Przede mną palmy na tle oceanu, a w ręku "hajbok" przygotowany przez gospodarza.

Rozmawiamy o różnicach między małymi miasteczkami w Polsce i Stanach Zjednoczonych.
Gospodarz wybuchł serdecznym śmiechem gdy dowiedział się że sołtys Opaliński zażądał strony internetowej dla swojego sołectwa,a sołtys Karkut transmisji na żywo z obrad Rady Miejskiej.
Pokazał mi swoją miejską stronę w internecie- wygląda jak ubogi krewny naszego Urzędu Miejskiego.Tylko niezbędne numery telefonów, adresy mailowe , oraz informacje o "city meetings -spotkaniach władz miejskich.
W miasteczku jest tygodnik, który bardziej przypomina Przegląd Kolbuszowski niż Korso. Przeważają w nim reklamy i informacje o miejscowych mniej lub bardziej oficjalnych wydarzeniach.
Raz w miesiącu Urząd Miejski wydaje bezpłatny informator z najważniejszymi wiadomościami.
Skąd więc mieszkańcy wiedzą co się dzieje w urzędzie miejskim? W jaki sposób sprawują funkcje kontrolną?
W miasteczku jest około 100 aktywistów, działających w miejscowych stowarzyszeniach,organizacjach,biznesach, zgromadzeniach religijnych, partiach politycznych.
Na bieżąco wiedzą co robią władze, mało tego aktywnie uczestniczą w najważniejszych procesach decyzyjnych. Wtedy gdy władze chcą przeforsować wyjątkowo kontrowersyjna decyzję, potrafią w bardzo szybki sposób zorganizować sprzeciw społeczny.
W Kolbuszowej takiej grupy mieszkańców nie ma. Różne są tego przyczyny, począwszy od galicyjskiej biedy, poprzez walec PRL-u, na emigracji kończąc. Tak po po prostu jest.
Zakładanie nowych stron internetowych, blogów, transmisji na żywo z obrad rady miejskiej niczego tu nie zmienią.
Trzeba się spotykać, rozmawiać, działać, w świecie realnym.
Chętnych nie ma.