- Lokalne media
- Instytucje
- Kultura
- Sport
- Stowarzyszenia
- Ogłoszenia
sobota, 25 maja 2013
"Piosenki po polsku"
Rodzinny amatorski krótki filmik , na którym młody Izraelczyk puszcza swojej bardzo wiekowej babci polskie piosenki z komputera. Babcia podśpiewuje szlagiery Jana Kiepury i Mieczysława Fogga. Filmik się nazywa "Piosenki po polsku" i nie ma innej informacji. W pewnym momencie kamera nagrywa tatuaż babci, który musiała dostać w obozie koncentracyjnym. Udało jej się przeżyć.
piątek, 24 maja 2013
Zapraszam do prania...
W Kolbuszowej radny Pik rezygnuje z przewodniczenia Komisji Oświaty (i czegoś tam) ,bo nic nie może zrobić,bo rządzi w Kolbie bliżej nieokreślony układ. Jaki? Tego niestety nie powiedział.
A w pobliskiej Nowej Dębie ...
W środę 22 maja 2013 roku podczas obrad sesji Rady Miejskiej mieszkaniec Janusz Markowicz poinformował iż rozpoczął procedurę referendalną zmierzającą m.in. do odwołania władz samorządowych i likwidacji straży miejskiej.
całość - >> kliknij tutaj<<
Czyli można, pod warunkiem że się chce...
A w pobliskiej Nowej Dębie ...
W środę 22 maja 2013 roku podczas obrad sesji Rady Miejskiej mieszkaniec Janusz Markowicz poinformował iż rozpoczął procedurę referendalną zmierzającą m.in. do odwołania władz samorządowych i likwidacji straży miejskiej.
całość - >> kliknij tutaj<<
Czyli można, pod warunkiem że się chce...
czwartek, 23 maja 2013
Dobra nowina ze szkoły nr 2
Na portalu Kolbuszowa24 wyczytaliśmy sensacyjną wiadomość:
Młody kolbuszowianin w środę (22 bm.), przed południem znalazł na ulicy portfel ze sporą ilością gotówki. Jednak zamiast przywłaszczyć zgubę, odniósł ją policji.
W portfelu, oprócz pieniędzy i kart bankomatowych, znajdowały się dokumenty właściciela: dowód osobisty i prawo jazdy. Policjanci nie mieli więc najmniejszych problemów z odnalezieniem właściciela. Młody człowiek za swoją uczciwość otrzymał gratulacje, a od szczęśliwego właściciela zguby - nagrodę.
Czyli metody wychowawcze dyrektora Kaczmarczyka ( i jego małżonki) zdają egzamin w praktyce.
Po co więc naprawiać to co jest dobre?
Młody kolbuszowianin w środę (22 bm.), przed południem znalazł na ulicy portfel ze sporą ilością gotówki. Jednak zamiast przywłaszczyć zgubę, odniósł ją policji.
W portfelu, oprócz pieniędzy i kart bankomatowych, znajdowały się dokumenty właściciela: dowód osobisty i prawo jazdy. Policjanci nie mieli więc najmniejszych problemów z odnalezieniem właściciela. Młody człowiek za swoją uczciwość otrzymał gratulacje, a od szczęśliwego właściciela zguby - nagrodę.
Czyli metody wychowawcze dyrektora Kaczmarczyka ( i jego małżonki) zdają egzamin w praktyce.
Po co więc naprawiać to co jest dobre?
Głupi burmistrz i radni.
Kolbuszowa przy dochodach w granicach 69 milionów rocznie, jest zadłużona na ponad 33 miliony.Mamy to spłacić teoretycznie do 2022 roku.Przez ten czas jednak zaciągniemy kolejne pożyczki i tak spirala zadłużenia będzie się zaciskać coraz bardziej.
Przy okazji radni miejscy podnieśli sobie diety nie dlatego ze było to czymkolwiek oprócz pazerności podyktowane,zrobili to tylko dlatego że mogli to zrobić.
Owocnych obrad.
Przy okazji radni miejscy podnieśli sobie diety nie dlatego ze było to czymkolwiek oprócz pazerności podyktowane,zrobili to tylko dlatego że mogli to zrobić.
Owocnych obrad.
środa, 22 maja 2013
Czego nie wie jeszcze radny Karkut?
Co się dzieje że przewodniczący komisji rewizyjnej zarzuca czyny kryminalne,donosi na blogu o nie wykonywaniu obowiązków i nie robi tego co do niego należy.Czyli wg Statutu Miasta:
Komisja Rewizyjna kontroluje działalność Burmistrza, gminnych jednostek
organizacyjnych i
jednostek pomocniczych Gminy pod względem:
- legalności,
- gospodarności,
- rzetelności,
- celowości.
oraz zgodności dokumentacji ze stanem faktycznymBa! Chwali nawet rodziców że zamiast zgłaszać problemy do dyrekcji szkoły,radnych (czyli do niego), inspektora oświaty, latają po gazetach regionalnych.
Co ciekawe, o pijaństwie nauczyciela ze swojego okręgu wyborczego,także dowiedział się z Nowin.Chyba ze wiedział przedtem i nic z tym nie zrobił.
Skoro przewodniczący kluczowej komisji nic nierobi,niewiele wie to może sam zrezygnuje?
wtorek, 21 maja 2013
Gdzie jest burmistrz Zuba?
Dyrektor "2" sprawę ocen z religii skwitował krótko:
„Kryteria oceniania z religii katechetka SP nr 2 w Kolbuszowej opracowała na podstawie dokumentu „Program edukacji religijnej dla klas czwartych szkoły podstawowej” opracowany przez zespół pod kierunkiem księdza Zbigniewa Marka. W dokumencie tym zawarte są kryteria oceniania z religii. Na stronie 50 i 51 znajdują się następujące wytyczne:
Ocenie z religii podlegają: pacierz (ocena ze znajomości podstawowych prawd wiary zdobywana podczas odpowiedzi ustnych i pisemnych); korzystanie z Pisma Świętego, podręcznika i innych materiałów katechetycznych; rozwijanie postawy religijnej (modlitwa, osobiste zaangażowanie w rozwój darów sakramentalnych, udział w niedzielnej Mszy Świętej, nabożeństwach , np. Droga Krzyżowa, roraty, rekolekcje, majowe, czerwcowe itd.); inne możliwości wskazujące na potrzebę wartościowania.
Teraz przynajmniej wiadomo dlaczego burmistrz Zuba urwał się z sesji aby pójść do kościoła.
„Kryteria oceniania z religii katechetka SP nr 2 w Kolbuszowej opracowała na podstawie dokumentu „Program edukacji religijnej dla klas czwartych szkoły podstawowej” opracowany przez zespół pod kierunkiem księdza Zbigniewa Marka. W dokumencie tym zawarte są kryteria oceniania z religii. Na stronie 50 i 51 znajdują się następujące wytyczne:
Ocenie z religii podlegają: pacierz (ocena ze znajomości podstawowych prawd wiary zdobywana podczas odpowiedzi ustnych i pisemnych); korzystanie z Pisma Świętego, podręcznika i innych materiałów katechetycznych; rozwijanie postawy religijnej (modlitwa, osobiste zaangażowanie w rozwój darów sakramentalnych, udział w niedzielnej Mszy Świętej, nabożeństwach , np. Droga Krzyżowa, roraty, rekolekcje, majowe, czerwcowe itd.); inne możliwości wskazujące na potrzebę wartościowania.
Teraz przynajmniej wiadomo dlaczego burmistrz Zuba urwał się z sesji aby pójść do kościoła.
poniedziałek, 20 maja 2013
Wywiad z Dorianem Pikiem
Dostałem wywiad jaki z Dorianem Pikiem przeprowadziła jego (na moje oko) nastoletnia rezolutna fanka.
Po informacjach o rezygnacji Pana Doriana Pika z funkcji szefa Komisji Oświaty, Kultury i Sportu przy Radzie Miejskiej oraz niedzielnej notce na blogu Magla - postanowiłam z nim … po prostu pogadać. No dobra, zainteresowało mnie hasło Doriana - "Mam dość bycia bezradnym" :)
Po informacjach o rezygnacji Pana Doriana Pika z funkcji szefa Komisji Oświaty, Kultury i Sportu przy Radzie Miejskiej oraz niedzielnej notce na blogu Magla - postanowiłam z nim … po prostu pogadać. No dobra, zainteresowało mnie hasło Doriana - "Mam dość bycia bezradnym" :)
- Czy śpiewanie nie przeszkadza Ci w pracy (urzędnika / radnego)? Robisz dużo: pracujesz zawodowo w Rzeszowie, piszesz teksty, śpiewasz, grasz z Le Moorem koncerty, jeździsz w trasy, organizujesz różne wydarzenia. Jesteś w stanie pogodzić tyle obowiązków z poczuciem „dobrego zrobienia roboty”?
DP:
Na
pewno trudno to wszystko pogodzić, ale na razie daję radę. W pracy
czuję tylko i wyłącznie wsparcie.
- Jeśli będziesz musiał , to z czego zrezygnujesz? Z kariery urzędnika, muzyka czy też wycofasz się z polityki?
DP:
Chciałbym żyć z
muzyki, ale nie wiem, jak się to wszystko potoczy. Ale wierzę w to
i chłopaki z Le Moor też wierzą. Bardzo mocno, teraz tak jak
nigdy wcześniej.
- „Dam ci dychę, bo mam tyle kul w magazynku...” - o co chodzi w tym utworze? Naprawdę chciałeś zabić tego księdza?
DP:
Kiedyś
szliśmy sympatyczną załogą przez kolbuszowski rynek i jeden z
moich kolegów zapytał drugiego, czy pożyczy mu 10 zł. Ten drugi
odpowiedział: "dam ci dychę, bo mam.."
Wszyscy zaczęli się śmiać i padła sugestia, żebyśmy taką piosenkę zrobili. I wtedy, na którejś próbie, wymyśliłem, że będzie dycha, ale z magazynku, nie z portfela. Więc to w ogóle nie jest poważny numer, nie jest uniwersalny, ale za to spodobał się słuchaczom. Stąd pomysł na
Wszyscy zaczęli się śmiać i padła sugestia, żebyśmy taką piosenkę zrobili. I wtedy, na którejś próbie, wymyśliłem, że będzie dycha, ale z magazynku, nie z portfela. Więc to w ogóle nie jest poważny numer, nie jest uniwersalny, ale za to spodobał się słuchaczom. Stąd pomysł na
teledysk.
Naonczas to był nasz najlepszy numer. Przecież ja nie zabiłem
żadnego księdza. Tłumaczyłem tę sprawę 2000 razy i już mi się
nie chce tego powtarzać. Odniesiemy się w piosence, jak
chłopaki z zespołu się zgodzą.
- Czy wytoczysz, jak zapowiadałeś, sprawę cywilną przeciwko redaktorowi Gorzelanemu? Czy też może tylko w blasku fleszy podacie sobie ręce w Galicji?
DP:
Wysłałem
Gorzelanemu wezwanie przesądowe do sprostowania i przeprosin. Nie
raczył nawet odebrać korespondencji. Przegląd Kolbuszowski też
nie odebrał listu - oba wróciły do mnie. Stwierdziłem, że nie
chce mi się procesować z wątpliwej maści ekipą. Kto jest kumaty
- wie, że to źli ludzie i wie, że my nic złego nie zrobiliśmy,
bo dobre chłopaki jesteśmy.
My, nie oni.
My, nie oni.
- Wśród publiczności przeważają młode piękne dziewczyny. Dlaczego nie napisałeś jeszcze jakiejś ballady o miłości?
DP:
Piosenki
o miłości nigdy nam nie wychodziły. Może kiedyś się uda.
- Młodzi ludzie uciekają z Kolbuszowej nie dla tego, że brakuje tu dobrych koncertów rockowych, tylko, że nie ma dla nich pracy. Jaką masz dla nich propozycje jako polityk?
DP:
Nie
jestem politykiem. Trudno mi cokolwiek zaoferować. Wszyscy wiedzą
jak jest.
Mogę jedynie uatrakcyjnić życie kulturalne w mieście.
Mogę jedynie uatrakcyjnić życie kulturalne w mieście.
7.
Twój kolega z komitetu wyborczego wyrwał dla siebie z budżetu
drogę i kanalizację.
Co ty załatwiłeś dla swoich wyborców z Wojska Polskiego? Jest tam nowa lampa, czy to Twoja zasługa?
Co ty załatwiłeś dla swoich wyborców z Wojska Polskiego? Jest tam nowa lampa, czy to Twoja zasługa?
DP:
Radny
na gminę powinien patrzeć globalnie, a nie na własne podwórko.
Jestem radnym Rady Miejskiej w Kolbuszowej, a nie radnym ulicy Wojska
Polskiego.
8.
Twoje hasło wyborcze to: ”Nie mam pomysłu na hasło, mam pomysł
na miasto”.
Jaki to pomysł?
Jaki to pomysł?
DP:
Mnóstwo
mam pomysłów, ale coraz mniej sił.
9.
Co z tych zamierzeń udało ci się zrealizować przez te 2 lata
kadencji?
DP:
Praktycznie
nic.
10.
Jak jest największa twoja porażka? Sukces?
DP:
Moją
największą porażką jest to, że tak późno zdałem sobie sprawę
z tego, co naprawdę chciałbym w życiu robić.
A
sukcesem jest to, że jednak się zorientowałem.
11.
Kim będziesz za 10 lat? Burmistrzem Kolbuszowej? Muzykiem rockowym z
top10? Emigrantem w Wielkiej Brytanii?
DP:
Nie
wiem kim będę za 10 lat. A ty wiesz kim będziesz?
Pani_k_a:
przeszczęśliwą mieszkanką Kolbuszowej …
12.
Kiedy i gdzie następny koncert?
DP:
W
sobotę (25 maja) gramy na Dniach Tarnobrzega obok ukraińskiej
AtmAsfery i kolegów z Kultu.
Kupa na komisji finansów.
Z polskiego na nasze.
Pan Karkut dowiedział się że w szkolnej ubikacji jest niezbyt czysto.Normalny radny zadzwoniłby do dyrektora i poprosił o sprawdzenie stanu sanitariatów. Radny Karkut nie jest jednak normalny.Czekał aby o tym opowiedzieć dopiero na komisji finansów.Teraz nie dziwi mnie że mamy 33 miliony zadłużenia.
Do następnych wyborów jeszcze 1.5 roku -strach się bać.

Kolbuszowa folkową stolicą.
Zakończył się Festiwal żywej muzyki na strun dwanaście i trzy smyki.Wydarzenie ciekawe,z udziałem kapel w jak najbardziej tradycyjnych składach zgodnych z etnografią regionu z którymi się identyfikują.Zagrano po staremu,bez cepeliowskich wstawek i maniery rodem z disco polo .Było naprawdę fajnie,chociaż trochę przydługo.
Grand Prix zdobyła kapela z Trzciany ,mimo iż (moim zdaniem) Kocirba (pierwsze miejsce razem z kapela z Widełki) była poza konkurencją.Co ciekawe kapela z Trzciany to Jan Cebula z Kolbuszowej+ 2 muzyków z tamtej wioski.Na drugim miejscu wylądowała kapela pana Pogody,przez basistę który zapomniał, że w zespole nie liczą się solowe umiejętności tylko że należy grać równo.
Kocirba dała jak zwykle czadu i nawet jedna pani mdlała (upewniwszy się przedtem czy stoję za nią. ;)
Było jak zwykle parę zgrzytów.Nie wymieniono osiągnięć jednego z zespołów (nie wszyscy czytają przecież Magla, portal informacyjny Kolbuszowa24,czy Przeglad Kolbuszowski). Także jedna z organizatorek zaszalała naprawdę odważną kreacją.Prawdopodobnie nie uczestniczyła w wykładzie dra Andrzeja Karczmarzewskiego na temat dzieży odświętnej i codziennej, ubiorów muzykantów w tradycji i współcześnie.Zawstydziło to nawet redaktora z regionalnej gazety który wiele w życiu widział i na festiwalu bawił się tylko kilkanaście minut.
Jeszcze ciekawsze rzeczy działy się na skansenie.Gdzie zagrała w stylowych wnętrzach Hadra kolejny niezły kolbuszowski zespół oraz (a jakże) Kocirba.
Co ciekawe lider Hadry, dr Radwański przyjechał na występy tradycyjnie rowerem wzbudzając podziw i zazdrość publiczności.
Galeria zdjęć z tego wydarzenia >>kliknij tutaj<<
Grand Prix zdobyła kapela z Trzciany ,mimo iż (moim zdaniem) Kocirba (pierwsze miejsce razem z kapela z Widełki) była poza konkurencją.Co ciekawe kapela z Trzciany to Jan Cebula z Kolbuszowej+ 2 muzyków z tamtej wioski.Na drugim miejscu wylądowała kapela pana Pogody,przez basistę który zapomniał, że w zespole nie liczą się solowe umiejętności tylko że należy grać równo.
Kocirba dała jak zwykle czadu i nawet jedna pani mdlała (upewniwszy się przedtem czy stoję za nią. ;)
Było jak zwykle parę zgrzytów.Nie wymieniono osiągnięć jednego z zespołów (nie wszyscy czytają przecież Magla, portal informacyjny Kolbuszowa24,czy Przeglad Kolbuszowski). Także jedna z organizatorek zaszalała naprawdę odważną kreacją.Prawdopodobnie nie uczestniczyła w wykładzie dra Andrzeja Karczmarzewskiego na temat dzieży odświętnej i codziennej, ubiorów muzykantów w tradycji i współcześnie.Zawstydziło to nawet redaktora z regionalnej gazety który wiele w życiu widział i na festiwalu bawił się tylko kilkanaście minut.
Jeszcze ciekawsze rzeczy działy się na skansenie.Gdzie zagrała w stylowych wnętrzach Hadra kolejny niezły kolbuszowski zespół oraz (a jakże) Kocirba.
![]() |
autor -Monika Śnieżek |
Co ciekawe lider Hadry, dr Radwański przyjechał na występy tradycyjnie rowerem wzbudzając podziw i zazdrość publiczności.
![]() |
autor -jeszcze nieznany |
Galeria zdjęć z tego wydarzenia >>kliknij tutaj<<
niedziela, 19 maja 2013
Radny Pik zbiera zabawki.
Radny udzielił on krótkiego wywiadu dla portalu Kolbuszowa 24.
Potwierdziły się plotki o jego rezygnacji z przewodniczenia Komisji Oświaty (i takich tam).
- Nie potrafiliśmy nawet doprowadzić do budowy kilku pryszniców przy sali gimnastycznej w Zespole Szkół nr 1, mimo że od początku kadencji staraliśmy się o to – nie kryje żalu Dorian Pik. – Oznacza to tyle, że twór jakim jest moja komisja..... i pewnie inne komisje stałe, to twory niepotrzebne. Realna władza jest w innych rękach.
- Od mieszkańców, rodziców, nauczycieli, sportowców czy rówieśników wielokrotnie słyszałem uzasadnione pretensje - zaznacza radny Pik. - Ze wszystkimi zarzutami się zgadzam. Bardzo się starałem, ale nie mogłem nic poradzić. Zatem życzę szczęścia mojemu następcy, będę go wspierał na każdym kroku, kimkolwiek ta osoba będzie. Nie mogę nikogo oszukiwać, nie mogę robić dobrej miny do złej gry, bo to do mnie niepodobne – dodaje nasz rozmówca. Nasuwa się pytanie (którego redaktorzy z portalu Kolbuszowa24 niestety nie zadali):
W czyich rękach jest realna władza w Kolbuszowej?
Dlaczego Dorian Pik, który potrafi na koncercie swojego zespołu kilkuset młodych ludzi ,nie może zmobilizować takich tłumów na sesji Radym Miejskiej?
W zeszłym roku radny przeprowadził kilka niezłych akcji medialnych w innych sprawach, dlaczego nie zrobił tego dla budowy kilku pryszniców przy sali gimnastycznej w Zespole Szkół nr 1 ?
Przecież można było zebrać kilkaset podpisów po projektem uchwały w sprawie tej modernizacji,i tyle samo mieszkańców na sesji RM.Wtedy może zobaczylibyśmy w czyich rękach jest realna władza w Kolbuszowej.
To jak Dorian? Robisz rewolucję czy... już tylko telewizor i kapcie?
Potwierdziły się plotki o jego rezygnacji z przewodniczenia Komisji Oświaty (i takich tam).
- Nie potrafiliśmy nawet doprowadzić do budowy kilku pryszniców przy sali gimnastycznej w Zespole Szkół nr 1, mimo że od początku kadencji staraliśmy się o to – nie kryje żalu Dorian Pik. – Oznacza to tyle, że twór jakim jest moja komisja..... i pewnie inne komisje stałe, to twory niepotrzebne. Realna władza jest w innych rękach.
- Od mieszkańców, rodziców, nauczycieli, sportowców czy rówieśników wielokrotnie słyszałem uzasadnione pretensje - zaznacza radny Pik. - Ze wszystkimi zarzutami się zgadzam. Bardzo się starałem, ale nie mogłem nic poradzić. Zatem życzę szczęścia mojemu następcy, będę go wspierał na każdym kroku, kimkolwiek ta osoba będzie. Nie mogę nikogo oszukiwać, nie mogę robić dobrej miny do złej gry, bo to do mnie niepodobne – dodaje nasz rozmówca. Nasuwa się pytanie (którego redaktorzy z portalu Kolbuszowa24 niestety nie zadali):
W czyich rękach jest realna władza w Kolbuszowej?
Dlaczego Dorian Pik, który potrafi na koncercie swojego zespołu kilkuset młodych ludzi ,nie może zmobilizować takich tłumów na sesji Radym Miejskiej?
W zeszłym roku radny przeprowadził kilka niezłych akcji medialnych w innych sprawach, dlaczego nie zrobił tego dla budowy kilku pryszniców przy sali gimnastycznej w Zespole Szkół nr 1 ?
Przecież można było zebrać kilkaset podpisów po projektem uchwały w sprawie tej modernizacji,i tyle samo mieszkańców na sesji RM.Wtedy może zobaczylibyśmy w czyich rękach jest realna władza w Kolbuszowej.
To jak Dorian? Robisz rewolucję czy... już tylko telewizor i kapcie?
środa, 15 maja 2013
Czy w Kolbuszowej biora łapówki?
59 proc. polskich menadżerów, biznesmenów, bankowców przyznaje, że korupcja w ich otoczeniu gospodarczym to zjawisko powszechne, a wielu z nich dodaje, że dla osiągnięcia sukcesu, byliby skłonni dopuścić się działań korupcyjnych. Z badań przeprowadzonych przez Ernst & Young wynika, że w skłonnościach do nadużyć i korupcji wyprzedziliśmy Turcję i obecnie plasujemy się wśród takich krajów jak: Rumunia, Południowa Afryka, Hiszpania, Arabia Saudyjska, Indie, Portugalia czy Egipt.
całość

całość
Na tym tle Kolbuszowa to oaza spokoju ,tu nic się nie dzieje a szybkie pozwolenia wydawane dla "dużego obiektu" przy skansenie,czy też farmy wiatrowej to tylko wyraz bezinteresownej przychylności miejscowych władz dla biznesu.
całość
© SXC
Podczas spotkania publiczni audytorzy przedstawili własną ocenę największych zagrożeń korupcyjnych w Polsce. Wiedza zgromadzona w NIK oparta jest na systematycznych i metodycznie przeprowadzanych kontrolach. Wynika z nich, że obecnie korupcją najbardziej zagrożone są trzy obszary funkcjonowania państwa. Po pierwsze, jest to dowolność postępowania urzędników na szczeblu samorządowym, dotycząca m.in. zamówień publicznych.
całość
wtorek, 14 maja 2013
Do kogo strzela Michał Karkut?
Zaczęło się niewinnie:
Do "Gazety" zadzwonił czytelnik oburzony kryteriami oceniania, które na lekcji religii wyznaczyła katechetka. - Dzieci mają zapisane w zeszycie, że kryteria, jakie będzie brała pod uwagę nauczycielka przy ocenie końcowej, to m.in.: codzienna modlitwa, uczęszczanie na msze św. w każdą niedzielę oraz zapisanie się do jakiejś organizacji religijnej typu oaza. A przecież katechetka nie może brać pod uwagę tych spraw przy ocenie (...) - twierdzi czytelnik.
(za kolbuszowa24)
Dlaczego "czytelnik" ,nie porozmawiał z katechetka,dyrektorem,inspektorem oświaty ,radnym ze swojego okręgu?Dlaczego nie zadzwonił do Korso,Super Nowości ,Nowin,które bardzo chętnie piszą o Kolbuszowej?Dlaczego radny Karkut pochwala takie działania,które w dodatku obnażają słabość demokracji w naszym miasteczku?
Dobrze, że są rodzice, którzy troszczą się o swoje pociechy i którzy nie boją się powiedzieć, że coś się im nie podoba.
Tak wygląda wzorowa troska rodziców o swoje dzieci wg radnego Karkuta.To zresztą dosyć symptomatyczne ponieważ w Kolbuszowej, samorządowcy osobom skarżącym się radzą pisać anonimy do gazet.Kto więc doradził tajemniczemu "czytelnikowi" zadzwonić do Gazety Rzeszowskiej?A może sam to zrobił?
O co tutaj chodzi?Ano nasze miejscowe buldogi wzięły się za łby i trwa w najlepsze walka pod dywanem.
Ciekawe, że w tej szkole nigdy nie widzi się problemu. WFiści dorabiali na boku pobierając opłaty za darmowe boisko - nie było problemu. W toaletach syf i smród, że dzieciaki nie mogły się załatwić - nie było problemu.
Pozornie wygląda to na atak na dyrektora szkoły.Jest to jednak zawoalowany cios w przewodniczącego Komisji Oświaty (i czegoś tam jeszcze), Doriana Pika. Nic w tym dziwnego ponieważ panowie się ostatnio niezbyt lubią.Dlaczego akurat teraz?Trudno wyczuć, ale trwają ostatnio przepychanki o stołek dyrektora MDK.Już krążą plotki o rezygnacji radnego Pika z przewodniczenia komisji.Czyżby więc?
Jak to wszystko znowu pozbiera w większość Józef Fryc?Nie ma się co podniecać, panowie dogadają się przy ,albo pod stołem,a o wszystkim dowiemy się już za kilka tygodni.
P.s. Radny Karkut już zmienił zeznania;
W poprzednim wpisie podałem kilka faktów, które jak widać nie zostały dobrze zrozumiane. W związku z tym kilka zdań wyjaśniających...
Do "Gazety" zadzwonił czytelnik oburzony kryteriami oceniania, które na lekcji religii wyznaczyła katechetka. - Dzieci mają zapisane w zeszycie, że kryteria, jakie będzie brała pod uwagę nauczycielka przy ocenie końcowej, to m.in.: codzienna modlitwa, uczęszczanie na msze św. w każdą niedzielę oraz zapisanie się do jakiejś organizacji religijnej typu oaza. A przecież katechetka nie może brać pod uwagę tych spraw przy ocenie (...) - twierdzi czytelnik.
(za kolbuszowa24)
Dlaczego "czytelnik" ,nie porozmawiał z katechetka,dyrektorem,inspektorem oświaty ,radnym ze swojego okręgu?Dlaczego nie zadzwonił do Korso,Super Nowości ,Nowin,które bardzo chętnie piszą o Kolbuszowej?Dlaczego radny Karkut pochwala takie działania,które w dodatku obnażają słabość demokracji w naszym miasteczku?
Dobrze, że są rodzice, którzy troszczą się o swoje pociechy i którzy nie boją się powiedzieć, że coś się im nie podoba.
Tak wygląda wzorowa troska rodziców o swoje dzieci wg radnego Karkuta.To zresztą dosyć symptomatyczne ponieważ w Kolbuszowej, samorządowcy osobom skarżącym się radzą pisać anonimy do gazet.Kto więc doradził tajemniczemu "czytelnikowi" zadzwonić do Gazety Rzeszowskiej?A może sam to zrobił?
O co tutaj chodzi?Ano nasze miejscowe buldogi wzięły się za łby i trwa w najlepsze walka pod dywanem.
Ciekawe, że w tej szkole nigdy nie widzi się problemu. WFiści dorabiali na boku pobierając opłaty za darmowe boisko - nie było problemu. W toaletach syf i smród, że dzieciaki nie mogły się załatwić - nie było problemu.
Pozornie wygląda to na atak na dyrektora szkoły.Jest to jednak zawoalowany cios w przewodniczącego Komisji Oświaty (i czegoś tam jeszcze), Doriana Pika. Nic w tym dziwnego ponieważ panowie się ostatnio niezbyt lubią.Dlaczego akurat teraz?Trudno wyczuć, ale trwają ostatnio przepychanki o stołek dyrektora MDK.Już krążą plotki o rezygnacji radnego Pika z przewodniczenia komisji.Czyżby więc?
Jak to wszystko znowu pozbiera w większość Józef Fryc?Nie ma się co podniecać, panowie dogadają się przy ,albo pod stołem,a o wszystkim dowiemy się już za kilka tygodni.
P.s. Radny Karkut już zmienił zeznania;
W poprzednim wpisie podałem kilka faktów, które jak widać nie zostały dobrze zrozumiane. W związku z tym kilka zdań wyjaśniających...

Mniej niż zero
14 maja 1983 roku wczesnym popołudniem zmarł 19 letni Grzegorz Przemyk. Dla dzisiejszych nastolatków to ktoś zupełnie nie znany mimo, że jego postać mogłaby być szczególnie bliska młodzieży. Wrażliwy, trochę poeta, trochę buntownik, boleśnie przezywający rozbicie rodziny. 12 maja razem z kolegami świętował zdaną maturę, zatrzymany przez milicję został ciężko pobity w komisariacie MO przy ul. Jezuickiej. Komuniści stawali na głowie, żeby sprawę zatuszować- w pobicie wrobiono sanitariuszy. Wszyscy i tak wiedzieli, że chłopak został zakatowany przez milicjantów, którzy w sfingowanym procesie zostali uwolnieni od zarzutów.“Twoje miejsce na ziemi tłumaczy zaliczona matura na pięć. Są tacy, to nie żart, dla których jesteś wart mniej niż zero”.
poniedziałek, 13 maja 2013
Festiwal żywej muzyki Kolbuszowej
Powstała całkiem fajna strona internetowa promująca nowe wydarzenie kulturalne w Kolbuszowej .
W dniach 18 i 19 maja br. w Miejskim Domu Kultury w Kolbuszowej odbędzie się Festiwal żywej muzyki na strun dwanaście i trzy smyki. Wydarzenie będzie składało się z dwóch części z ,,Warsztatów z żywej muzyki... i niedzielnego konkursu w plenerze. Obie części wyjątkowo atrakcyjne.
W pierwszej przeznaczonej dla muzyków i muzykantów będziemy mieli okazję wzbogacić swoją wiedzę bezpośrednio od specjalistów i ekspertów z zakresu etnomuzykologii, etnografii i folkloru. Grę Lasowiackich muzykantów zaprezentuje Władysław Pogoda najstarszy z nich. To on właśnie (Kuszenie Władysława CD, wydane 2011r i wyróżnione w ubiegłorocznym, najbardziej prestiżowym konkursie w Polsce na Fonogram Źródeł) i Jarosław Mazur z młodego pokolenia muzyków zainspirował nas do podjęcia festiwalowo - warsztatowych działań. Cel jest szczytny: powrót do grania melodii ludowych w sposób możliwie najbardziej tradycyjny.
>> kliknij tutaj<<
A mi się spodobało że pan Jarosław Mazur znacznie odmłodniał . :)
W dniach 18 i 19 maja br. w Miejskim Domu Kultury w Kolbuszowej odbędzie się Festiwal żywej muzyki na strun dwanaście i trzy smyki. Wydarzenie będzie składało się z dwóch części z ,,Warsztatów z żywej muzyki... i niedzielnego konkursu w plenerze. Obie części wyjątkowo atrakcyjne.
W pierwszej przeznaczonej dla muzyków i muzykantów będziemy mieli okazję wzbogacić swoją wiedzę bezpośrednio od specjalistów i ekspertów z zakresu etnomuzykologii, etnografii i folkloru. Grę Lasowiackich muzykantów zaprezentuje Władysław Pogoda najstarszy z nich. To on właśnie (Kuszenie Władysława CD, wydane 2011r i wyróżnione w ubiegłorocznym, najbardziej prestiżowym konkursie w Polsce na Fonogram Źródeł) i Jarosław Mazur z młodego pokolenia muzyków zainspirował nas do podjęcia festiwalowo - warsztatowych działań. Cel jest szczytny: powrót do grania melodii ludowych w sposób możliwie najbardziej tradycyjny.
>> kliknij tutaj<<
A mi się spodobało że pan Jarosław Mazur znacznie odmłodniał . :)
Cherb burmistrza Zuby-riposta urzędników
Urzędnicy miejscy siem oburzyli (jak nie wiem co).
Okazuje się że radni miejscy kilka lat temu zmienili wygląd naszego herbu.
Z takiego ,

na taki,

Jak widać na załączonych obrazkach jest to różnica kolosalna,niezbędna, niecierpiąca zwłoki.
Za tak ważną dla nas zmianę radni pobrali dietę,nażarli się paluszków i wypili do dna kawę z termosów .
Co ciekawe przegłosowali to na trzeźwo (przynajmniej tak twierdzą).
O tym fakcie jednak nie doniesiono mieszkańcom-rzeczywiście nie ma się czym chwalić.Nie pozmieniano także dokumentów i nawet w Statucie Miasta widnieje "stary" herb.Po co to było więc robić? Mało tego podobno przegłosowali wtedy za jednym zamachem jakąsik flagę?Widział ktoś może to innowacyjne dzieło naszych radnych?
Mimo iż to tylko krótki rękaw, trochę inne kolorki ,ale to są ogromne koszty.Nawet to,że ktoś taki projekt wykonał i dostał za to odpowiednią gratyfikacje.
A ile będzie nas kosztować zmiana tablic z nazwami ulic?Wszystko to przy 33 milionowym zadłużeniu budżetu miasta.
ciekawe jakie są koszty tych "kosmetycznych" (jak się wyraził jeden z radnych) zmian w herbie?

Co ciekawe nazwy ulicy 22 lipca nie da się zmienić od 22 lat ponieważ są to za duże koszty.
niedziela, 12 maja 2013
W Warszawie moda na Kocirbę
Już ponad sto pięćdziesiąt lat przed urodzeniem Fryderyka Chopina tańce polskie były modne w Europie. Po raz pierwszy stały się znane poza Polską w XVII wieku, gdy poprzez Niemcy dotarły do Skandynawii. Do dzisiaj jednym z najpopularniejszych tańców w Szwecji czy Danii jest "polska", a w Norwegii "pols". We Francji gra się "mazurkę" za sprawą polskich legionistów, którzy swym tańcem podbijali serca gości paryskich salonów na przełomie XVIII i XIX wieku. Z Francji mazurki rozprzestrzeniły się dalej – między innymi do Włoch, Austrii, docierając aż na zachodnie krańce Europy: do Hiszpanii i Portugalii. Z tych dwóch krajów powędrowały do ich kolonii: na Azory, Wyspy Zielonego Przylądka i Wyspy Kanaryjskie, a nawet do Brazylii oraz Meksyku i z powodzeniem funkcjonują w tamtejszych kulturach. W Polsce rytmy tych tańców były jednym z najważniejszych elementów muzycznej wyobraźni zarówno gminu, jak i dworu aż do lat 50. minionego wieku.
W tym wielkim wydarzeniu wystąpiło ponad 60 wykonawców z całego świata,wśród nich także nasza kolbuszowska kapela Kocirba .Niestety nasi artyści nie mogli wystąpić w części konkursowej ponieważ... wygrali go w zeszłym roku i teraz zagrali w koncercie laureatów.
Brawa i gratulacje dla pana Mazura , Teresy Potańskiej i Doroty Jamróz i wielu innych osób uczestniczących w tym projekcie.
Wspaniała wizytówka naszego miasteczka.Warto aby zainteresowali się nimi ,i wsparli ich działalność urzędnicy z działów promocji powiatu i gminy.

Kocirba / "Wolny od Kosów" (utwór z repertuaru Jana Marca) from muzyka zakorzeniona on Vimeo.
W tym wielkim wydarzeniu wystąpiło ponad 60 wykonawców z całego świata,wśród nich także nasza kolbuszowska kapela Kocirba .Niestety nasi artyści nie mogli wystąpić w części konkursowej ponieważ... wygrali go w zeszłym roku i teraz zagrali w koncercie laureatów.
Brawa i gratulacje dla pana Mazura , Teresy Potańskiej i Doroty Jamróz i wielu innych osób uczestniczących w tym projekcie.
Wspaniała wizytówka naszego miasteczka.Warto aby zainteresowali się nimi ,i wsparli ich działalność urzędnicy z działów promocji powiatu i gminy.

Kocirba / "Wolny od Kosów" (utwór z repertuaru Jana Marca) from muzyka zakorzeniona on Vimeo.
sobota, 11 maja 2013
W samo południe
Multiinstrumentalista pan Jarosław Mazur (ten od Kocirby i Hudaków) budził dzisiaj do życia Raniżów.
Lokata Mojżesza Szota
Poleca się poniższe do poczytania złotoroleksowym Żydom amerykańskim łamiącym
paragrafy celem pozyskania szmalu i majątków "żydowskich braci" spalonych w
piecach Holokaustu.
Nie pytamy żydowskich milionerów, dlaczego upominają się o majątki swoich
braci zamordowanych przez hitlerowców. O majątki małomiasteczkowej,
żydowskiej nędzy, żydowskiego pachciarstwa i żydowskiej inteligencji dawnego
Krakowa, dawnej Warszawy i paru innych dawnych miast polskich.
Wspaniałomyślnie nie pytamy także, co uczynili w czasie Holokaustu
ustosunkowani i zasobni amerykańscy Żydzi schowani bezpiecznie za Oceanem
Atlantyckim, żeby ocalić polskich Żydów. Czy przynajmniej się za nich
modlili?
Proponujemy jedynie pazernemu, amerykańskiemu żydostwu, a także prześwietnym
adwokatom nowojorskim, którzy zdążyli zbić na żydowskich roszczeniach
odszkodowawczych wielomilionową kasę, żeby zapoznali się z historią dwóch
dunamów ziemi nabytych tuż przed II wojną światową przez niejakiego Mojżesza
Szota. Jedną z 6 milionów żydowskich ofiar Holokaustu.
Dwa dunamy ziemi
Przed 62 laty ojciec Michaela Szota opowiadał dzieciom, Michaelowi i jego
siostrze, że po wojnie – jeśli wszystko dobrze się skończy – rodzina Szotów
pojedzie do Palestyny, gdzie w Hajfie, na górze Carmel, ojciec Szota nabył 2
dunamy ziemi.
– Ile to 2 dunamy – interesował się Michael.
– Nie wiem, ile tego jest – powiedział – ale wiem, że 2 dunamy wystarczą nam
na dom z widokiem na zatokę i na ogród, w którym posadzimy drzewa
pomarańczowe.
Rozmowa odbywała się w nocy, w warszawskim getcie, w małym mieszkaniu przy
ulicy Orlej nr 10, gdzie poza Szotami koczowały jeszcze dwie żydowskie
rodziny. Michael na zawsze zapamiętał słowa "drzewa" i "pomarańcze", ponieważ
na terenie warszawskiego getta nie było ani drzew, ani pomarańczy. Nie było
także jedzenia i opału do pieca, a po jakimś czasie zabrakło także ojca wraz
z jego opowiadaniami o dwóch dunamach ziemi na dalekiej górze Carmel i o
pieniądzach złożonych w anglo-palestyńskim banku z myślą o postawieniu domu.
Nieco wcześniej, gdy były łapanki i policjanci żydowscy namawiali do zejścia
na podwórko, gdzie koło stojaka do trzepania dywanów formowały się grupy
ludzi pędzonych do wagonów czekających na placu przeładunkowym, rodzina
Szotów wraz z Żydami, z którymi mieszkała, chowała się w małej, dusznej i
ciemnej komórce, której drzwi zastawione były szafą.
Żydowscy policjanci przysłani przez prezesa Judenratu Adama Czerniakowa
biegali po pokojach, opukiwali ściany i zabierali to, co jeszcze nadawało się
do zabrania.
Eukaliptusy z góry Carmel
Późną jesienią 1968 r. trochę nie z własnej woli Michael znalazł się w
Izraelu i na mocy przypadku posłany został do Hajfy, gdzie na tzw. ulpanie,
szkółce z internatem, miał poznać tajniki języka hebrajskiego. Michael
rozglądał się po egzotycznym dlań tropikalnym pejzażu Hajfy i przypomniał
sobie opowiadania ojca, kiedy przewodnik oprowadzający wycieczkę nowo
przybyłych Żydów pokazał im wzgórze nad zatoką zabudowane białymi willami,
między którymi rosły zielone drzewa.
– To jest góra Carmel! – powiedział przewodnik z dumą. – Szwajcaria Izraela.
Michael zapytał, czy na Carmelu rosną drzewa pomarańczowe, które chciałby
zobaczyć z bliska. Przewodnik wzruszył jedynie ramionami.
– Drzewa pomarańczowe rosną w kibucach – wyjaśnił – w sadach owocowych
zwanych pardesami i ogrodzonych drutem kolczastym. Pomarańcze kupuje się na
targu. Drzewa na Carmelu, eukaliptusy i palmy, sadzane są dla dekoracji.
Potem jeszcze kilka razy Michael spacerował po Carmelu, wałęsał się między
ciasno zabudowanym willami hebrajskich milionerów, przed którymi parkowały
amerykańskie samochody, i nigdzie nie widział dwóch dunamów swojego ojca.
Wykazy, których nie ma
Trochę później, gdy Michael nauczył się wreszcie hebrajskiego, od razu
rozśmieszył urzędnika instytucji Keren Kajemet le Israel, która przed II
wojną światową sprzedawała polskim Żydom ziemie na Carmelu i ulice w Tel
Awiwie.
– Jeśli twój ojciec coś u nas kupił – powiedział urzędnik Michaelowi – to
jego nazwisko znajduje się na listach, na wykazach. W Keren Kajemet, w
Achszara ha Iszuw albo w Rasko.
– A gdzie są te listy, gdzie są te wykazy? – zapytał Michael.
– A gdzie jest twój ojciec? – odpowiedział urzędnik pytaniem na pytanie.
– Ojciec zginął w getcie – powiedział Michael.
Urzędnik podniósł do góry palec.
– Otóż to – oświadczył. – U nas też była wojna i nie ma list. Przepadły. Nie
ma wykazów własnościowych i nie pozostało śladu po notowaniach hipotecznych.
Wszystko zamieniło się w popiół jak polscy Żydzi, których nazwiska figurowały
na listach i rachunkach.
– Co sobie wyobrażaliście? – denerwował się urzędnik. – Myśleliście, że
będziemy pilnowali waszych zafajdanych interesów przez te wszystkie lata,
kiedy nie dawaliście znaku życia? Kiedy wojska Rommla zagrażały nam od strony
Egiptu i później, kiedy arabscy fedaini nieśli tu pożogę, zniszczenie i
śmierć? Kiedy budowaliśmy drogi i kładliśmy mosty? Kiedy zajęci byliśmy
wysiłkiem syjonistycznym? Kiedy walczyliśmy z malarią i wieszaliśmy Eichmana
przywiezionego z Argentyny? Powinniście być szczęśliwi, że mieliście dokąd
przyjechać, kiedy wam goj pogonił kota.
Szukajcie a znajdziecie
Słuchajcie, Żydzi amerykańscy wyczuleni na żydowską krzywdę. Banki
szwajcarskie kłóciły się, wybrzydzały, ale coś tam Żydom oddały. Nie oddały
natomiast Żydom ani grosza żydowskie banki gromadzące oszczędności żydowskich
ciułaczy słane z dalekiej Polski na czarną godzinę przed II wojną światową.
Należące do palestyńskich Żydów banki prowadzące programy oszczędnościowe
zachwalane polskim Żydom w żydowskich gazetach i na scenie żydowskich
kabaretów po izraelsku wykręcają się teraz brakiem rachunków i rozliczeń. Z
izraelskiego banku Haleumi, który przejął finanse i zobowiązania banków anglo-
palestyńskich, ulotniły się pieniądze należące do polskich Żydów posłanych
przez niemieckich oprawców do komór gazowych i pieców. Izraelskie instytucje
nie oddały i nie zamierzają oddać ani dunama ziemi. Okrutnie chętne są za to
do przejęcia majątków po spalonych Żydach. Przemierzają Polskę wzdłuż i
wszerz, węszą po hipotekach, ślą płaczliwe petycje do Unii Europejskiej.
Izraelskim macherom holokaustowym "rewindykującym" pożydowskie mienie na
własny, izraelski interes polecam niniejszym zimną mykwę. Znajdziecie panowie
pożydowski szmal i pożydowskie dunamy po spalonych Żydach, jeśli rozejrzyjcie
się po własnych śmieciach, które ogradzacie murem wzorowanym na murze
warszawskiego getta.
Autor : Michael Szot
piątek, 10 maja 2013
Cherb burmistrza Zuby.
Urząd Miasta wydał tysiące złotych na tandetny folder reklamowy naszego miasteczka.
"Przyszłość biznesu - biznes na przyszłość"Obrazuje on dosyć dokładnie mizerię intelektualną pracowników magistratu, którzy nie wiedzą nawet jak wygląda herb naszego miasteczka.
To samo jest na stronie internetowej urzędu,oraz na profilu na Facebooku.
Różnica niby niewielka, tylko dłuższy jeden z rękawów.
Na tej samej zasadzie "zapomniano" (łuups) o kanalizacji deszczowej w Ogródku Jordanowskim,albo o dołączeniu niezbędnych dokumentów do wniosków o dotacje unijne.A my za głupotę urzędników płacimy coraz więcej .

To samo jest na stronie internetowej urzędu,oraz na profilu na Facebooku.
Różnica niby niewielka, tylko dłuższy jeden z rękawów.

Na tej samej zasadzie "zapomniano" (łuups) o kanalizacji deszczowej w Ogródku Jordanowskim,albo o dołączeniu niezbędnych dokumentów do wniosków o dotacje unijne.A my za głupotę urzędników płacimy coraz więcej .
czwartek, 9 maja 2013
Nie tylko jeden chromosom więcej
Zespół Downa może nie być problemem jeśli przestaniemy te problemy stwarzać i jeśli na serio zaczniemy pomagać rodzicom najpierw dzieci z Downem, a potem osobom z Downem. Pomagać w takim zakresie jak tego potrzebujemy, a potem nie przeszkadzać, jak przeszkadzamy i usuwać bariery, także te mentalne, które odmawiają szacunku, godności i prawa do normalności, które stwarzamy. Pani Dominika robi fantastyczną prace w przełamywaniu naszych stereotypów, niskie za to ukłony!
(Manika Płatek)
Newsweek: Zatem nie czuje się pani inna?
Dominika Kasińska: Inność jest wtedy, gdy ciągle się na ciebie gapią. A na mnie się nie gapili. Długo myślałam, że jestem trochę inna, bo jestem niższa od koleżanek i kolegów i mam kłopoty ze zdrowiem. Z kręgosłupem, tarczycą, ze wzrokiem. Ostatnio dowiedziałam się, że mam chore serce. A kiedyś terapeuta powiedział mojej mamie, że ona ma chore ambicje.
Newsweek: Dlaczego?
Dominika Kasińska: Bo chce mnie posłać do szkoły. Przecież dzieci z Downem nadają się tylko do ośrodków. Nie sprawdził, co potrafię. Nawet nie zapytał, co ja o tym myślę, choć stałam obok. Nie zobaczył Dominiki Kasińskiej, zobaczył przypadek Downa. A ja już w przedszkolu zamarzyłam sobie, że usiądę w szkolnej ławce.
Newsweek: W szkole specjalnej?
Dominika Kasińska: W normalnej. I tak się stało, zostałam po prostu zapisana do podstawówki. Mijał rok po roku, a ja nie odpadałam. Później tak samo zwyczajnie przeszłam do gimnazjum. Czasem tylko było tak, że nie umiałam przeczytać literek na testach, bo mam chory wzrok. Zdarzało się, że nauczyciele dawali mi takie drobne druczki jak innym, bo zapominali, że mam zespół Downa i źle widzę. Dużo się uczyłam. Lubiłam się uczyć, nawet gdy się męczyłam. Nad matematyką i fizyką siedziałam godzinami. Mama mówiła: „Odpocznij już sobie”, a ja wkuwałam chemię. A potem koledzy odpisywali ode mnie zadania. Tylko „Pan Tadeusz” był dla mnie nie do przejścia.
Wie pani, do niedawna w ogóle nie wiedziałam, co to jest szkoła specjalna. I że tam trafia większość osób z zespołem Downa. A przecież to, że ktoś ma Downa, nie znaczy, że nic nie rozumie i nie może się uczyć. Zrozumiałam to dopiero wtedy, kiedy zaczęłam się zajmować osobami niepełnosprawnymi na terapii zajęciowej. Wiem, że niektóre całkiem sobie nie radzą. Rodzice często się za nie wstydzą i trzymają je w domach. Nikt niczego od nich nie wymaga i nie sprawdza, co potrafią, bo wiadomo, że i tak nic z nich nie będzie. Tylko niektóre z takich dzieci idą potem do szkół integracyjnych. A nawet tam wcale nie jest łatwo się dostać. Mnie na przykład nie przyjęli do liceum integracyjnego.
Newsweek: Dlaczego?
Dominika Kasińska: Właśnie nie wiem. Po skończeniu gimnazjum poszłam na rozmowę do szkoły średniej w dużym mieście. A tu, proszę: nie nadaję się. To znaczy pani powiedziała, że to szkoła się nie nadaje. Domyślam się, że nie chcieli mnie przyjąć, bo mam zespół Downa. Ale ze mną nie ma kłopotów. Kłopoty w szkole są z tymi, którzy nie chcą się uczyć.
Newsweek: Ale znalazł się dyrektor innej szkoły, który nie widział problemu i panią przyjął.
Dominika Kasińska: To był dyrektor liceum w Buczkowicach, niedaleko Szczyrku. Zaufał mi. Powiedział: widzę świadectwa, gadam jak z dorosłą. Jesteś przyjęta do szkoły. Ludzie w ogóle są różni. Niektórzy są fajni. Niektórzy trochę dziwni. Nie powiem: nienormalni, bo mam spokojny i miły charakter. Dziwni to ci, którzy nas źle traktują.
....
Newsweek: Ale chodzi też o reakcje w momencie zagrożenia. Sama pani przyznała, że myśli wolniej niż inni...
Dominika Kasińska: A kto powiedział, że to ja mam podejmować w grupie najważniejsze decyzje? Czy muszę być z dziećmi sama? Zawsze mogę być na przykład drugim opiekunem. Niedawno zostałam wolontariuszką w Fundacji Anny Dymnej. Mam nadzieję, że w czasie Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, który odbędzie się w czerwcu w Krakowie, będę się mogła zająć najmłodszymi uczestnikami konkursu. Myślę nawet chwilami o tym, by po szkole przenieść się do Krakowa.
Newsweek: Będzie pani sama mieszkać, sama opłacać rachunki?
Dominika Kasińska: Być może zamieszkam z kimś, kto będzie nade mną czuwał. Może na przykład znajdę pracę jako opiekun w całodobowym ośrodku? A może zamieszkam z facetem? I to on będzie opłacał prąd?
Newsweek: Myśli pani o facetach?
Dominika Kasińska: Ostatnio jeden z moich podopiecznych na terapii zajęciowej powiedział, że jestem tak atrakcyjna, że powinnam mieć już chłopaka. Ale to jeszcze nie jest mój czas. Na razie podobają mi się aktorzy. Filip Bobek i Krystian Wieczorek.
Newsweek: A ogląda pani serial, w którym występuje aktor z zespołem Downa?
Dominika Kasińska: Nie oglądam „Klanu”, wolę „Na Wspólnej”. W życiu też nie obchodzi mnie, czy ktoś ma Downa, czy nie. Przez długi czas w ogóle nie znałam nikogo z zespołem Downa. Wie pani, zespół Downa ma swoje dobre strony. Na przykład kiedy opiekuję się niepełnosprawnymi ludźmi, to oni wiedzą, że nic mnie nie wyprowadzi z równowagi. Bo doskonale wiem, jak to jest. Kiedyś też nie mogłam trafić do buzi łyżką, nie umiałam zapiąć guzików. Nadal wolno mówię. Poza tym osoby z zespołem Downa nie potrafią ściemniać. Nie umiem kłamać. Niedawno byłam na oazie. Cała grupa przyrzekła, że przez rok nie będzie pić alkoholu. To się nazywa krucjata trzeźwości. A ja wiedziałam, że zaraz zaczną się osiemnastki, koleżanki poczęstują mnie szampanem i będzie mi trudno odmówić. Musiałam uczciwie podejść do sprawy! W końcu uznałam, że podpiszę zobowiązanie, bo dam jednak radę, słowa dotrzymam. Tylko podjęcie decyzji zajęło mi chwilę.
Newsweek: Zastanawiała się pani, czy związek kogoś z zespołem Downa i tak zwanego normalsa jest w ogóle możliwy? Pablo Pineda mówi, że dzieli nas od siebie mur. Że osoby z zespołem Downa traktuje się tak, jakby nie miały potrzeb, a nawet płci.
Dominika Kasińska: Nie wszystko jest w moim życiu tak, jak bym chciała. Chciałabym mieć przynajmniej 160 centymetrów wzrostu i szczuplejsze nogi. A nie mam. Ale jestem kobietą, czuję się nią w stu procentach. Chcę mieć kiedyś własny dom, rodzinę, dziecko. Tak jak chcę kiedyś pojechać na Hawaje. I nauczyć się mówić po hiszpańsku.
Newsweek: A jeśli się nie uda? Jeśli jakiś mężczyzna powie: nie mogę z tobą być, bo masz Downa?
Dominika Kasińska: To go zostawię (śmiech). To jest kolejny zakręt. Trudny. Jeśli się nie uda? Pewnie znowu popatrzę na to, co mam. A mam nie tylko jeden chromosom więcej.
całość
Subskrybuj:
Posty (Atom)