Po lekturze artykułu w Korso na temat naszej pływalni, nie tylko nie dowiedzieliśmy się niczego nowego, ale nasze wątpliwości tylko się pogłębiły.
Postanowiliśmy więc uzbroić się w sześciopak piwa, przebrać się za elektryków i wybrać się na wizję lokalną.
Okazało się, że sytuacja jest gorsza, niż myśleliśmy. Ten obiekt to efekt gigantomanii burmistrza Jana Zuby, jego zastępcy Marka Gila i, oczywiście... Naszego Jakże Umiłowanego Posła. Dzięki nim, w Naszej Wielkiej Lasowiackiej Stolicy powstał kosztowny, zbyt duży, niefunkcjonalny twór. Miała być wygoda, kultura i elegancja Francja, a są straty i kredytowa pętla na szyi.
Co roku musimy do funkcjonowania tego przybytku dokładać ponad 3 miliony złotych – to znacznie więcej niż do szkółki w Domatkowie. Można to tłumaczyć tym, że w zdrowie mieszkańców trzeba inwestować, nawet gigantyczne pieniądze.
To jednak nic w porównaniu do obecnych problemów. 10 listopada spaliła się jedna skrzynia z elektryką, teraz druga, a jest jeszcze trzecia. Trzeba wymienić całe okablowanie i zrobić nowe rozdzielnie. To koszt kilkuset tysięcy złotych i pół roku przestoju pływalni.
Dach Fregaty nadaje się tylko do generalnego remontu. Aby to miało ręce i nogi, trzeba go totalnie przeprojektować i przebudować. To kosztuje lekko licząc około 2 milionów złotych, a w kolejce jest jeszcze instalacja hydrauliczna, która w każdej chwili grozi awarią. To wszystko zaledwie 14 lat po wybudowaniu.
Z ekonomicznego punktu widzenia, najlepiej byłoby to zamknąć, zburzyć, zaorać i na tym miejscu posadzić buraki – i to pastewne.
Teraz się nawet nie dziwimy, że :
1). Burmistrz Zuba nagle zrezygnował z kandydowania na kolejną kadencję i odszedł na niezasłużona emeryturę.
2). Nowy burmistrz nie rozstaje się z różańcem i jeździ na pielgrzymki na Jasną Górę