W najnowszym wydaniu Wróżki (jeszcze do nabycia w rybnym), można przeczytać artykuł : Jak chłopka carycą została.Co ciekawe autor przytoczył hipotezę pana Adama Skowrońskiego (kliknij tutaj), jakoby była ona (po mieczu) naszą rodaczką z Kolbuszowej
Jak się dowiedziałem (nieoficjalnie) nasz historyk regionalista pan Michno, wszczął poszukiwania miejsca w którym stał dom Samuela Skowrońskiego, tatusia przyszłej carycy.
W związku z powyższym (mam nadzieję), zrezygnuje on z kandydowania po raz czwarty do rady miejskiej.
- Lokalne media
- Instytucje
- Kultura
- Sport
- Stowarzyszenia
- Ogłoszenia
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historie. Pokaż wszystkie posty
sobota, 9 sierpnia 2014
sobota, 16 listopada 2013
Kurtyzana z Kolbuszowej...
Trochę inna wersja tej samej historii.
...chodzi o słynącą z nieprzeciętnej urody chłopkę z Kolbuszowej, pasterkę gęsi i trzody chlewnej, Agnieszkę (Jadwigę) Machówną urodzoną tutaj około 1650 roku.
źródło
...chodzi o słynącą z nieprzeciętnej urody chłopkę z Kolbuszowej, pasterkę gęsi i trzody chlewnej, Agnieszkę (Jadwigę) Machówną urodzoną tutaj około 1650 roku.
Piękna, przebiegła i sprytna
Dzięki swej przebiegłości wyszła za mąż za kozaka Lubomirskich Bartosza Zatorskiego. Kiedy znudziła się swoim wybrankiem wyjechała do Krakowa a następnie do Warszawy. W 1668 r. kupiła fałszywe dokumenty na nazwisko Aleksandry Zborowskiej i wynajęła mieszkanie. W salonach opowiadała, ze jest córką szlachcica Marcina Zborowskiego, sierotą i zawróciła w głowie niejednemu szlachcicowi. W Warszawie poznała także dworaka królowej polskiej Eleonory Habsburżanki – oficera wojsk austriackich (Eleonora była Austriaczką) niejakiego Colattiego, z którym po pewnym czasie wyjechała do Wiednia, nie zważając na swojego pierwszego męża.Nabrała samego cesarza
Tu podczas audiencji u samego cesarza Leopolda piękna dziewczyna zrobiła „maślane” oczy, i poskarżyła się, ze jako biedna dziewczyna, córka polskiego szlachcica została porwana z klasztoru przez rzeczonego oficera. Wzruszony cesarz zmuszony był przebiegłej kolbuszowiance wypłacić ogromne odszkodowanie, za które Agnieszka urządziła sobie wojaże do Francji i Włoch. Podczas swoich zagranicznych podróży (m.in. zwiedzała Rzym) poznała 16-letniego chłopca, kasztelanica sądeckiego Stanisława Rupniewskiego. Piękna Agnieszka (starsza przecież o dziesięć lat od swego wybranka) tak zawróciła w głowie chłopcu iż ten ożenił się z nią natychmiast. Wkrótce Rupniewski zmarł (nie wiadomo czy nie z pomocą swej urodziwej żonki), a ona wraz z synem (który urodził się już po śmierci Rupniewskiego) odziedziczyć miała bogactwa młodego szlachcica.Wpadka
Jednak siostra Rupniewskiego Barbara Szembekowa była przebiegłą cwaniarą - nie uznała praw Agnieszki do spadku, więcej nie uznała małżeństwa swego brata. Obie panie zacięcie walczyły o schedę spadkową przed lubelskim trybunałem. W tym czasie Agnieszka wyszła za mąż po raz kolejny za niejakiego Kazimierza Domaszewskiego. To był błąd... Domaszewski okazał się zdrajcą spiskując z Barbarą Szembekową. Dotarli oni przez swoich ludzi do Kolbuszowej, gdzie po zbadaniu ksiąg kościelnych wyszła na jaw cała prawda o Agnieszce Machównej: jej chłopskim pochodzeniu oraz statusie – była bowiem cały czas małżonką wspomnianego Bartosza Zatorskiego. Na rozprawie miał ja nawet rozpoznać sam kolbuszowski proboszcz przysłany jako świadek przez Szembekową.Tortury i śmierć
Agnieszka Machówna została 12 lipca 1681 roku skazana przez lubelski Trybunał Koronny na śmierć za krzywoprzysięstwo, „wdarcie się do stanu szklacheckiego” i bigamię. Wśród licznej gawiedzi ubrana w zgrzebną szatę i skuta młoda jeszcze 33-letnia Agnieszka wjechała na wozie na lubelski rynek. Przed ścięciem na lubelskim szafocie wyrwano jej piersi (kara za bigamię).źródło
piątek, 1 listopada 2013
Wszystkich świątych-święty Kazimierz
Kino Grażyna było przez dziesiątki lat okienkiem na świat dla naszego prowincjonalnego miasteczka.
Już same czarno-białe fotogramy największych polskich aktorów w holu ,budziły respekt do tej instytucji,a uśmiechająca się ze ściany Pola Raksa wzbudzała szybkie bicie serca u nie jednego z nas.
Przed kasą na podwyższeniu siedział bileter pan Kazimierz Dudziński który pilnował tam porządku.Swoim czarnym kolejarskim(?) mundurem wzbudzał respekt,wymuszany dodatkowo wyciąganiem z kolejki za uszy co bardziej niesfornych dzieciaków.Z zawodu był blacharzem z ulicy Mieleckiej ,pniok z tutejszych pnioków ,który potrafił nawet rynny zrobić.
Na starość, siwiuteńki i już trochę zniedołężniały dorabiał sobie popołudniami w kinie.
Wpuszczał nas w inny lepszy świat za jedyne kilka złotych.

Czasami widać jak chodzi po holu zapomnianego kina przyświecając sobie latarką,nie mogąc sobie znaleźć miejsca w nowej rzeczywistości.
Spoczywaj w pokoju!
sobota, 26 października 2013
Kino Grażyna
Andrzej Mleczko przywołuje kino Grażyna w Kolbuszowej i początek lat 60.
"Moi rodzice wybrali się na wieczorny seans. Zostałem sam w domu.
Mieliśmy kilka psów, które nienawidziły się jak psy. Niepilnowane przez
nikogo zaczęły jatkę, a ja, rozdzielając je, cierpiałem nieco.
Przerażony sąsiad zadzwonił do kina. Przerwano seans, zapalono światła i
bileterka wstrząśniętym głosem ogłosiła, że obecni na sali państwo
Mleczkowie powinni jak najszybciej udać się do domu w związku z
tragedią, która się u nich rozegrała. Kiedy rozdygotani wrócili, okazało
się, że nic strasznego się nie stało. Od tego czasu rzadziej chodzili
do kina".
sobota, 12 października 2013
Krzysztof Hariasz
Krzysztof Hariasz urodził się 18 stycznia 1955 roku w Kolbuszowej koło Rzeszowa. Jest absolwentem klasy o profilu matematyczno-fizycznym Liceum Ogólnokształcącego im. Janka Bytnara w Kolbuszowej. Edukację planował kontynuować w szkole filmowej. Przeszkodą okazały się wymogi formalne – do filmówki przyjmowano dopiero po studiach. W 1974 roku został studentem Wydziału Prawa Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Studia ukończył w 1979 roku.
Aktor Teatru Provisorium
Zdolności artystyczne przejawiał od lat młodzieńczych. Przez kilka lat pobierał lekcje gry na pianinie i akordeonie. W liceum grał na gitarze w zespole big-beatowym i śpiewał.
Na pytanie, skąd w nim zainteresowanie sztuką, jeszcze trzydzieści kilka lat wcześniej powiedziałby, że „to od Boga”. „Za Brodskim, który w ten sposób tłumaczył sędziemu, skąd ma powołanie poetyckie. Ale zdaje się, że to był też cytat z któregoś ze spektakli teatrów studenckich, że coś takiego ma się od Boga” – mówi Krzysztof Hariasz. Nie wiem, skąd mi się to wzięło, bo moi rodzice, oboje, byli księgowymi.
całość
wtorek, 14 maja 2013
Mniej niż zero
14 maja 1983 roku wczesnym popołudniem zmarł 19 letni Grzegorz Przemyk. Dla dzisiejszych nastolatków to ktoś zupełnie nie znany mimo, że jego postać mogłaby być szczególnie bliska młodzieży. Wrażliwy, trochę poeta, trochę buntownik, boleśnie przezywający rozbicie rodziny. 12 maja razem z kolegami świętował zdaną maturę, zatrzymany przez milicję został ciężko pobity w komisariacie MO przy ul. Jezuickiej. Komuniści stawali na głowie, żeby sprawę zatuszować- w pobicie wrobiono sanitariuszy. Wszyscy i tak wiedzieli, że chłopak został zakatowany przez milicjantów, którzy w sfingowanym procesie zostali uwolnieni od zarzutów.“Twoje miejsce na ziemi tłumaczy zaliczona matura na pięć. Są tacy, to nie żart, dla których jesteś wart mniej niż zero”.
środa, 3 kwietnia 2013
KLB tam bije serce...
Znany kolbuszowski raper podzielił się na swoim facebookowym koncie tą oto historią:
Dziś, wychodząc ze ,,Stokrotki" w Kolbuszowej, zaczepił mnie pewien starszy kulejący Pan...
Z góry założyłem... standardową sytuacje... więc...
Ja: Ile Pan chce?
Pan: Nie nie, ja nie chce od Pana żadnych pieniędzy...
Ja: Więc o co chodzi ?
Pan: Widzi Pan boli mnie bardzo noga ( faktycznie kulał ) mam tutaj zniżkę do apteki dlatego tutaj dotarłem, ale nie mam pieniędzy na leki, proszę Pana pójdzie Pan ze mną i kupi mi jakiś najtańszy lek przeciwbólowy, bardzo mnie boli...
Ja: Zaskoczony, Kazałem mu poczekać chwile, wróciłem się do sklepu, kupiłem leki przeciwbólowe, dałem starszemu Panu...
Pan: Dziękuje, widzi Pan jestem już stary i po prostu nie miałem pieniędzy nawet na te tabletki, Zdrowych i wesołych świąt, niech Pan na siebie uważa... jeszcze raz bardzo dziękuje!
Ja: Nie ma problemu, ciesze się że mogłem pomóc, życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
Było mi głupio, mam nadzieje że faktycznie mogłem pomóc...
Dbajcie o Swoich bliskich, otaczajcie się szczerymi, bezinteresownymi ludźmi, bądźcie zdrowi, fizycznie jak i na umyśle. To wszystko czego mogę Wam życzyć i wcale nie na święta... lecz na każdy dzień.
Pozdrawiam / SPLO
Potrafimy się wzruszać,nawet dorzucić na orkiestrę Owsiaka, a nie potrafimy wymusić na rządzie konstytucyjnie gwarantowanej bezpłatnej opieki zdrowotnej.
Dziś, wychodząc ze ,,Stokrotki" w Kolbuszowej, zaczepił mnie pewien starszy kulejący Pan...
Z góry założyłem... standardową sytuacje... więc...
Ja: Ile Pan chce?
Pan: Nie nie, ja nie chce od Pana żadnych pieniędzy...
Ja: Więc o co chodzi ?
Pan: Widzi Pan boli mnie bardzo noga ( faktycznie kulał ) mam tutaj zniżkę do apteki dlatego tutaj dotarłem, ale nie mam pieniędzy na leki, proszę Pana pójdzie Pan ze mną i kupi mi jakiś najtańszy lek przeciwbólowy, bardzo mnie boli...
Ja: Zaskoczony, Kazałem mu poczekać chwile, wróciłem się do sklepu, kupiłem leki przeciwbólowe, dałem starszemu Panu...
Pan: Dziękuje, widzi Pan jestem już stary i po prostu nie miałem pieniędzy nawet na te tabletki, Zdrowych i wesołych świąt, niech Pan na siebie uważa... jeszcze raz bardzo dziękuje!
Ja: Nie ma problemu, ciesze się że mogłem pomóc, życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
Było mi głupio, mam nadzieje że faktycznie mogłem pomóc...
Dbajcie o Swoich bliskich, otaczajcie się szczerymi, bezinteresownymi ludźmi, bądźcie zdrowi, fizycznie jak i na umyśle. To wszystko czego mogę Wam życzyć i wcale nie na święta... lecz na każdy dzień.
Pozdrawiam / SPLO
Potrafimy się wzruszać,nawet dorzucić na orkiestrę Owsiaka, a nie potrafimy wymusić na rządzie konstytucyjnie gwarantowanej bezpłatnej opieki zdrowotnej.
wtorek, 2 kwietnia 2013
Jako biskup Rzymu i następca Apostoła Piotra
Fragment przemówienia wygłoszonego po angielsku przez Papieża Jana Pawła II w Yad Vashem Holocaust Memorial w Jerozolimie, Izrael, w dniu 23 marca 2000.
Jako biskup Rzymu i następca Apostoła Piotra, zapewniam naród żydowski, że Kościół Katolicki, motywowany ewangelicznym prawem prawdy i miłości, a nie żadnymi względami politycznymi, jest głęboko zasmucony nienawiścią, aktami prześladowania i przejawami antysemityzmu, skierowanymi przeciwko Żydom przez Chrześcijan w jakimkolwiek czasie i w jakimkolwiek miejscu.
Kościół odrzuca rasizm w jakiejkolwiek formie, jako zaprzeczenie obrazu Stwórcy wrodzonego w każdej ludzkiej istocie.
W tym miejscu skupionej pamięci, żarliwie modlę się o to, aby nasza żałość po tragedii, jakiej doznał naród żydowski w dwudziestym wieku, doprowadziła do nowych stosunków pomiędzy Chrześcijanami i Żydami. Budujmy nową przyszłość, w której nie będzie antyżydowskich uczuć wśród Chrześcijan ani antychrześcijańskich uczuć wśród Żydów, lecz wzajemny szacunek wymagany od tych, którzy adorują jednego Stworcę i Pana oraz spoglądają na Abrahama jako na naszego wspólnego ojca w wierze.
całość
niedziela, 31 marca 2013
Turki w Raniżowie ze smaczkiem.
W Wielkanoc formowane są specjalne oddziały straży grobowych, na wzór wojskowych, zwane powszechnie Turkami, które są bez wątpienie najciekawszym obrządkiem ludowym okresu świąt wielkanocnych. Turki Wielkanocne to też najbardziej
polski z obrządków świąt Wielkanocy. Jednocześnie jest to tak
że zwyczaj najmniej znany, w którym rzadko kiedy uczestniczą
przybysze spoza lokalnej społeczności. Nie wyjaśniono dotąd
genezy powstania i pochodzenia nazwy „Turki”. Tradycja ludowa zwyczaj ten wywodzi z czasów odsieczy wiedeńskiej, kiedy
to w wyprawie Jana III Sobieskiego brali udział miejscowi chłopi. Po powrocie z wyprawy (w Wielkim Tygodniu ) do rodzinnych wsi byli przebrani w zdobyczne mundury tureckie. Wywołali tym wielki popłoch, a ludzie krzyczeli „Turki idą”. Oni zaś udali się do kościoła i w podzięce za ocalenie z bitwy, zaciągnęli
straż przy Grobie Pańskim. Z czasem te pierwsze ubiory zniszczały i zastąpiono je ubiorami naśladującymi mundury wojskowe. U
podstaw ukształtowania się zwyczaju straży wielkanocnych leży
niewątpliwie ewangeliczny przekaz o rzymskich legionach strzegących grobu Chrystusa. Można rzec, że prostą kontynuacją tej
rzymskiej straży były w późniejszych epokach wojskowe warty
honorowe w kościołach polskich pełnione od Wielkiego Piątku
do mszy rezurekcyjnej w Wielką Sobotę lub Wielką Niedzielę"
Wieści Raniżowskie str 26.
http://www.ranizow.pl/fileadmin/user_upload/wiesci_ranizowskie/2011/wr_04-05_2011.pdf
polski z obrządków świąt Wielkanocy. Jednocześnie jest to tak
że zwyczaj najmniej znany, w którym rzadko kiedy uczestniczą
przybysze spoza lokalnej społeczności. Nie wyjaśniono dotąd
genezy powstania i pochodzenia nazwy „Turki”. Tradycja ludowa zwyczaj ten wywodzi z czasów odsieczy wiedeńskiej, kiedy
to w wyprawie Jana III Sobieskiego brali udział miejscowi chłopi. Po powrocie z wyprawy (w Wielkim Tygodniu ) do rodzinnych wsi byli przebrani w zdobyczne mundury tureckie. Wywołali tym wielki popłoch, a ludzie krzyczeli „Turki idą”. Oni zaś udali się do kościoła i w podzięce za ocalenie z bitwy, zaciągnęli
straż przy Grobie Pańskim. Z czasem te pierwsze ubiory zniszczały i zastąpiono je ubiorami naśladującymi mundury wojskowe. U
podstaw ukształtowania się zwyczaju straży wielkanocnych leży
niewątpliwie ewangeliczny przekaz o rzymskich legionach strzegących grobu Chrystusa. Można rzec, że prostą kontynuacją tej
rzymskiej straży były w późniejszych epokach wojskowe warty
honorowe w kościołach polskich pełnione od Wielkiego Piątku
do mszy rezurekcyjnej w Wielką Sobotę lub Wielką Niedzielę"
Wieści Raniżowskie str 26.
http://www.ranizow.pl/fileadmin/user_upload/wiesci_ranizowskie/2011/wr_04-05_2011.pdf
![]() |
fot. M@ti Skąd ja ja znam ? ;) |
![]() |
fot. M@ti |
![]() |
fot. M@ti |
![]() |
fot. M@ti |
![]() |
fot. M@ti |
![]() |
fot. M@ti |
![]() |
fot. M@ti - źródło zdjeć |
sobota, 30 marca 2013
Co do koszyczka?
Pisanki, a powinna ich być cała kopa, trzeba najpierw pokolorować. Muszą być czarne, czerwone, zielone, żółte. Żeby ufarbować jajka można wykorzystać kruszynę, czyli barwnik z orzecha laskowego, łupy cebuli i zboże. Wzory na jajach można namalować woskiem albo zeskrobać brzytwą.
Do święcenia w Wielką Sobotę lasowiacy nieśli obowiązkowo kopę pisanek - 60 sztuk, ziemniaki, sól, szynkę, chleb oraz chrzan.
Na lasowiackim wielkanocnym stole nie może zabraknąć białego barszczu, chrzanu, soli, buraków ćwikłowych, szynki, boczku, kiełbasy i oczywiście jaj na wiele sposobów. Do obowiązkowych dań należą też wielkanocne baby, drożdżowe buły z rodzynkami, serowce i makowce.
- W świąteczny poniedziałek niech dziewczyny się nie bronią przed strumieniami wody - kończy Anna Rzeszut.
całość
czwartek, 28 marca 2013
Etno-dzieła pani Kingi.
Wosk, barwniki, trochę fantazji i dużo cierpliwości. To krótki przepis na tradycyjne podkarpackie pisanki... Tajniki ich wykonania można było dziś poznać w skansenie w Kolbuszowej. To początek kilkumiesięcznego cyklu spotkań z twórcami ludowymi pod hasłem "Do etno-dzieła".
Pani Kinga pisanki wykonuje od 50 lat. Ozdabia je metodą batikową - czyli wykorzystując rozgrzany pszczeli wosk. Podczas późniejszego barwienia rozpuszcza się - zostawiając na jajkach niezwykłe wzory. Swoim doświadczeniem pani Kinga dzieliła się z uczestnikami spotkania w kolbuszowskim skansenie. Przyszło kilkadziesiąt osób - często całe rodziny.
Ale nie tylko dla najmłodszych - robienie takich pisanek było to pierwszym tego typu doświadczeniem. A nie jest to łatwe - wymaga bowiem nie tylko pomysłowości, ale i cierpliwości. Wielu osobom tak spodobały się pisanki - że podobnie postanowili ozdobić także te do świątecznych koszyczków. Zajęcia z wykonywanie pisanek to początek cyklu 10 spotkań z twórcami ludowymi w kolbuszowskim skansenie. Można będzie między innymi nauczyć się wykonywania ozdób ze słomy, wikliny i filcu. Także papierowych kwiatów i weselnych szyszek.
calość +film
Pani Kinga pisanki wykonuje od 50 lat. Ozdabia je metodą batikową - czyli wykorzystując rozgrzany pszczeli wosk. Podczas późniejszego barwienia rozpuszcza się - zostawiając na jajkach niezwykłe wzory. Swoim doświadczeniem pani Kinga dzieliła się z uczestnikami spotkania w kolbuszowskim skansenie. Przyszło kilkadziesiąt osób - często całe rodziny.
Ale nie tylko dla najmłodszych - robienie takich pisanek było to pierwszym tego typu doświadczeniem. A nie jest to łatwe - wymaga bowiem nie tylko pomysłowości, ale i cierpliwości. Wielu osobom tak spodobały się pisanki - że podobnie postanowili ozdobić także te do świątecznych koszyczków. Zajęcia z wykonywanie pisanek to początek cyklu 10 spotkań z twórcami ludowymi w kolbuszowskim skansenie. Można będzie między innymi nauczyć się wykonywania ozdób ze słomy, wikliny i filcu. Także papierowych kwiatów i weselnych szyszek.
calość +film

środa, 27 marca 2013
Palmę wieszać czubkami do góry.
Przygotowania do zrobienia wielkanocnej palmy trwają cały rok. Trzeba zasuszyć piękne trawy, zerwać zieloną trzcinę, która będzie wyglądała jak życie. W palmie nie może zabraknąć bazi, bo kotki to bardzo istotny element dekoracyjny - tłumaczy Anna Rzeszut. - Kiedy już nagromadzę gałęzie i trawy, zabieram się do robienia kwiatków z bibuły. W tym roku zrobiłam ich ponad 700.
Palma to nie tylko przyozdobione gałązki, które po poświęceniu wtykamy do wazonów lub za obraz na ścianie. To także szereg ludowych tradycji i obrzędów, o których, zdaniem Lasowiaczki, nie wolno zapominać. - Ludzie z mojej rodzinnej wsi Dąbrowicy, koło Baranowa Sandomierskiego, do dzisiaj w te "przepowiastki” wierzą - przekonuje. - Po wyjściu z kościoła, kumoszki biły się palmami po bolących miejscach. Uderzano gałązkami po kolanach, krzyżach i głowie. Wszędzie tam, gdzie bolało. Uderzenia palmą porównywano do namaszczenia.
Poświęconej palmy nie wolno było wnosić do domu lub mieszkań. - Jakby ją wniesiono, to by się do środka muchy pchały - opowiada Anna Rzeszut. - Palmę trzeba powiesić na specjalnym haku, przy wejściu do domu. Ma ona chronić przed piorunami i złodziejami. Palmy nie wolno było nosić czubkiem do dołu, tylko zawsze do góry, tak jak rosła. Ułożenie palmy do dołu oznaczało upadek gospodarki.
całość
Palma to nie tylko przyozdobione gałązki, które po poświęceniu wtykamy do wazonów lub za obraz na ścianie. To także szereg ludowych tradycji i obrzędów, o których, zdaniem Lasowiaczki, nie wolno zapominać. - Ludzie z mojej rodzinnej wsi Dąbrowicy, koło Baranowa Sandomierskiego, do dzisiaj w te "przepowiastki” wierzą - przekonuje. - Po wyjściu z kościoła, kumoszki biły się palmami po bolących miejscach. Uderzano gałązkami po kolanach, krzyżach i głowie. Wszędzie tam, gdzie bolało. Uderzenia palmą porównywano do namaszczenia.
Poświęconej palmy nie wolno było wnosić do domu lub mieszkań. - Jakby ją wniesiono, to by się do środka muchy pchały - opowiada Anna Rzeszut. - Palmę trzeba powiesić na specjalnym haku, przy wejściu do domu. Ma ona chronić przed piorunami i złodziejami. Palmy nie wolno było nosić czubkiem do dołu, tylko zawsze do góry, tak jak rosła. Ułożenie palmy do dołu oznaczało upadek gospodarki.
całość
poniedziałek, 25 marca 2013
Brzytwą po jajach.
Od poniedziałku trzeba zacząć malować pisanki - podkreśla Zofia Wydro i Józefa Marzec, Lasowiaczki z Baranowa Sandomierskiego.
Potem przygotować swojskie jadło i wypieki, zrobić porządki, obielić chałupę i pościć aż do Wielkiej Niedzieli, by zaraz po rezurekcji zasiąść do Wielkanocnego Śniadania.
Pisanki, a powinna ich być cała kopa, trzeba najpierw pokolorować. Muszą być czarne, czerwone, zielone, żółte. Żeby ufarbować jajka można wykorzystać kruszynę, czyli barwnik z orzecha laskowego, łupy cebuli i zboże. Wzory na jajach można namalować woskiem, kwasem solnym, albo zeskrobać brzytwą. - To Hanka Rzeszutowa zawsze się śmiała, że Wielkanoc idzie, bo trzeba zacząć robić wzorki brzytwą po jajach - śmieje się Zofia Wydro.
Jajka są bardzo ważne w Lasowiackiej tradycji szczególnie dla panien. Jak sobie któraś upatrzy chłopaka, może mu po święceniu podarować pisankę. Gdy przyjmie - znaczy to, że zaloty zostały przyjęte. Jak nie, musi szukać szczęścia gdzie indziej.
W środę, albo czwartek trzeba zabić świnię, żeby mieć własna kiełbasę i szynkę.
W Wielki Piątek rano zaczynają się zrobić gruntowne porządki. Nim jednak prace ruszą trzeba jeszcze przed wschodem słońca pobiec do najbliższej rzeki i się umyć w jej wodzie. Takie mycie gwarantuje, że dziewczyna przez cały rok będzie piękna i gładka.
Porządki świąteczne zaczyna się od bielenia chałupy, potem trzeba wynieść sienniki na podwórko, wyjąć z nich starą słomę, by zastąpić ją nową, owsiana, bo miękka i wygodna. W oknach muszą obowiązkowo zawisnąć wycinanki i świeże firanki. W Wielki Piątek nie pożyczaj
W Wielki Piątek należy pamiętać jeszcze o jednej, bardzo ważnej rzeczy - nie można nikomu nic pożyczać, bo to wróży niedostatek na cały rok. Kiedy więc sąsiadka przyjdzie po szklankę soli, można jej co najwyżej dać.
W Sobotę należy wziąć piękny koszyk z jajkami, boczkiem, chrzanem, przystroić bukszpanem i poświęcić pokarmy.
Do śniadania świątecznego zsiada się po niedzielnej rezurekcji. Wtedy, wszystko co poświęcone wrzuca się do barszczu.
Na lasowiackim, wielkanocnym stole nie może zabraknąć białego barszczu, chrzanu, soli, buraków ćwikłowych, szynki, boczku, kiełbasy i oczywiście jaj na wiele sposobów. Do obowiązkowych dań należą też wielkanocne baby, drożdżowe buły z rodzynkami, serowce i makowce.
Takie śniadanie jada się w niedzielę rano, potem trzeba pójść na spacer. Ale nie w gości. Byle tylko nie leżeć po jedzeniu.
Na towarzyskie i rodzinne wizyty jest poniedziałek, choć największą atrakcja tego dnia jest oczywiście Lejek. Ale lać można dopiero po mszy. I bronić się przed wodą nie ma co, szczególnie, gdy się jest panienka, bo im panienka bardzie zlana wodą, tym ma większe powodzenie u chłopców.
Kiedy już miną świąteczne szaleństwa, trzeba znów wrócić do pracy i czekać na kolejne święta. Bo u Lasowiaków każe święta to prawdziwe wydarzenie, na które czeka się całymi miesiącami.
calość
Potem przygotować swojskie jadło i wypieki, zrobić porządki, obielić chałupę i pościć aż do Wielkiej Niedzieli, by zaraz po rezurekcji zasiąść do Wielkanocnego Śniadania.
Pisanki, a powinna ich być cała kopa, trzeba najpierw pokolorować. Muszą być czarne, czerwone, zielone, żółte. Żeby ufarbować jajka można wykorzystać kruszynę, czyli barwnik z orzecha laskowego, łupy cebuli i zboże. Wzory na jajach można namalować woskiem, kwasem solnym, albo zeskrobać brzytwą. - To Hanka Rzeszutowa zawsze się śmiała, że Wielkanoc idzie, bo trzeba zacząć robić wzorki brzytwą po jajach - śmieje się Zofia Wydro.
Jajka są bardzo ważne w Lasowiackiej tradycji szczególnie dla panien. Jak sobie któraś upatrzy chłopaka, może mu po święceniu podarować pisankę. Gdy przyjmie - znaczy to, że zaloty zostały przyjęte. Jak nie, musi szukać szczęścia gdzie indziej.
W środę, albo czwartek trzeba zabić świnię, żeby mieć własna kiełbasę i szynkę.
W Wielki Piątek rano zaczynają się zrobić gruntowne porządki. Nim jednak prace ruszą trzeba jeszcze przed wschodem słońca pobiec do najbliższej rzeki i się umyć w jej wodzie. Takie mycie gwarantuje, że dziewczyna przez cały rok będzie piękna i gładka.
Porządki świąteczne zaczyna się od bielenia chałupy, potem trzeba wynieść sienniki na podwórko, wyjąć z nich starą słomę, by zastąpić ją nową, owsiana, bo miękka i wygodna. W oknach muszą obowiązkowo zawisnąć wycinanki i świeże firanki. W Wielki Piątek nie pożyczaj
W Wielki Piątek należy pamiętać jeszcze o jednej, bardzo ważnej rzeczy - nie można nikomu nic pożyczać, bo to wróży niedostatek na cały rok. Kiedy więc sąsiadka przyjdzie po szklankę soli, można jej co najwyżej dać.
W Sobotę należy wziąć piękny koszyk z jajkami, boczkiem, chrzanem, przystroić bukszpanem i poświęcić pokarmy.
Do śniadania świątecznego zsiada się po niedzielnej rezurekcji. Wtedy, wszystko co poświęcone wrzuca się do barszczu.
Na lasowiackim, wielkanocnym stole nie może zabraknąć białego barszczu, chrzanu, soli, buraków ćwikłowych, szynki, boczku, kiełbasy i oczywiście jaj na wiele sposobów. Do obowiązkowych dań należą też wielkanocne baby, drożdżowe buły z rodzynkami, serowce i makowce.
Takie śniadanie jada się w niedzielę rano, potem trzeba pójść na spacer. Ale nie w gości. Byle tylko nie leżeć po jedzeniu.
Na towarzyskie i rodzinne wizyty jest poniedziałek, choć największą atrakcja tego dnia jest oczywiście Lejek. Ale lać można dopiero po mszy. I bronić się przed wodą nie ma co, szczególnie, gdy się jest panienka, bo im panienka bardzie zlana wodą, tym ma większe powodzenie u chłopców.
Kiedy już miną świąteczne szaleństwa, trzeba znów wrócić do pracy i czekać na kolejne święta. Bo u Lasowiaków każe święta to prawdziwe wydarzenie, na które czeka się całymi miesiącami.
calość
czwartek, 14 lutego 2013
Kolbuszowskie troki od kaleson.
Burmistrzem Torrington, Connecticut w Stanach Zjednoczonych jest od 7 lat Ryan J Bingham.Gdy został wybrany na to stanowisko miał zaledwie 22 lata.
Już po 2 latach urzędowania miał na swoim koncie sporo sukcesów.
Bez problemów odpowiada na maile,używa mediów społecznościowych do komunikowania się z mieszkańcami tego 35 tys miasteczka.
Ryan J Bingham rządzi po prostu w imieniu mieszkańców tego miasteczka.Gdzie w Kolbuszowej są młodzi zbuntowani chcący zmian ludzie?
Gdzie jest "Nasza inicjatywa?
Już po 2 latach urzędowania miał na swoim koncie sporo sukcesów.
Bez problemów odpowiada na maile,używa mediów społecznościowych do komunikowania się z mieszkańcami tego 35 tys miasteczka.
Ryan J Bingham rządzi po prostu w imieniu mieszkańców tego miasteczka.Gdzie w Kolbuszowej są młodzi zbuntowani chcący zmian ludzie?
Gdzie jest "Nasza inicjatywa?
sobota, 29 grudnia 2012
wtorek, 25 grudnia 2012
Świąteczne zwyczaje Lasowiaków
Ziemia Kolbuszowska, grudzień 2002 rok, s. 12
Po wspólnej modlitwie, gdy ukazała się na niebie pierwsza gwiazda, łamano się opłatkiem składając sobie nawzajem serdecznie życzenia. Starano się, by wieczerza wigilijna przebiegała w serdecznej i miłej atmosferze. Obowiązkowo były dawniej podawane potrawy: barszcz z grzybami, kapusta z ziemniakami i grochem, kasza jaglana lub tatarczana, pierożki z różną nadziewką, obowiązkowo potrawy z ryb: gotowane, wędzone lub smażone. W czasie jedzenia resztki odkładano dla bydła. Po wieczerzy pito wodę z wygotowanych owoców: jabłek, gruszek czy też śliwek. Po pośniku gospodyni z córkami szła do obory, dając każdemu bydlęciu kawałek chleba i resztki z wieczerzy wigilijnej.
Przed pasterką był czas różnych wróżb. Dziewczęta i chłopcy przepowiadali sobie zamążpójście względnie ożenek. Kawalerzy rachowali "dranki" w płocie mówiąc: panna-wdowa, panna-wdowa ... To się im dostawało, co zostawało na końcu /panna lub wdowa/. Dziewczęta znów przynosiły do mieszkania naręcze polan i liczyły: kawaler - wdowiec, kawaler -wdowiec... Ostatnie polano wskazywało wynik. Wychodziły też na pole i nasłuchiwały, z której strony zaszczeka pierwszy pies, więc rzekomo z tamtej strony miał przyjść kawaler. Przed pasterką chłopcy na wsi robili różne psoty, zbytki gospodarzom: wynosili bramy z parkanu i ukrywali w ślepych zaułkach. To znów zamalowywali dziewczętom okna wapnem czy czymś gorszym czy też płatali inne figle i psikusy. W niektórym domach po pasterce wszyscy domownicy spali pokotem na sianie czy słomie, którą przyniesiono przed pośnikiem.
Dawniej uważano, że w dzień Bożego Narodzenia nie należało wykonywać żadnych porządkowych robót w mieszkaniu, nawet podgarniać śmieci w kąt. Gospodarz domu rano napełniał ceberek czy dużą misę wodą i wszyscy domownicy zmywali twarz, aby byli gładcy i nie mieli wrzodów. W dniu Bożego Narodzenia nie wybierano się do nikogo z wizytą, nie odwiedzano nawet bliskich osób w rodzinie, lecz przebywano w domu i śpiewano pieśni bożonarodzeniowe.
W dzień świętego Szczepana o świcie gospodarz zbierał siano czy słomę z izby i zanosił do obory, by kolędnicy nie zastali śmieci w domu. Tego dnia już wcześnie rano chodzili pojedynczo lub grupowo po domach po kolędzie, wchodząc rozrzucali owies po mieszkaniu i składali życzenia domownikom. Otrzymywali za to pieczywo lub datki pieniężne.
Chodzono też po kolędzie grupowo z szopką lub gwiazdką kolędniczą, ze śpiewaniem kolęd i inscenizowaniem widowisk. Kolędowały także zespoły dorosłych mężczyzn z Herodem, coś w rodzaju teatrzyku. Dzień św. Szczepana przeżywano radośnie. Odwiedzano się wzajemnie, ucztowano, śpiewano pieśni kolędnicze, składając sobie serdeczne życzenia.
JÓZEF SUDOŁ
Po wspólnej modlitwie, gdy ukazała się na niebie pierwsza gwiazda, łamano się opłatkiem składając sobie nawzajem serdecznie życzenia. Starano się, by wieczerza wigilijna przebiegała w serdecznej i miłej atmosferze. Obowiązkowo były dawniej podawane potrawy: barszcz z grzybami, kapusta z ziemniakami i grochem, kasza jaglana lub tatarczana, pierożki z różną nadziewką, obowiązkowo potrawy z ryb: gotowane, wędzone lub smażone. W czasie jedzenia resztki odkładano dla bydła. Po wieczerzy pito wodę z wygotowanych owoców: jabłek, gruszek czy też śliwek. Po pośniku gospodyni z córkami szła do obory, dając każdemu bydlęciu kawałek chleba i resztki z wieczerzy wigilijnej.
Przed pasterką był czas różnych wróżb. Dziewczęta i chłopcy przepowiadali sobie zamążpójście względnie ożenek. Kawalerzy rachowali "dranki" w płocie mówiąc: panna-wdowa, panna-wdowa ... To się im dostawało, co zostawało na końcu /panna lub wdowa/. Dziewczęta znów przynosiły do mieszkania naręcze polan i liczyły: kawaler - wdowiec, kawaler -wdowiec... Ostatnie polano wskazywało wynik. Wychodziły też na pole i nasłuchiwały, z której strony zaszczeka pierwszy pies, więc rzekomo z tamtej strony miał przyjść kawaler. Przed pasterką chłopcy na wsi robili różne psoty, zbytki gospodarzom: wynosili bramy z parkanu i ukrywali w ślepych zaułkach. To znów zamalowywali dziewczętom okna wapnem czy czymś gorszym czy też płatali inne figle i psikusy. W niektórym domach po pasterce wszyscy domownicy spali pokotem na sianie czy słomie, którą przyniesiono przed pośnikiem.
Dawniej uważano, że w dzień Bożego Narodzenia nie należało wykonywać żadnych porządkowych robót w mieszkaniu, nawet podgarniać śmieci w kąt. Gospodarz domu rano napełniał ceberek czy dużą misę wodą i wszyscy domownicy zmywali twarz, aby byli gładcy i nie mieli wrzodów. W dniu Bożego Narodzenia nie wybierano się do nikogo z wizytą, nie odwiedzano nawet bliskich osób w rodzinie, lecz przebywano w domu i śpiewano pieśni bożonarodzeniowe.
W dzień świętego Szczepana o świcie gospodarz zbierał siano czy słomę z izby i zanosił do obory, by kolędnicy nie zastali śmieci w domu. Tego dnia już wcześnie rano chodzili pojedynczo lub grupowo po domach po kolędzie, wchodząc rozrzucali owies po mieszkaniu i składali życzenia domownikom. Otrzymywali za to pieczywo lub datki pieniężne.
Chodzono też po kolędzie grupowo z szopką lub gwiazdką kolędniczą, ze śpiewaniem kolęd i inscenizowaniem widowisk. Kolędowały także zespoły dorosłych mężczyzn z Herodem, coś w rodzaju teatrzyku. Dzień św. Szczepana przeżywano radośnie. Odwiedzano się wzajemnie, ucztowano, śpiewano pieśni kolędnicze, składając sobie serdeczne życzenia.
JÓZEF SUDOŁ
poniedziałek, 24 grudnia 2012
Wigilia u Lasowiaków
Ziemia Kolbuszowska, grudzień 2001 rok, s. 19
W wigilię ludzie wstawali wcześnie rano i wykonywali różne czynności w domu i w zagrodzie, by w przyszłym roku także było się rześkim i chętnym do pracy. W tym szczególnym dniu babcie i dziadkowie zabraniali domownikom pożyczać zapałek, soli, cukru czy czegokolwiek od sąsiadów, znajomych lub przyjaciół z obawy przed niedostatkiem w domu w przyszłym roku, a także z obawy przed czarami. W wigilię Bożego Narodzenia wszystkich obowiązywał ścisły post, z wyjątkiem dzieci. Tego dnia już od rana gospodynie przygotowywały wieczerzę wigilijną, inaczej zwaną pośnikiem. Mężczyźni robili różne prace w zagrodzie. Przed zmrokiem gospodarz wnosił ze stodoły do izby snop żyta lub owsa i stawiał go w kącie, a wiązkę siana kładł pod stołem. Gospodyni przynosiła dzieżkę chlebową i stawiała ją na ławie lub na stole z bochenkiem chleba, by go nie brakowało w nadchodzącym roku. Stół nakrywano białym obrusem, pod który ścielono siano. Na stole kładziono pęczek opłatków. W niektórych chałupach istniał zwyczaj kładzenia przez pastucha wiązki łyżek na stole, by krowy pasły się gromadnie a kurczęta trzymały się kwoki. W innych domach, po pośniku wiązano łyżki słomą w tym samym celu.
W wigilię, gdy dom odwiedził, jako pierwszy w tym dniu mężczyzna to oznaczało, że nadchodzący rok będzie obfitował w dostatek. Natomiast, gdy pierwszym gościem była kobieta, to wprost przeciwnie. Przy stole wigilijnym rodzina zbierała się wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdy. Wieczerzę - pośnik rozpoczynano wspólną modlitwą, dziękując Bogu za przeżyty miniony rok, po czym gospodarz domu rozpoczynał dzielenie się opłatkiem i składania życzeń każdemu, zaczynając od najstarszego do najmłodszego. Później życzeniami wymieniali się między sobą pozostali domownicy. Następnie zasiadano do stołu zostawiając jedno puste miejsce dla spóźnionego gościa. Przy wigilijnym stole wszyscy starali się tworzyć miły nastrój, żartować, uśmiechać się serdecznie, by w kolejnym roku w rodzinie było wiele przyjemnych i szczęśliwych dni. Gospodyni podawała na stół przygotowane posiłki: chleb, ziemniaki, barszcz z grzybami, kapustę z grochem, kaszę prośnianą, pierogi z kaszy, rybę i kompot z suszonych owoców. Ilość potraw na wigilijnym stole zależała od zamożności rodziny, ale starano się by było ich dwanaście. Po wieczerzy gospodarz zbierał resztki ze stołu, dodawał chleb oraz opłatek specjalnie upieczony ze śrutą i karmił tym domowe zwierzęta. Starsi ludzie mówili, że w wieczór wigilijny zwierzęta mówią ludzkim głosem, więc dzieci podchodziły pod drzwi obory i nasłuchiwały, chcąc to sprawdzić. Po pośniku gospodarz szedł z drugą osobą do ogrodu, żeby porozmawiać z drzewami owocowymi. Każde z nich pytał: „Będziesz rodziło owoce? Ściąć cię czy zostawić?” Druga osoba odpowiadała zza drzewa: „Nie ścinać, będę rodziło". I tak drzewa ułaskawiano, nie ścinano, a następnie obwiązywano słomianym powrósłem na dobry urodzaj.
Po wieczerzy panny wróżyły sobie o swoim ewentualnym zamążpójściu. Moczyły kromkę chleba w wodzie i podawały psu. Ta, od której pierwszej ją wziął pierwsza miała wyjść za mąż. Każda przynosiła do izby drewniane szczapy z drewutni, ile się zmieści w rękach, licząc je już w domu (po dwie): „para, nie para". Jeśli ostatnią wyliczoną była „para", dziewczyna wyda się w przyszłym roku, jeśli „nie para" - przeciwnie. Wychodziły także na podwórze i nasłuchiwały, z której strony usłyszą szczekanie psa, bo z tej miał przyjść kawaler. Chłopcy - kawalerowie także wróżyli sobie po pośniku. Liczyli sztachety czy dranice między słupami w płocie mówiąc: panna - wdowa. Ostatnia dranica czy sztacheta mówiła, kim będzie przyszła żona (panny liczyły tak samo, mówiąc przy tym: kawaler - wdowiec"). Po tych ceremoniach matka z dziewczętami sprzątały izbę. Chłopcy odwiedzali kolegów, starsi szli do swoich przyjaciół na gawędy, wspomnienia i rozmowy. Przed północą udawano się na pasterkę. Po powrocie do domu rozścielano siano lub słomę na podłodze i wszyscy - jak kazała tradycja - kładli się na niej spać.
JÓZEF SUDOŁ
W wigilię ludzie wstawali wcześnie rano i wykonywali różne czynności w domu i w zagrodzie, by w przyszłym roku także było się rześkim i chętnym do pracy. W tym szczególnym dniu babcie i dziadkowie zabraniali domownikom pożyczać zapałek, soli, cukru czy czegokolwiek od sąsiadów, znajomych lub przyjaciół z obawy przed niedostatkiem w domu w przyszłym roku, a także z obawy przed czarami. W wigilię Bożego Narodzenia wszystkich obowiązywał ścisły post, z wyjątkiem dzieci. Tego dnia już od rana gospodynie przygotowywały wieczerzę wigilijną, inaczej zwaną pośnikiem. Mężczyźni robili różne prace w zagrodzie. Przed zmrokiem gospodarz wnosił ze stodoły do izby snop żyta lub owsa i stawiał go w kącie, a wiązkę siana kładł pod stołem. Gospodyni przynosiła dzieżkę chlebową i stawiała ją na ławie lub na stole z bochenkiem chleba, by go nie brakowało w nadchodzącym roku. Stół nakrywano białym obrusem, pod który ścielono siano. Na stole kładziono pęczek opłatków. W niektórych chałupach istniał zwyczaj kładzenia przez pastucha wiązki łyżek na stole, by krowy pasły się gromadnie a kurczęta trzymały się kwoki. W innych domach, po pośniku wiązano łyżki słomą w tym samym celu.
W wigilię, gdy dom odwiedził, jako pierwszy w tym dniu mężczyzna to oznaczało, że nadchodzący rok będzie obfitował w dostatek. Natomiast, gdy pierwszym gościem była kobieta, to wprost przeciwnie. Przy stole wigilijnym rodzina zbierała się wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdy. Wieczerzę - pośnik rozpoczynano wspólną modlitwą, dziękując Bogu za przeżyty miniony rok, po czym gospodarz domu rozpoczynał dzielenie się opłatkiem i składania życzeń każdemu, zaczynając od najstarszego do najmłodszego. Później życzeniami wymieniali się między sobą pozostali domownicy. Następnie zasiadano do stołu zostawiając jedno puste miejsce dla spóźnionego gościa. Przy wigilijnym stole wszyscy starali się tworzyć miły nastrój, żartować, uśmiechać się serdecznie, by w kolejnym roku w rodzinie było wiele przyjemnych i szczęśliwych dni. Gospodyni podawała na stół przygotowane posiłki: chleb, ziemniaki, barszcz z grzybami, kapustę z grochem, kaszę prośnianą, pierogi z kaszy, rybę i kompot z suszonych owoców. Ilość potraw na wigilijnym stole zależała od zamożności rodziny, ale starano się by było ich dwanaście. Po wieczerzy gospodarz zbierał resztki ze stołu, dodawał chleb oraz opłatek specjalnie upieczony ze śrutą i karmił tym domowe zwierzęta. Starsi ludzie mówili, że w wieczór wigilijny zwierzęta mówią ludzkim głosem, więc dzieci podchodziły pod drzwi obory i nasłuchiwały, chcąc to sprawdzić. Po pośniku gospodarz szedł z drugą osobą do ogrodu, żeby porozmawiać z drzewami owocowymi. Każde z nich pytał: „Będziesz rodziło owoce? Ściąć cię czy zostawić?” Druga osoba odpowiadała zza drzewa: „Nie ścinać, będę rodziło". I tak drzewa ułaskawiano, nie ścinano, a następnie obwiązywano słomianym powrósłem na dobry urodzaj.
Po wieczerzy panny wróżyły sobie o swoim ewentualnym zamążpójściu. Moczyły kromkę chleba w wodzie i podawały psu. Ta, od której pierwszej ją wziął pierwsza miała wyjść za mąż. Każda przynosiła do izby drewniane szczapy z drewutni, ile się zmieści w rękach, licząc je już w domu (po dwie): „para, nie para". Jeśli ostatnią wyliczoną była „para", dziewczyna wyda się w przyszłym roku, jeśli „nie para" - przeciwnie. Wychodziły także na podwórze i nasłuchiwały, z której strony usłyszą szczekanie psa, bo z tej miał przyjść kawaler. Chłopcy - kawalerowie także wróżyli sobie po pośniku. Liczyli sztachety czy dranice między słupami w płocie mówiąc: panna - wdowa. Ostatnia dranica czy sztacheta mówiła, kim będzie przyszła żona (panny liczyły tak samo, mówiąc przy tym: kawaler - wdowiec"). Po tych ceremoniach matka z dziewczętami sprzątały izbę. Chłopcy odwiedzali kolegów, starsi szli do swoich przyjaciół na gawędy, wspomnienia i rozmowy. Przed północą udawano się na pasterkę. Po powrocie do domu rozścielano siano lub słomę na podłodze i wszyscy - jak kazała tradycja - kładli się na niej spać.
JÓZEF SUDOŁ
sobota, 15 grudnia 2012
Kolbuszowa tuż przed stanem wojennym.
W 1981 roku władze dążyły za wszelka cenę do konfrontacji, po to aby mieć podkładkę do wprowadzenia stanu wojennego.
W tym kontekście ciekawe są wspomnienia pana Tadeusza Kensego:
*Jacek Hansel (wg zapisów w źródłach IPN) ur. 29 maja 1943 r. w Stalowej Woli, technik-rolnik, pierwszy przewodniczący koło wiejskiego "Solidarności Wiejskiej" w Mazurach. W latach 1973-1974 zarejestrowany przez SB jako TW (tajny współpracownik) "Maria" do operacyjnego zabezpieczenia "Zelmeru". Od stycznia do 14. grudnia 1981 r. zarejestrowany jako TW "Jackowski", a od 10. września 1982 r. - także jako KO (kontakt operacyjny) "Hrabia". W roku 1985 uznany przez SB jako nieużyteczny i usunięty z sieci OZI (osobowych źródeł informacji).
czwartek, 13 grudnia 2012
Miękkie serce posła Chmielowca
Ponieważ w maglu wszyscy urodziliśmy się po 13 grudnia 1981 roku, to za wiele nie wiemy, co się wtedy działo.
Zaglądnęliśmy więc do wspomnień z tego okresu miejscowych notablów.
– Doskonale pamiętam ten dzień.
I przez 10 minut słuchaliśmy, gdzie był, u kogo, jak długo, ile spał, kto go zbudził, co jadł, gdzie pojechał i z kim rozmawiał. Gdy zaczęliśmy zadawać pytania, poseł wyrzucił z siebie wspomnienia, których wyborcy nie znajdą w jego życiorysie.
– W stanie wojennym... myśmy jako wojsko patrolowali ulice... z milicją. Ciężkie czasy to były.
– Nie czuł pan dyskomfortu stojąc po drugiej stronie barykady? Wiemy, że był pan wtedy w „Solidarności”. Z jednej strony działacz opozycyjny, z drugiej zaś ramię w ramię z MO?
– Robiłem, co mi kazali.
– Zgarnialiście ludzi z ulic?
– Jednego pamiętam. Z wesela chłop wracał. Pijany trochę, ale to po godzinie milicyjnej i musiał ponieść jakieś konsekwencje. Zwinęliśmy go na komendę, ale co potem z nim zrobili to nie wiem. Dziś chyba bym tego nie zrobił.
– Chyba? Raczej na pewno!
– Chyba.
– Co jeszcze pan pamięta? Proszę mówić.
– No jeszcze jednego pamiętam. Dostaliśmy cynk, że przestępca jest w jakimś budynku. Szedłem na szpicy, krótką broń ostrą miałem. Dzięki Bogu facet uciekł nam przez okno,
bo chyba... musiałbym go zastrzelić. Ja się nie nadawałem do tej roboty. Za miękkie serce mam.
czwartek, 6 grudnia 2012
Profesor Wierzbieniec w bibliotece.
Dostaliśmy wszyscy bardzo pouczający prezent mikołajkowy.Dzisiaj w bibliotece odbędzie się ciekawy wykład profesora Wierzbieńca.Warto przyjść i dowiedzieć się jak to było...
Być może to spotkanie, rozwieje wątpliwości naszego rodaka (pnioka z pnioka), pana Adama Jana Skowrońskiego mieszkającego teraz w Warszawie :
Nie jesteśmy historykami, ale z kuzynem Jurkiem, czytając różne informacje o Polakach żydowskiego pochodzenia, wymordowanych przez Niemców na Kierkucie w Kolbuszowej podczas niemieckiej okupacji dostrzegamy wiele nieścisłości. Pierwsze dotyczą zapisów umieszczonych na pomniku wystawionym na Kierkucie ku czci pomordowanych. Uznano, że w tym miejscu spoczywa „około 1 000 obywateli polskich żydowskiego pochodzenia, zamordowanych w 1943 roku”? Z naszej wiedzy wynika, że w tym miejscu w kwietniu 1942 roku rozstrzelano 60 osób, w czerwcu tegoż roku 1 156 osób. Pomnik tam powstał w 1958 roku w 16 rocznicę mordu, a nie w dziesiątą (jak to widnieje w Internecie).
Całość >> kliknij tutaj<<
Sami się zastanawiamy czy w tak niewielkiej mogile można było aż 1156 osób?
Przy tej okazji w maglu (jak to w maglu) rozgorzała dyskusja na temat pana burmistrza Zuby.Jeśli nie przyjdzie, wyjdzie na antysemitę,jeśli się pojawi na hipokrytę.W końcu doszliśmy do wniosku, że zjawi się pod koniec w jasnym garniturze (jak na sprzątaniu kirkutu), i gdy zobaczy że nie ma telewizji, ulotni się po angielsku.
Być może to spotkanie, rozwieje wątpliwości naszego rodaka (pnioka z pnioka), pana Adama Jana Skowrońskiego mieszkającego teraz w Warszawie :
Całość >> kliknij tutaj<<
Sami się zastanawiamy czy w tak niewielkiej mogile można było aż 1156 osób?
Przy tej okazji w maglu (jak to w maglu) rozgorzała dyskusja na temat pana burmistrza Zuby.Jeśli nie przyjdzie, wyjdzie na antysemitę,jeśli się pojawi na hipokrytę.W końcu doszliśmy do wniosku, że zjawi się pod koniec w jasnym garniturze (jak na sprzątaniu kirkutu), i gdy zobaczy że nie ma telewizji, ulotni się po angielsku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)