Radny Dariusz Sobolewski pisze chyba na facebooku książkę o swojej rodzinnej wsi.Zaczął od roku 1366 - ciekawe czy dojdzie do współczesności?
Interesująco opisuje to co działo się w Woli Raniżowskiej podczas okupacji niemieckiej.
Jesienią 1941 roku ogłoszono wysiedlenie Woli Raniżowskiej, która wraz z
przysiółkami Poręby Wolskie i Stece była największą wsią w powiecie
kolbuszowskim liczącą ok. 4 tys. mieszkańców. Mieszkańcy, którym
oferowano po 100 zł. odszkodowania – oferty lekceważyli, wyjątkowo
biedni brali tę kwotę. Mimo zakazu chłopi nadal wykonywali bieżące prace
polowe; pola zasiewali oziminami, a na wiosnę kontynuowali prace siejąc
zboże jare i sadząc ziemniaki. Władze okupacyjne nie mogąc złamać zdecydowanego oporu ludności – zarządzają spalenie wsi.
12 maja 1942 roku, ekipa zebranych podpalaczy członków tzw.
Sonnderdienstu spaliła doszczętnie przysiółki: Stece i Poręby Wolskie,
oraz dwa budynki na przeciwległych krańcach wsi, od zachodu i wschodu.
Wolanie przerażeni olbrzymim zamieszaniem i niebezpieczeństwem - w dwóch
następnych dniach opuścili swoje domostwa.
Ludzie zabierali ze
sobą tylko inwentarz żywy, ważniejsze mienie ruchome i trochę żywności,
pozostawiając resztę na całkowite wyniszczenie. Wszystko to odbywało się
przy akompaniamencie strzałów karabinowych, dźwięków rozbijanych okien,
wyrywanych drzwi i rozdzieranych pieców w domach mieszkalnych.
Wykonywała to ekipa remontowo-budowlana składająca się z mieszkańców
Raniżowa. Budynki mieszkalne i gospodarcze były następnie rozbierane na
materiał budowlany. Wieś uległa całkowitemu zniszczeniu, a opuszczone
tereny wraz z innymi sołectwami weszły w skład terytorium poligonu
ćwiczebnego Luftwaffe w Górnie.
...Wysiedlona podczas hitlerowskiej okupacji ludność Woli Raniżowskiej, zgłaszała się do pracy w pobliskiej okolicy, ponieważ niezbędne było to do utrzymania się przy życiu, przy tym licząc po cichu, że taki stan nie potrwa zbyt długo. Do pracy przyjmowano wszystkich, z wyjątkiem nieletnich i podeszłych wiekiem. Chociaż, często zdarzało się, że do pracy szła młodzież, poniżej 21. roku życia. Część wysiedleńców została zatrudniona w gospodarstwie w Lipnicy, natomiast większość w Raniżowie. Tereny Woli Raniżowskiej podzielono pomiędzy obydwa gospodarstwa, które obejmowały po ok. 5 tys. hektarów. O mieszkanie dla robotników wcale się nie troszczono. Siedzieli kątem przy mieszkańcach niewysiedlonych wsi. Obsiane i obsadzone przed wysiedleniem grunty zostały zebrane, a plony zwiezione do wspólnych stogów. Następnie przy pomocy pługów parowych i traktorowych przeorano w poprzek chłopskie pola, niszcząc wszelkie miedze i znaki graniczne. Przygotowano ziemię do zasiewów jesiennych. Z przyjętych do pracy robotników, zorganizowano brygady robocze oraz budowlane i rzemieślnicze. Każda brygada miała przewodnika, tj. vorarbeitera, znającego język niemiecki i odpowiedzialnego za swoją brygadę, liczącą niejednokrotnie po kilkadziesiąt ludzi. Nadzór sprawowali inspektorzy jeżdżący konno, byli oni przeważnie narodowości niemieckiej, niezdolni do służby wojskowej. Uzbrojeni w krótką broń palną oraz w specjalne rzemienne baty (nahaje), którymi bili do krwi pracujących, ich zdaniem niechętnie robotników. Dla usprawnienia prac polowych sprowadzono kilkadziesiąt traktorów, przeważnie gąsienicowych oraz całą masę maszyn rolniczych, o nieznanym niejednokrotnie przeznaczeniu. Ciężkie prace polowe wykonywali najczęściej mechanicznie, przy użyciu odpowiedniej siły pociągowej: traktorów, koni czy wołów, stosownie do zaistniałych potrzeb czy warunków upraw. A jednak... cały ten wysiłek okazał się nierentowny. Prace uprawne wykonywane były niedbale. Nawozy sztuczne oraz zboże do siewu rozkradano, a zasiane pola zarastały perzem i chwastami, efektem czego zebrane plony nie zwracały często wysiewanego nasienia. Ten stan rzeczy przetrwał do chwili wyzwolenia spod niemieckiej okupacji.
...
Końcem lipca 1944 roku przeszedł przez Wolę Raniżowską front rosyjski,
oczyszczając teren z pozostałych wojsk niemieckich. Wysiedlona ludność
zaczęła powracać na swoje.
Zniszczone podczas okupacji zabudowania,
rozpoczęto odbudowywać. Lasy barona Götza, znajdujące się w niewielkiej
odległości od wsi, jak również i gromadzki las, wobec braku
zainteresowania ze strony władz, dostarczał potrzebnego materiału
budowlanego.
W tym samym czasie, doprowadzono również do użyteczności zdziczałe
pola i łąki, które zaczęły plonować. Przybywało inwentarza żywego,
szczególnie koni, tak bardzo potrzebnych w gospodarstwie.
Nie
wszyscy jednak wysiedleńcy powrócili. Nie powrócili mieszkańcy tzw.
trzeciej wsi (bezrolni komornicy), którzy mieszkali na pastwisku
gromadzkim. Nie posiadali oni własnych gospodarstw rolnych, a więc nie
mając możliwości do odbudowy, udali się na Ziemie Odzyskane. Znaleźli
tam wolne gospodarstwa, względnie pracę zarobkową, zapewniającą im
należyte utrzymanie. Nie powróciły także rodziny żydowskie, które
wyginęły z rąk hitlerowców.
- Lokalne media
- Instytucje
- Kultura
- Sport
- Stowarzyszenia
- Ogłoszenia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ciekawe. To nasza historia, miejsc nam bliskich, powinno się ją znać i przybliżać innym. Brawo dla Autora.
OdpowiedzUsuńW Woli Ranizowskiej tobyla sama biedota zydowska,dlatego nie pozostalo po nich zawiele majatku.Jakies tam male powierzchnie pol po wojnie zajeli wolanie.Jeszcze dzisiaj mozna spotkac powiedzenie,ze ktos ma pole na zydowskim.Inaczej bylo w Ranizowie,tutaj byli zydzi bogatsi.Caly Rynek nalezal do nich,chyba tylko jeden dom obecnie p.Buras nie byl zydowski.Reszte ranizowscy spekulanci po wojnie sobie przywlaszczyli a pozniej sprzedawali i sie smiali.Ostatnio sprzedany taki dom Rynek chyba nr 11.Czesc terenow przejela Gminna Spoldzielnia,a czesc skarb panstwa.
UsuńA co się stało z ziemią po rodzinach żydowskich?
OdpowiedzUsuńPan radny Darek ma zajęcie zgodne z zainteresowaniami pomimo młodego wieku. W przeciwieństwie innego młodego radnego Karola Ozgi, który nie umie sobie znaleść miejsca w rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńPan radny Darek oprócz tego że potrafi coś napisać to jeszcze potrafi samodzielnie myśleć i nie dał się wciągnąć do tego zgniłego układu starych
OdpowiedzUsuńwyjadaczy którzy wszystko robią żeby tylko utrzymać się przy korycie.
Panie Darku a może by pan poszukał spadkobierców po tych żydach
OdpowiedzUsuńSuper Darek! Tak trzymać! :)
OdpowiedzUsuńszkoda ze w Ranizowie nie ma takiego autora co by tak barwnie opisal historie i dzieje mieszkancow.
OdpowiedzUsuńjak to nie ma ?
OdpowiedzUsuńMieszkańcy Raniżowa,chyba siedzą tylko w swoich dziuplach podszyci strachem i o niczym nie wiedzą albo nie chcą wiedzieć
A historia kołem się toczy