Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Janusz Radwański. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Janusz Radwański. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 maja 2014

Dr Janusz Radwański- Kolbuszowianinem roku 2013

Jak się dowiedzieliśmy (nieoficjalnie), dr Janusz Radwański naczelny redaktor Korso Kolbuszowskie, został wybrany Kolbuszowianinem roku 2013.



W tym roku redakcja nie robiła ceregieli z jakimiś tam plebiscytami i liczeniem  kuponów i sms-ów.Po co to? Na co to? I tak wygrywał kandydat który miał wygrać.
Dlatego  Kolbuszowianina roku 2013 wybrano wieczorem w Galicji przy piwie i plackach ziemniaczanych, które osobiście serwował właściciel pan Wesołowski.




To jedna z plotek dlaczego Korso nie organizuje w tym roku tego jakże popularnego wśród miejscowych polityków plebiscytu.

Druga mówi o tym, że redakcja w roku wyborczym liczy na większe wpływy z sms-ów i zorganizuje plebiscyt dopiero we wrześniu.

Trzecia, naszym zdaniem najbardziej wiarygodna, donosi o brutalnej zakulisowej walce o nominacje.W szranki stanąć mieliby starosta Józef Kardyś, burmistrz Jan Zuba, radni Marek Opaliński , oraz Grzegorz Romaniuk.


piątek, 4 kwietnia 2014

Co nosi Marlena Bogdan-Marut?





No... jest źle, szczególnie z językiem polskiem. Będzie gorzej, bo redaktor Radwański został doktorem (gratulacje!) i wygląda na to, że pani Marlena szuka dla niego roboty w szpitalu.

W Maglu dodatkowo zastanawiamy się, czy pani Marlena ma na drugie imię Bogdan, czy też nie umie napisać prawidłowo swojego nazwiska? My umiemy, bo jesteśmy po solidnej szkole zawodowy, gdzie uczyła nas wybitna polonistka - pani mgr Margańska - dziękujemy.

niedziela, 17 listopada 2013

Chałwa zwyciążonym-najlepsza recenzja



Ukazał się kolejny tomik poezji naszego miejscowego poety (ciągle) magistra Janusza Radwańskiego.




Jest to poezja  dosyć ciężka , o czym się przekonał jeden z czytelników ,gdy odłożył tomik  na półkę.

Książka do nabycia we Fraza ,  oraz u autora-nie powoływać się na Magla.

Redktor poeta

Nie wszyscy wiedzą, że redaktor doktor Janusz Radwański, to nie tylko znany (szczególnie w Raniżowie i Dzikowcu ) dziennikarz,ale to także także muzyk,pisarz a nawet poeta.

Wystarczy tylko spojrzeć na tytuły jego artykułów-czysta poezja.







poniedziałek, 4 marca 2013

Tego nie przeczytacie w Korso!

Jak się dowiedzieliśmy na obiedzie w Galicji * :

236 tomików wierszy, w tym siedem tłumaczonych z języków obcych, zostało zgłoszonych do Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej - powiedziała sekretarz nagrody Paulina Małochleb. Laureata poznamy 16 listopada. Autor nagrodzonego tomiku otrzyma 200 tys. złotych. To najwyższa z literackich nagród w Polsce, dlatego nie dziwi duża liczba zgłoszeń. Jeśli laureatem zostanie poeta obcojęzyczny, nagrodę w wysokości 50 tys. zł odbierze także tłumacz. Wśród zgłoszonych książek są wiersze dwojga laureatów literackiej nagrody Nobla Tomasa Transtroemera i Elfriede Jelinek oraz m.in. Larsa Gustafssona i Johna Ashbery’ego. Wśród polskich autorów są to tomiki m.in. Justyny Bargielskiej, Ewy Lipskiej, Anny Piwkowskiej,Jerzego Kronholda, Jarosława Mikołajewskiego, Jacka Podsiadło, Jana Polkowskiego, Krzysztofa Siwczyka, Andrzeja Sosnowskiego i Bohdana Zadury. 


Wśród zgłoszonych jest także tomik poezji "Księga wyjścia awaryjnego" naszego miejscowego literata Janusza Radwańskiego.




Gratulujemy i trzymamy mocno kciuki!
*wiadomość sponsorowana

wtorek, 1 stycznia 2013

Hadra

Powstała "nowa" ciekawa formacja muzyczna w Kolbuszowej.
Poniżej pierwsze wzbudzające szacunek efekty ich pracy.

Scenariusz, reżyseria, zdjęcia, animacja i bębny: Szymon Węglowski.
Śpiew: Natalia Małodobry.
Flet, drugi głos: Justyna Piekło
Bas: Janusz Radwański
Anna Marek z Dzikowca, dopadnięta z mikrofonem na ulicyRealizacja nagrania i błogosławieństwo ojcowskie: Jarosław Mazur.


Co ciekawe palce w tym maczał ojciec krzesny Jarosław Mazur.W naszym miasteczku, nie brał On tylko udziału w nagraniach Le Moora. Może w tym roku to niedopatrzenie zostanie wreszcie naprawione?

P.s. Do kogo należy przepiękny głos w końcówce?

niedziela, 30 grudnia 2012

Janusz Radwański, „Księga wyjścia awaryjnego”-recenzja

Ukazała się kolejna ciekawa recenzja tomiku poezji naszego miejscowego literata pana Radwańskiego. 

Tomik wierszy „Księga wyjścia awaryjnego” dołączony do ostatniego numeru pisma RED ustanawia, że pismo to trzyma klasę do końca. Ja tam nie znam się na prądzie, więc nie wiem ile kilowatów poszło, by napisać te wiersze; nie znam się na chemii, zatem nie pomogę w odgadnięciu ile glutaminianu trzeba, aby powstała książka Janusza Radwańskiego. Umiem jednak czytać, co jest zasługą mamy i babci, mniej zaś szkoły podstawowej. Umiejętność czytania podpowiada mi, że mam do czynienia z czymś wyjątkowym. Wyjątkowość tych wierszy polega na humorze właściwym Radwańskiemu i bezkompromisowej mocy i ostrości, która próbuje odnaleźć się, wyróżnić w świecie sondaży i pretensjonalnych przedsięwzięć (jak ta, o której słyszałem przed chwilą w TVP1, polegająca na uczeniu świeżo upieczonych mam pokazywania swoich wdzięków. Jakieś tępe łby jeszcze to promują) i co by nie było, to czułości jaka jest w każdym człowieku.
Bohater wierszy Radwańskiego to niedługo tata …zresztą. Wstąpiła we mnie myśl, mówiąc górnolotnie, że nie ma już o czym pisać w świecie, w którym znów ktoś nabrał miliony ludzi obiecując koniec świata. Natomiast warto czytać coś, co jest ciekawie napisane, nawet jeśli ślizga się po banałach. Co nie jest banałem, zdaje się pytać sam Radwański.
To że technika nie nadąża za słowami poety, że Sodomora i Gomora echa ma swoje w kraju, w którym okruszynę chleba …, wiadomo. Ja jednak podchodzę do wierszy emocjonalnie, nie zastanawiam się zbytnio, czasem tylko przyjdzie do głowy jakiś mit albo filozof, czasem jakaś książka lub piosenka. To jednak nie ważne, bo Radwański nie wiesza się na cytatach z innych tekstów kultury, jak to się ładnie zwie. Żyje w tym świecie i idąc po nim zbiera chcąc lub nie chcąc świata tego kudły. Człowiek jednak jest slaby i czasem zaczyna myśleć. Wtedy zastanawiam się jaką rolę w tych wierszach pełnią liczne odwołania do kultury biblijnej, że tak się śmiesznie wyrażę. Czy to deklaracja do przynależności? Wybaczcie, niepotrzebna. Chyba że żart, jak to stoi w wierszu ze świętym Jerzym, rozumiem jako żart.


Święty, którego, mówią, nie ma, skoro już tu stoisz, broń jej
Przed tym światem, który ponoć jest. Ty znasz się
Na walce z nieistniejącym złem.
Wiersze te układają się w jakąś opowieść, ale niepojętą dla mnie. Opowieść będącą szukaniem piękna w tym, co według obietnicy miało być pięknem a okazało się tylko tyraniem na chleb. W tych wierszach Janusz Radwański swata swoje religijne światy ze światem rodzącego się nowego życia, życia wychodzącego na ziemie, na ten padół łez, jak to mówią. Czasem miałem wrażenie, jakby chciał usprawiedliwić siebie i mnie, usprawiedliwić poczęcie. I tak po banale się ślizgając, można też szepnąć z lekka, że sam tytuł „Księga wyjścia awaryjnego” mówi, że mamy do czynienia z ważna KSIĘGĄ albo o KSIĘDZE. Wybieram, że to o ważnej księdze będącej dla nas lub tylko dla autora wyjściem awaryjnym w czasach chaosu. Dużo tu rytuałów awaryjnych – czytaj wiersz ostatni również. Tak, „macie broń na końcu języka” pisze Radwański. Niech sobie to powie, bo jego wiersze to dobra broń, broń przed płycizną, broń przez oczywistością. Tyle.
Nie wiem na ile czasu starczy tej książki. Nie wiem kiedy czas pokryje ją kurzem. Dziś mówię, że czytać te wiersze warto, warto poznać się z nimi.
A wiersz „Balon. Trucker country” wygra przyszłe wybory prezydenckie. To obiecuję, jak obiecywać można wszystko, czego się pożąda albo zaledwie chce.
Janusz Radwański, „Księga wyjścia awaryjnego”, XII Tom Serii Wydawniczej Pisma Literackiego RED, 2012




piątek, 26 października 2012

Z kulturom na Ty.

W Kupnie odbył się "Festiwal Papieski". Dzieciaki ,opiekunki,rodzice,poświęcili mnóstwo czasu w przygotowania.Włożono dużo trudu aby godnie uczcić "naszego Papieża".




 Nie wszystkich jednak to zainteresowało.Jak widać na załączonym obrazku, byli tacy którzy z pasją zatopili się w lekturze najnowszego tomiku poezji "Wyjście awaryjne", naszego miejscowego poety Janusza Radwańskiego.
Teraz mam dylemat .Pochwalić za dobry gust literacki ,czy też zganić za brak kultury?



piątek, 19 października 2012

Kolbuszowscy grafficiarze



Nie wiadomo dokładnie kiedy i skąd powstała wizja malowania spray'em, ale historycy i współcześni Indianie i Eskimosi przekazują, że ma to związek z rysowaniem mamutów na ścianach jaskiń. Tak czy srak, normalni ludzie pomyślą, że wtedy kiedy powstał Hip-Hop. I tutaj nie mają racji, bowiem było to w tedy kiedy jakiś dzieciak co ma dzianego tatusia i dostaje co miesiąc kasę na fajki, postanowił kupić spraya i pokazać na murze jaki to on jest wiernym fanem Row'u. Po tym jak poszedł do kicia, wszyscy uznali, że to takie fajne i też zaczęli to robić. Teksty były coraz bardziej zdobione i fikuśne. Teraz na murach bazgrze się o czym chcę, a policja i tak leje na to sikiem prostym. Za protoplastę tego bazgrołu uważa się malowidło Michała Anioła w Kaplicy
Sykstyńskiej.


Jak widać na załączonym obrazku przedwczoraj działali w Kolbuszowej zupełni amatorzy entuzjaści.
Oszczędzając na kosztach nie założyli nawet rękawiczek.Dzięki temu literat Radwański, jeszcze dziś wzbudza podziw wśród panienek, paznokciami wymalowanymi na biało.






czwartek, 18 października 2012

poniedziałek, 15 października 2012

Co redaktor Radwański robi w nocy?



Od 1962 Nagroda Kościelskich zwraca uwagę na twórczość młodych polskich pisarzy.

Zwana często "polskim Noblem dla pisarzy przed czterdziestką" obchodzi w tym roku pięćdziesięciolecie istnienia. Od 1962 r. do grona jej laureatów dołączali kolejno: Sławomir Mrożek, Zbigniew Herbert, Zygmunt Kubiak, Gustaw Herling-Grudziński, Jarosław Marek Rymkiewicz, Stanisław Barańczak...

Początkowo była ona nagrodą emigracyjną wręczaną w Szwajcarii. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1989 r. nagroda była wręczana w kraju - na przemian w Warszawie, Krakowie i Miłosławcu.

W tym roku laureatem nagrody został 34-letni Andrzej Dybczak. "Gugara" jest owocem jego podróży na północ Kraju Krasnojarskiego. Reportaż doczekał się sfilmowania, a jego autor został współtwórcą filmu, który pokazuje rozpad społeczności ewenkijskich pasterzy reniferów.

Na wieczór w Teatrze Polskim w Poznaniu zaplanowano "Wielkie czytanie", w czasie którego dotychczasowi laureaci nagrody Kościelskich będą czytali swoje prace w towarzystwie wybranych przez nich młodych twórców.
W tym doborowym towarzystwie  znalazł się nasz miejscowy poeta Janusz Radwański-gratulacje!

W 2010 roku brał on udział w "Wielkim Nocnym Czytaniu" w ramach tego samego wydarzenia.


niedziela, 14 października 2012

Pogrom Żydów w Kolbuszowej w 1946 roku

W wielu miejscach w internecie powielana jest informacja że w Kolbuszowej w 1946 roku miał miejsce pogrom Żydów.







Wygląda na to na powielaną ciągle bez sprawdzenia informację.
Redaktor Radwański w Korso Kolbuszowskim na podstawie archiwów IPN udowodnił że jest to nieprawda.Warto podjąć próbę nagłośnienia tego artykułu i "wymazania" tej mylnej informacji.

Ludzie i Żydzi

„Bij Żyda! Zabij Żyda!” – te okrzyki dwa lata po wyparciu Niemców z Kolbuszowej znów zabrzmiały na kolbuszowskim rynku. Czy można mówić o pogromie?

W wielu miejscach można znaleźć wzmiankę o tym, że 24 września 1946 roku w Kolbuszowej doszło do pogromu żydowskiego. Co się wtedy stało? Postanowiliśmy to sprawdzić. Poza wzmianką o pogromie i dacie 24 września 1946 roku nic więcej o wydarzeniu w internecie i publikacjach prasowych i książkowych nie ma. Czy mogło wtedy dojść do pogromu?
Tłum rabował sklepy
Pytanie nie jest bezzasadne, bowiem już w 1918 i 1919 roku chrześcijańscy mieszkańcy Kolbuszowej i okolic bili, rabowali i zabijali swoich żydowskich sąsiadów. Pierwsze niepokoje zaczęły się, gdy ustąpiła austriacka władza, w listopadzie 1918 roku. Już 3 listopada tłum zaczął rabować żydowskie sklepy. - Widziałem w rynku w biały dzień rabujące tłumy chłopów, bab, a najwięcej niedorostków. Gdy wjeżdżałem rabunek trwał. Gdy wieczór wyjeżdżałem rabowano ciągle, wyrzucając ze sklepów towary i dzieląc między siebie. Żydzi poukrywali się w mieszkaniach – czytamy w pamiętnikach Hupki. Żydów oskarżano o bolszewizm, co w wypadku ortodoksyjnej i chasydzkiej w większości Kolbuszowej brzmi kuriozalnie. Chłopi odbijali sobie też chude lata wojenne, kiedy handlowali z żydowskimi kupcami. Najgorsze działo się jednak w pierwszych dniach maja 1919 roku. W Raniżowie i Sokołowie Małopolskim doszło do pogromów, podobnie było w Kolbuszowej. Znów tłum zaczął rabować żydowskie sklepy. - Przyszło wojsko, które po bezskutecznem kilkakrotnem wezwaniu do rozejścia się, dało dwie salwy w górę. Na to z tłumów padły strzały na wojsko i rannych zostało kilku żołnierzy. Wtedy wojsko dało salwę w tłum. Tłum jednak ogromny, odrzuciwszy rannych rzucił się naprzód i rozbroił wojsko odbierając karabiny i amunicję, poczem zaczęła się już bez przeszkody masakra Żydów, z których kilku zamordowano a wielu poraniono. Cała Kolbuszowa splądrowana. Pijani rabusie leżą jak trupy na ulicach – opisuje sytuację Hupka. Rabusie mieli poczucie całkowitej bezkarności, mówiło się, że posłowie pozwolili bić i rabować Żydów z okazji majowego święta. Sytuację uratowało dopiero wejście podhalańczyków, którzy pojmali najaktywniejszych rabusiów, a jednego rozstrzelali po doraźnym sądzie na łąkach nad Nilem. W dwudziestoleciu międzywojennym stosunki układały się już bardziej poprawnie. Jak pisze Naftali Zalesic w swoich wspomnieniach „Jewish boyhood in Poland”, jakkolwiek wśród kolbuszowian byli antysemici, żydowscy mieszkańcy miasta byli pełnoprawnymi jego mieszkańcami i tak też mogli się czuć, gdyż poważniejszych incydentów w międzywojniu już nie było.
Fala pogromów
Podobna jak w czasie odzyskania niepodległości fala pogromów przetoczyła się przez Polskę w 1946 roku. Jeszcze rok wcześniej, w sierpniu 1945 roku w Krakowie doszło do pogromu  - mieszkańcy miasta bili i rabowali swoich żydowskich sąsiadów w dzielnicy Kazimierz. W najgłośniejszym i najtragiczniejszym, pogromie kieleckim zginęło ponad czterdzieści osób. Żydów mordowano pałkami i kamieniami, zabijali zwykli mieszkańcy miasta. Wielu tych, którzy przetrwali Zagładę zginęło też tego lata w pociągach. Liczbę ofiar tzw. akcji pociągowej, w czasie której ciągle migrujący Żydzi byli wyciągani z pociągów i mordowani szacuje się na około dwustu osób. W sumie szacuje się, ze wskutek powoijennych pogromó zginęło około tysiąca osób. Wśród antysemickich zajść wymienia się też wydarzenia w Mielcu (okoliczni chłopi pobili kilku Żydów) i w Kolbuszowej 24 września 1946 roku. Trudno jednak na ich ślad natrafić we wspomnieniach mieszkańców Kolbuszowej czy publikacjach na temat powojennej historii naszego regionu. Co się zatem wtedy stało? Aby to sprawdzić skontaktowaliśmy się z rzeszowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Okazało się, że IPN ma dokumenty dość szczegółowo opisujące tamte wydarzenia.  
Bij Żyda!
Jest późne, wrześniowe popołudnie. Izaak Brott, 37-letni rzeźnik z Kolbuszowej siedzi przed domem na rynku, na schodach sklepu, rozmawia ze swoim młodszym bratem, Nissanem, którego jednak wszyscy nazywają Froimem, z zawodu kupcem. Razem z nimi jest Izak Sztub, kolbuszowski szklarz Majer Sztub, urodzony w Żabnie koło Krakowa kupiec. Tuż obok na słupku na trawniku przysiadł Władysław Władysław Staniszewski z Sędziszowa. Codziennie bywa w Kolbuszowej, więc pewnie przysiadł porozmawiać ze znajomymi.
W pewnym momencie z pobliskiej, szumnie później nazywanej w dokumentach sądowych restauracją knajpy „Partyzant” wychodzi trzech pracowników kolbuszowskiego Urzędu Bezpieczeństwa. Andrzej Urban, Władysław Ożóg i Jan Tęcza. Wszyscy mają już trochę w czubie. Kiedy Tęcza będzie zeznawał przed sądem, wielu rzeczy nie będzie mógł sobie przypomnieć. Urbanowi coś nie podoba się w Staniszewskim. Czy to, że siedzi z Żydami, czy też w pijanym widzie bierze go za Żyda (Izak Sztub powie później śledczemu, że krzyczał do Staniszewskiego „ty Żyd!”) – trudno powiedzieć. Podchodzi do mężczyzny i krzycząc „Bij Żyda”, uderza go w głowę. – Jak ja cię uderzę, to cię rodzona matka nie pozna – ostrzega Staniszewski. Tęcza widząc, że zanosi się na awanturę, wciąga kolegów do knajpy. Tam rozrabiają dalej – tłuką szklankę, szarpią listonosza.
Zabij Żyda
Tymczasem na motocyklu nadjeżdżają z Kolbuszowej Górnej Stanisław Piotrowski i Władysław Wilk. Podbiega do nich Izaak Brott i Majer Sztub. Proszą, żeby zrobili porządek z pijanymi kolegami, którzy zaczepiają Żydów. „Naser mater z Żydami” – odpowiada Piotrowski i odjeżdża. Zezna później, że chciał kupić żarówkę do motocykla. Zezna też, że skargi Brotta wcale nie zlekceważył, tylko kazał mu zadzwonić do Franciszka Sołtysa, szefa kolbuszowskiej UB. Froim Brott rzeczywiście zadzwonił na milicję z siedziby komitetu Żydowskiego, ale z zeznań świadków nie wynika, by mundurowi jakoś zareagowali.
W tej sytuacji Izak Brott postanawia załatwić sprawę sam. Może dlatego, że jeszcze przed wojną służył w Kołomyi w huculskim pułku piechoty, może dlatego, że z grupy siedzącej przed jego domem jest najstarszy. Kiedy pijani awanturnicy wychodzą z „Partyzanta”, podchodzi do nich i zwraca im uwagę. Pyta, czemu się awanturują. Andrzej Urban i Władysław Ożóg  z okrzykiem „Bij Żyda, zabij Żyda” rzucają się na niego i zaczynają bić po twarzy. Izak Brott chowa się w knajpie. Urban nie goni go, zamiast tego wyjmuje służbowy pistolet i zaczyna strzelać do stojącego nieopodal Froima. Strzela, żeby zabić, pociąga za cyngiel kilka razy. Na szczęście jest zbyt pijany, żeby trafić i Froim ucieka. Słysząc strzały, Piotrowski i Wilk wracają. Widzą zbiegowisko – przed domem Brotta i knajpą zebrało się już sporo gapiów. Wilk próbuje uspokoić Urbana i Ożoga, w końcu udaje mu się zaciągnąć ich na posterunek (obecnie znajduje się tam przedszkole). O wszystkim dowiaduje się Franciszek Sołtys, szef kolbuszowskiego UB. Informuje o wszystkim Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa w Rzeszowie. Wygląda na to, że wszystko rozejdzie się po kościach, ale następnego dnia z Rzeszowa przychodzi rozkaz: aresztować Urbana i Ożoga.
Zarzuty
Na obu mężczyznach ciążą ciężkie zarzuty. Mają odpowiadać za próbę wywołania antysemickich rozruchów, próbę zabójstwa i nieuprawnione użycie broni. Koledzy z UB rewidują ich i zamykają do cel. Jeden z osadzonych chce jednak zadzwonić na milicję do Staniszewskiego, by ta powiadomiła rodzinę, że ich krewniak siedzi i że trzeba zabrać jego rzeczy z UB w Kolbuszowej. Ożóg i Urban idą na wartownię zadzwonić i już, oczywiście nie wracają. Zostaje wysłany za nimi list gończy. Przed sądem stanie też dwóch funkcjonariuszy, którzy mieli służbę w czasie ich ucieczki – Stanisław Piotrowski (szef skarży się na niego, że nic nie robi, żeby rozbić antykomunistyczny oddział „Lisa”, podejrzewa, że jest w zmowie z partyzantami, jak się po latach okaże, niesłusznie) i Józef Sondej (dobry pracownik, ale za często chodzi do domu rodzinnego, jak twierdzi Sołtys; to chodzenie opłaci mu się zresztą,  bo kiedy zostanie skazany na rok więzienia za niedopełnienie obowiązków służbowych, chora, 65-letnia i zostawiona bez pomocy w gospodarce matka wstawi się za nim, co razem z podobną prośbą kolegów z oddziału partyzanckiej Armii Ludowej wyciągnie go zza krat). To z akt ich sprawy poznamy przebieg wydarzeń z 24 września. Piotrowski będzie też odpowiadał przed sądem za to, że nie zareagował, gdy usłyszał, że jego podwładni biją ludzi, a gdy po usiłowaniu zabójstwa Fromm Brotta Wilk usiłował zatrzymać niedoszłych morderców, Piotrowski stał razem z gapiami i przyglądał się. W akcie oskarżenia Piotrowskiego trafiamy na kuriozalne zdanie, które wiele mówi o stosunku instytucji państwowych i części ówczesnej społeczności do Żydów: „Funkcjonariusze (…) zauważyli przed restauracją Partyzant dużo ludzi i kilku żydów” (pisownia oryginalna).  
Pogrom czy „pogrom”?
Niewątpliwie, wydarzenia, jakie rozegrały się na kolbuszowskim rynku 24 września mogły skończyć się tragicznie i miały podłoże antysemickie. Nie były jednak masowe – sprawców było dwóch, dwóch mężczyzn, z czego jeden był narodowości polskiej zostało pobitych, jeden otarł się o śmierć od kuli, ale tłum, który zebrał się pod restauracją „Partyzant” pozostał obojętny, nikt poza Froimem, który zadzwonił na milicję z Komitetu Żydowskiego, nie wzywał pomocy, nikt też nie posłuchał nawoływań Ożoga i Urbana, żeby bić Żydów. Jeśli wczytamy się w dokumenty tej sprawy, zobaczymy obraz powojennego chaosu i niewątpliwej pobłażliwości, z jaką kolbuszowskie UB potraktowało antysemickie wybryki swoich podwładnych. Przede wszystkim jednak zobaczymy obraz zwykłej ludzkiej społeczności, w której ludzie siadają po pracy przed domami, żeby porozmawiać ze sobą, w której są jednostki pozbawione uprzedzeń, jest większość, która jest obojętna i są jednostki, których złe czyny kształtują opinię całej zbiorowości.
Janusz Radwański