Nie wiemy dlaczego, zwykle rozsądna i dobrze przygotowana, nasza ulubiona redaktor Anna Pocałuń, tak jakoś nie tak, relacjonuje podchody radnych do podwyższenia sobie diet.
![]() |
źródło- Korso Kolbuszowskie |
Otóż zgodnie z prawem, radny wykonuje swoja pracę społecznie, za którą nie przysługuje mu żadne wynagrodzenie. Koniec kropka.
Radnemu przysługuje jedynie dieta, która nie jest wynagrodzeniem za pracę, a ma stanowić tylko ekwiwalent utraconych korzyści, jakich radny nie uzyskuje w związku z wykonywaniem mandatu przedstawicielskiego (np. z tytułu utraty wynagrodzenia za pracę).
Ponieważ jest to tylko ekwiwalent za utracone korzyści, to można go dosyć łatwo porachować. Chętnie takie wyliczenia zrobione przez radnych zobaczymy. Nie chcemy się znowu nad samorządowcami znęcać. Zrobiliśmy to już przedtem.
Kliknij sobie tutaj
Kliknij sobie tutaj
Kliknij sobie tutaj
Te wyliczenia i tak są optymistyczne ponieważ nie wzięliśmy pod uwagę tego, że diety nie są opodatkowane i wypadałoby od kwot przez nas wyliczonych, odjąć jeszcze jakieś 30%.
Azaliż.... jest to dobry początek do szerszej dyskusji, ile te diety powinny wynosić. Czekamy na odpowiedź radnych i pełniejszą relację pani redaktor Anny Pocałuń (którą bardzo lubimy, niestety bez wzajemności).
Podczas przeszukiwania netu, natrafiliśmy i na taki mem: