodowca z krwi i kości – dwie dekady doświadczenia w regionalnym dzienniku robią swoje. Teksty są logiczne, mają pytania, mają odpowiedzi, mają kontekst. Źródło finansowania? Reklamy miejscowych biznesów. Piekarnia, mechanik, sklep z farbami – to oni utrzymują medium przy życiu. I dobrze, bo dzięki temu gazeta jest niezależna od urzędów. Choć wiadomo – jak piekarz da ogłoszenie, to nikt mu nie napisze, że chleb za twardy.
Kolbuszowski Magiel
I wreszcie on – kpiarz z rynku. Niby „po zawodówce”, niby zwykły człowiek, ale pióro ostrzejsze niż wszystkie uchwały rady razem wzięte. Nie ma reklam, nie ma sponsorów, nie ma kagańca. Dzięki temu wali w każdego: burmistrza, starostę, radnych i lokalnych „biznesmenów od wszystkiego”. Styl? Ironia, satyra, czasem złośliwość. Ale ludzie czytają, bo wiedzą, że tu przynajmniej nikt nie pudruje rzeczywistości.
Morał?
Korso – gazetka urzędowa, ładna, kolorowa, ale przewidywalna.
Lokalnie – dziennikarstwo zawodowe, choć zależne od reklamodawców.
Magiel – kpiarz i ironista, niezależny i dzięki temu najostrzejszy.
I tak w Kolbuszowej każdy znajdzie coś dla siebie – jedni lubią urzędowy spokój, drudzy wolą fachową analizę, a trzeci czytają Magla i rechoczą, mówiąc: „No wreszcie ktoś im przyłożył”.