poniedziałek, 20 maja 2013

Wywiad z Dorianem Pikiem

Dostałem wywiad jaki z Dorianem Pikiem przeprowadziła jego (na moje oko) nastoletnia rezolutna fanka.
Po informacjach o rezygnacji Pana Doriana Pika z funkcji szefa Komisji Oświaty, Kultury i Sportu przy Radzie Miejskiej oraz niedzielnej notce na blogu Magla - postanowiłam z nim … po prostu pogadać. No dobra, zainteresowało mnie hasło Doriana - "Mam dość bycia bezradnym" :)

  1. Czy śpiewanie nie przeszkadza Ci w pracy (urzędnika / radnego)? Robisz dużo: pracujesz zawodowo w Rzeszowie, piszesz teksty, śpiewasz, grasz z Le Moorem koncerty, jeździsz w trasy, organizujesz różne wydarzenia. Jesteś w stanie pogodzić tyle obowiązków z poczuciem „dobrego zrobienia roboty”?

DP: Na pewno trudno to wszystko pogodzić, ale na razie daję radę. W pracy czuję tylko i wyłącznie wsparcie.

  1. Jeśli będziesz musiał , to z czego zrezygnujesz? Z kariery urzędnika, muzyka czy też wycofasz się z polityki?

DP: Chciałbym żyć z muzyki, ale nie wiem, jak się to wszystko potoczy. Ale wierzę w to i chłopaki z Le Moor też wierzą. Bardzo mocno, teraz tak jak nigdy wcześniej.

  1. Dam ci dychę, bo mam tyle kul w magazynku...” - o co chodzi w tym utworze? Naprawdę chciałeś zabić tego księdza?

DP: Kiedyś szliśmy sympatyczną załogą przez kolbuszowski rynek i jeden z moich kolegów zapytał drugiego, czy pożyczy mu 10 zł. Ten drugi odpowiedział: "dam ci dychę, bo mam.."
Wszyscy zaczęli się śmiać i padła sugestia, żebyśmy taką piosenkę zrobili. I wtedy, na którejś próbie, wymyśliłem, że będzie dycha, ale z magazynku, nie z portfela. Więc to w ogóle nie jest poważny numer, nie jest uniwersalny, ale za to spodobał się słuchaczom. Stąd pomysł na
teledysk. Naonczas to był nasz najlepszy numer. Przecież ja nie zabiłem żadnego księdza. Tłumaczyłem tę sprawę 2000 razy i już mi się nie chce tego powtarzać. Odniesiemy się w piosence, jak chłopaki z zespołu się zgodzą.

  1. Czy wytoczysz, jak zapowiadałeś, sprawę cywilną przeciwko redaktorowi Gorzelanemu? Czy też może tylko w blasku fleszy podacie sobie ręce w Galicji?

DP: Wysłałem Gorzelanemu wezwanie przesądowe do sprostowania i przeprosin. Nie raczył nawet odebrać korespondencji. Przegląd Kolbuszowski też nie odebrał listu - oba wróciły do mnie. Stwierdziłem, że nie chce mi się procesować z wątpliwej maści ekipą. Kto jest kumaty - wie, że to źli ludzie i wie, że my nic złego nie zrobiliśmy, bo dobre chłopaki jesteśmy.
My, nie oni.

  1. Wśród publiczności przeważają młode piękne dziewczyny. Dlaczego nie napisałeś jeszcze jakiejś ballady o miłości?

DP: Piosenki o miłości nigdy nam nie wychodziły. Może kiedyś się uda.


  1. Młodzi ludzie uciekają z Kolbuszowej nie dla tego, że brakuje tu dobrych koncertów rockowych, tylko, że nie ma dla nich pracy. Jaką masz dla nich propozycje jako polityk?

DP: Nie jestem politykiem. Trudno mi cokolwiek zaoferować. Wszyscy wiedzą jak jest.
Mogę jedynie uatrakcyjnić życie kulturalne w mieście.

7. Twój kolega z komitetu wyborczego wyrwał dla siebie z budżetu drogę i kanalizację.
Co ty załatwiłeś dla swoich wyborców z Wojska Polskiego? Jest tam nowa lampa, czy to Twoja zasługa?

DP: Radny na gminę powinien patrzeć globalnie, a nie na własne podwórko. Jestem radnym Rady Miejskiej w Kolbuszowej, a nie radnym ulicy Wojska Polskiego.

8. Twoje hasło wyborcze to: ”Nie mam pomysłu na hasło, mam pomysł na miasto”.
Jaki to pomysł?

DP: Mnóstwo mam pomysłów, ale coraz mniej sił.

9. Co z tych zamierzeń udało ci się zrealizować przez te 2 lata kadencji?
DP: Praktycznie nic.

10. Jak jest największa twoja porażka? Sukces?

DP: Moją największą porażką jest to, że tak późno zdałem sobie sprawę z tego, co naprawdę chciałbym w życiu robić.
A sukcesem jest to, że jednak się zorientowałem.

11. Kim będziesz za 10 lat? Burmistrzem Kolbuszowej? Muzykiem rockowym z top10? Emigrantem w Wielkiej Brytanii?

DP: Nie wiem kim będę za 10 lat. A ty wiesz kim będziesz?

Pani_k_a: przeszczęśliwą mieszkanką Kolbuszowej …

12. Kiedy i gdzie następny koncert?

DP: W sobotę (25 maja) gramy na Dniach Tarnobrzega obok ukraińskiej AtmAsfery i kolegów z Kultu.

Kupa na komisji finansów.

Radny Karkut jak coś napisze to nie wiadomo czy się śmiać czy już płakać.






Z polskiego na nasze.
Pan Karkut dowiedział  się że w szkolnej ubikacji jest niezbyt czysto.Normalny radny zadzwoniłby do  dyrektora i poprosił o sprawdzenie stanu sanitariatów. Radny Karkut nie jest jednak normalny.Czekał aby o tym opowiedzieć dopiero  na komisji finansów.Teraz nie dziwi mnie że mamy 33 miliony zadłużenia.
Do następnych wyborów jeszcze 1.5 roku -strach się bać.




Kolbuszowa folkową stolicą.

Zakończył się  Festiwal żywej muzyki na strun dwanaście i trzy smyki.Wydarzenie ciekawe,z udziałem kapel w jak najbardziej tradycyjnych składach zgodnych z etnografią regionu z którymi się identyfikują.Zagrano po staremu,bez cepeliowskich wstawek i maniery rodem z disco polo .Było naprawdę fajnie,chociaż trochę przydługo.
Grand Prix zdobyła kapela z Trzciany ,mimo iż (moim zdaniem) Kocirba  (pierwsze miejsce razem z kapela z Widełki) była poza konkurencją.Co ciekawe kapela z Trzciany to Jan Cebula z Kolbuszowej+ 2 muzyków z tamtej wioski.Na drugim miejscu wylądowała kapela pana Pogody,przez basistę który zapomniał, że w zespole nie liczą się solowe umiejętności tylko że należy grać  równo.
Kocirba dała jak zwykle czadu i nawet jedna pani mdlała (upewniwszy się przedtem czy stoję za nią. ;)

Było jak zwykle parę zgrzytów.Nie wymieniono osiągnięć jednego z  zespołów (nie wszyscy czytają przecież Magla, portal informacyjny Kolbuszowa24,czy Przeglad Kolbuszowski). Także jedna z organizatorek zaszalała naprawdę  odważną kreacją.Prawdopodobnie nie uczestniczyła w wykładzie dra Andrzeja Karczmarzewskiego na temat dzieży odświętnej i codziennej, ubiorów muzykantów w tradycji i współcześnie.Zawstydziło to nawet redaktora z regionalnej gazety który wiele w życiu widział i na festiwalu bawił się tylko kilkanaście minut.



Jeszcze ciekawsze rzeczy działy się na skansenie.Gdzie zagrała w stylowych wnętrzach Hadra kolejny niezły kolbuszowski zespół oraz (a jakże) Kocirba.


autor -Monika Śnieżek


 Co ciekawe lider Hadry, dr Radwański przyjechał na występy tradycyjnie rowerem wzbudzając podziw i zazdrość publiczności.
autor -jeszcze nieznany

Galeria zdjęć z tego wydarzenia >>kliknij tutaj<<

niedziela, 19 maja 2013

Radny Pik zbiera zabawki.

 Radny udzielił on krótkiego wywiadu dla portalu Kolbuszowa 24.
Potwierdziły się plotki o jego rezygnacji  z przewodniczenia Komisji Oświaty (i takich tam).
- Nie potrafiliśmy nawet doprowadzić do budowy kilku pryszniców przy sali gimnastycznej w Zespole Szkół nr 1, mimo że od początku kadencji staraliśmy się o to – nie kryje żalu Dorian Pik. – Oznacza to tyle, że twór jakim jest moja komisja..... i pewnie inne komisje stałe, to twory niepotrzebne. Realna władza jest w innych rękach.

- Od mieszkańców, rodziców, nauczycieli, sportowców czy rówieśników wielokrotnie słyszałem uzasadnione pretensje - zaznacza radny Pik. - Ze wszystkimi zarzutami się zgadzam. Bardzo się starałem, ale nie mogłem nic poradzić. Zatem życzę szczęścia mojemu następcy, będę go wspierał na każdym kroku, kimkolwiek ta osoba będzie. Nie mogę nikogo oszukiwać, nie mogę robić dobrej miny do złej gry, bo to do mnie niepodobne – dodaje nasz rozmówca.
Nasuwa się pytanie (którego redaktorzy z portalu Kolbuszowa24 niestety nie zadali):
W czyich rękach jest realna władza w Kolbuszowej?
Dlaczego Dorian  Pik, który potrafi na koncercie swojego zespołu kilkuset młodych ludzi ,nie może zmobilizować takich tłumów na sesji Radym Miejskiej?
W zeszłym roku radny przeprowadził kilka niezłych akcji medialnych w innych sprawach, dlaczego nie zrobił tego dla  budowy kilku pryszniców przy sali gimnastycznej w Zespole Szkół nr 1 ?
Przecież można było zebrać kilkaset podpisów po projektem uchwały w sprawie tej modernizacji,i tyle samo mieszkańców na sesji RM.Wtedy może zobaczylibyśmy w czyich rękach jest realna władza w Kolbuszowej.

To jak Dorian? Robisz rewolucję czy... już tylko telewizor i kapcie?



środa, 15 maja 2013

Czy w Kolbuszowej biora łapówki?

59 proc. polskich menadżerów, biznesmenów, bankowców przyznaje, że korupcja w ich otoczeniu gospodarczym to zjawisko powszechne, a wielu z nich dodaje, że dla osiągnięcia sukcesu, byliby skłonni dopuścić się działań korupcyjnych. Z badań przeprowadzonych przez Ernst & Young wynika, że w skłonnościach do nadużyć i korupcji wyprzedziliśmy Turcję i obecnie plasujemy się wśród takich krajów jak: Rumunia, Południowa Afryka, Hiszpania, Arabia Saudyjska, Indie, Portugalia czy Egipt.

całość

NIK pomaga Komisji Europejskiej w raporcie o korupcji
© SXC

Podczas spotkania publiczni audytorzy przedstawili własną ocenę największych zagrożeń korupcyjnych w Polsce. Wiedza zgromadzona w NIK oparta jest na systematycznych i metodycznie przeprowadzanych kontrolach. Wynika z nich, że obecnie korupcją najbardziej zagrożone są trzy obszary funkcjonowania państwa. Po pierwsze, jest to dowolność postępowania urzędników na szczeblu samorządowym, dotycząca m.in. zamówień publicznych.

 całość

Na tym tle Kolbuszowa to oaza spokoju ,tu nic się nie dzieje a szybkie pozwolenia wydawane dla "dużego obiektu" przy skansenie,czy też farmy wiatrowej to tylko wyraz bezinteresownej przychylności miejscowych władz dla biznesu.

wtorek, 14 maja 2013

Do kogo strzela Michał Karkut?

Zaczęło się niewinnie:

Do "Gazety" zadzwonił czytelnik oburzony kryteriami oceniania, które na lekcji religii wyznaczyła katechetka. - Dzieci mają zapisane w zeszycie, że kryteria, jakie będzie brała pod uwagę nauczycielka przy ocenie końcowej, to m.in.: codzienna modlitwa, uczęszczanie na msze św. w każdą niedzielę oraz zapisanie się do jakiejś organizacji religijnej typu oaza. A przecież katechetka nie może brać pod uwagę tych spraw przy ocenie (...) - twierdzi czytelnik.
(za kolbuszowa24)

Dlaczego "czytelnik" ,nie porozmawiał z katechetka,dyrektorem,inspektorem oświaty ,radnym ze swojego okręgu?Dlaczego nie zadzwonił do Korso,Super Nowości ,Nowin,które bardzo chętnie piszą o Kolbuszowej?Dlaczego radny Karkut pochwala takie działania,które w dodatku obnażają słabość demokracji w naszym miasteczku?

Dobrze, że są rodzice, którzy troszczą się o swoje pociechy i którzy nie boją się powiedzieć, że coś się im nie podoba. 


Tak wygląda wzorowa troska rodziców o swoje dzieci wg radnego Karkuta.To zresztą dosyć symptomatyczne ponieważ w Kolbuszowej, samorządowcy osobom skarżącym się radzą pisać anonimy do gazet.Kto więc doradził tajemniczemu "czytelnikowi" zadzwonić do Gazety Rzeszowskiej?A może sam to zrobił?

O co tutaj chodzi?Ano nasze miejscowe buldogi wzięły się za łby i trwa w najlepsze walka pod dywanem.

Ciekawe, że w tej szkole nigdy nie widzi się problemu. WFiści dorabiali na boku pobierając opłaty za darmowe boisko - nie było problemu. W toaletach syf i smród, że dzieciaki nie mogły się załatwić - nie było problemu.


Pozornie wygląda to na atak na dyrektora szkoły.Jest to jednak zawoalowany cios w przewodniczącego Komisji Oświaty  (i czegoś tam jeszcze), Doriana Pika. Nic w tym dziwnego ponieważ panowie się ostatnio niezbyt lubią.Dlaczego akurat teraz?Trudno wyczuć, ale  trwają ostatnio przepychanki o stołek dyrektora MDK.Już krążą plotki o rezygnacji radnego Pika z przewodniczenia komisji.Czyżby więc?

Jak to wszystko znowu  pozbiera w większość Józef Fryc?Nie ma się co podniecać, panowie dogadają się przy ,albo pod stołem,a o wszystkim dowiemy się już za kilka tygodni.


P.s. Radny Karkut już zmienił zeznania;
W poprzednim wpisie podałem kilka faktów, które jak widać nie zostały dobrze zrozumiane. W związku z tym kilka zdań wyjaśniających...

Mniej niż zero



14 maja 1983 roku wczesnym popołudniem zmarł 19 letni Grzegorz Przemyk. Dla dzisiejszych nastolatków to ktoś zupełnie nie znany mimo, że jego postać mogłaby być szczególnie bliska młodzieży. Wrażliwy, trochę poeta, trochę buntownik, boleśnie przezywający rozbicie rodziny. 12 maja razem z kolegami świętował zdaną maturę, zatrzymany przez milicję został ciężko pobity w komisariacie MO przy ul. Jezuickiej. Komuniści stawali na głowie, żeby sprawę zatuszować- w pobicie wrobiono sanitariuszy. Wszyscy i tak wiedzieli, że chłopak został zakatowany przez milicjantów, którzy w sfingowanym procesie zostali uwolnieni od zarzutów.
“Twoje miejsce na ziemi tłumaczy zaliczona matura na pięć. Są tacy, to nie żart, dla których jesteś wart mniej niż zero”.


poniedziałek, 13 maja 2013

Festiwal żywej muzyki Kolbuszowej

Powstała całkiem fajna strona internetowa promująca nowe wydarzenie kulturalne w Kolbuszowej .






W dniach 18 i 19 maja br. w Miejskim Domu Kultury w Kolbuszowej odbędzie się Festiwal żywej muzyki na strun dwanaście i trzy smyki. Wydarzenie będzie składało się z dwóch części z ,,Warsztatów z żywej muzyki... i niedzielnego konkursu w plenerze. Obie części wyjątkowo atrakcyjne.

W pierwszej przeznaczonej dla muzyków i muzykantów będziemy mieli okazję wzbogacić swoją wiedzę bezpośrednio od specjalistów i ekspertów z zakresu etnomuzykologii, etnografii i folkloru. Grę Lasowiackich muzykantów zaprezentuje Władysław Pogoda najstarszy z nich. To on właśnie (Kuszenie Władysława CD, wydane 2011r i wyróżnione w ubiegłorocznym, najbardziej prestiżowym konkursie w Polsce na Fonogram Źródeł) i Jarosław Mazur z młodego pokolenia muzyków zainspirował nas do podjęcia festiwalowo - warsztatowych działań. Cel jest szczytny: powrót do grania melodii ludowych w sposób możliwie najbardziej tradycyjny.






>> kliknij tutaj<<


A mi się spodobało że pan Jarosław Mazur znacznie odmłodniał . :)

Cherb burmistrza Zuby-riposta urzędników


 Urzędnicy miejscy siem oburzyli (jak nie wiem co).

Okazuje się że radni miejscy kilka lat temu zmienili wygląd naszego herbu.
Z takiego ,



na taki,



Jak widać na załączonych obrazkach jest to  różnica kolosalna,niezbędna,  niecierpiąca zwłoki.
Za  tak ważną dla nas zmianę radni pobrali dietę,nażarli się paluszków i  wypili do dna  kawę z termosów .
Co ciekawe przegłosowali to na trzeźwo (przynajmniej tak twierdzą).

O tym fakcie jednak nie doniesiono mieszkańcom-rzeczywiście nie ma się czym chwalić.Nie pozmieniano także dokumentów i nawet w Statucie Miasta widnieje "stary" herb.Po co to było więc robić? Mało tego podobno przegłosowali wtedy za jednym zamachem jakąsik flagę?Widział ktoś może to innowacyjne dzieło naszych radnych?
Mimo iż  to tylko krótki rękaw, trochę inne kolorki ,ale to są ogromne koszty.Nawet to,że ktoś taki projekt wykonał i dostał za to odpowiednią gratyfikacje.

A ile będzie nas kosztować zmiana tablic z nazwami ulic?Wszystko to przy 33 milionowym zadłużeniu budżetu miasta.
ciekawe jakie są koszty tych "kosmetycznych"  (jak się wyraził jeden z radnych) zmian w herbie?






Co ciekawe nazwy ulicy 22 lipca nie da się zmienić od  22 lat ponieważ są to za duże koszty.

niedziela, 12 maja 2013

W Warszawie moda na Kocirbę

Już ponad sto pięćdziesiąt lat przed urodzeniem Fryderyka Chopina tańce polskie były modne w Europie. Po raz pierwszy stały się znane poza Polską w XVII wieku, gdy poprzez Niemcy dotarły do Skandynawii. Do dzisiaj jednym z najpopularniejszych tańców w Szwecji czy Danii jest "polska", a w Norwegii "pols". We Francji gra się "mazurkę" za sprawą polskich legionistów, którzy swym tańcem podbijali serca gości paryskich salonów na przełomie XVIII i XIX wieku. Z Francji mazurki rozprzestrzeniły się dalej – między innymi do Włoch, Austrii, docierając aż na zachodnie krańce Europy: do Hiszpanii i Portugalii. Z tych dwóch krajów powędrowały do ich kolonii: na Azory, Wyspy Zielonego Przylądka i Wyspy Kanaryjskie, a nawet do Brazylii oraz Meksyku i z powodzeniem funkcjonują w tamtejszych kulturach. W Polsce rytmy tych tańców były jednym z najważniejszych elementów muzycznej wyobraźni zarówno gminu, jak i dworu aż do lat 50. minionego wieku.









W tym wielkim wydarzeniu wystąpiło ponad 60 wykonawców z całego świata,wśród nich także nasza kolbuszowska kapela Kocirba .Niestety nasi artyści  nie mogli wystąpić w części konkursowej ponieważ... wygrali go w zeszłym roku i teraz zagrali w koncercie laureatów.


Brawa i gratulacje dla pana Mazura , Teresy Potańskiej i Doroty Jamróz i wielu innych osób uczestniczących w tym projekcie.
Wspaniała wizytówka naszego miasteczka.Warto aby zainteresowali się nimi ,i wsparli ich działalność urzędnicy z działów promocji powiatu i gminy.









Kocirba / "Wolny od Kosów" (utwór z repertuaru Jana Marca) from muzyka zakorzeniona on Vimeo.

sobota, 11 maja 2013

W samo południe

Moc bibliotek w Kolbuszowej skończyła się mocnym akcentem.

Multiinstrumentalista pan Jarosław Mazur (ten od Kocirby i Hudaków) budził dzisiaj do życia Raniżów.



Lokata Mojżesza Szota



Poleca się poniższe do poczytania złotoroleksowym Żydom amerykańskim łamiącym
paragrafy celem pozyskania szmalu i majątków "żydowskich braci" spalonych w
piecach Holokaustu.

Nie pytamy żydowskich milionerów, dlaczego upominają się o majątki swoich
braci zamordowanych przez hitlerowców. O majątki małomiasteczkowej,
żydowskiej nędzy, żydowskiego pachciarstwa i żydowskiej inteligencji dawnego
Krakowa, dawnej Warszawy i paru innych dawnych miast polskich.
Wspaniałomyślnie nie pytamy także, co uczynili w czasie Holokaustu
ustosunkowani i zasobni amerykańscy Żydzi schowani bezpiecznie za Oceanem
Atlantyckim, żeby ocalić polskich Żydów. Czy przynajmniej się za nich
modlili?

Proponujemy jedynie pazernemu, amerykańskiemu żydostwu, a także prześwietnym
adwokatom nowojorskim, którzy zdążyli zbić na żydowskich roszczeniach
odszkodowawczych wielomilionową kasę, żeby zapoznali się z historią dwóch
dunamów ziemi nabytych tuż przed II wojną światową przez niejakiego Mojżesza
Szota. Jedną z 6 milionów żydowskich ofiar Holokaustu.

Dwa dunamy ziemi

Przed 62 laty ojciec Michaela Szota opowiadał dzieciom, Michaelowi i jego
siostrze, że po wojnie – jeśli wszystko dobrze się skończy – rodzina Szotów
pojedzie do Palestyny, gdzie w Hajfie, na górze Carmel, ojciec Szota nabył 2
dunamy ziemi.

– Ile to 2 dunamy – interesował się Michael.

– Nie wiem, ile tego jest – powiedział – ale wiem, że 2 dunamy wystarczą nam
na dom z widokiem na zatokę i na ogród, w którym posadzimy drzewa
pomarańczowe.

Rozmowa odbywała się w nocy, w warszawskim getcie, w małym mieszkaniu przy
ulicy Orlej nr 10, gdzie poza Szotami koczowały jeszcze dwie żydowskie
rodziny. Michael na zawsze zapamiętał słowa "drzewa" i "pomarańcze", ponieważ
na terenie warszawskiego getta nie było ani drzew, ani pomarańczy. Nie było
także jedzenia i opału do pieca, a po jakimś czasie zabrakło także ojca wraz
z jego opowiadaniami o dwóch dunamach ziemi na dalekiej górze Carmel i o
pieniądzach złożonych w anglo-palestyńskim banku z myślą o postawieniu domu.

Nieco wcześniej, gdy były łapanki i policjanci żydowscy namawiali do zejścia
na podwórko, gdzie koło stojaka do trzepania dywanów formowały się grupy
ludzi pędzonych do wagonów czekających na placu przeładunkowym, rodzina
Szotów wraz z Żydami, z którymi mieszkała, chowała się w małej, dusznej i
ciemnej komórce, której drzwi zastawione były szafą.

Żydowscy policjanci przysłani przez prezesa Judenratu Adama Czerniakowa
biegali po pokojach, opukiwali ściany i zabierali to, co jeszcze nadawało się
do zabrania.

Eukaliptusy z góry Carmel

Późną jesienią 1968 r. trochę nie z własnej woli Michael znalazł się w
Izraelu i na mocy przypadku posłany został do Hajfy, gdzie na tzw. ulpanie,
szkółce z internatem, miał poznać tajniki języka hebrajskiego. Michael
rozglądał się po egzotycznym dlań tropikalnym pejzażu Hajfy i przypomniał
sobie opowiadania ojca, kiedy przewodnik oprowadzający wycieczkę nowo
przybyłych Żydów pokazał im wzgórze nad zatoką zabudowane białymi willami,
między którymi rosły zielone drzewa.

– To jest góra Carmel! – powiedział przewodnik z dumą. – Szwajcaria Izraela.

Michael zapytał, czy na Carmelu rosną drzewa pomarańczowe, które chciałby
zobaczyć z bliska. Przewodnik wzruszył jedynie ramionami.

– Drzewa pomarańczowe rosną w kibucach – wyjaśnił – w sadach owocowych
zwanych pardesami i ogrodzonych drutem kolczastym. Pomarańcze kupuje się na
targu. Drzewa na Carmelu, eukaliptusy i palmy, sadzane są dla dekoracji.

Potem jeszcze kilka razy Michael spacerował po Carmelu, wałęsał się między
ciasno zabudowanym willami hebrajskich milionerów, przed którymi parkowały
amerykańskie samochody, i nigdzie nie widział dwóch dunamów swojego ojca.

Wykazy, których nie ma

Trochę później, gdy Michael nauczył się wreszcie hebrajskiego, od razu
rozśmieszył urzędnika instytucji Keren Kajemet le Israel, która przed II
wojną światową sprzedawała polskim Żydom ziemie na Carmelu i ulice w Tel
Awiwie.

– Jeśli twój ojciec coś u nas kupił – powiedział urzędnik Michaelowi – to
jego nazwisko znajduje się na listach, na wykazach. W Keren Kajemet, w
Achszara ha Iszuw albo w Rasko.

– A gdzie są te listy, gdzie są te wykazy? – zapytał Michael.

– A gdzie jest twój ojciec? – odpowiedział urzędnik pytaniem na pytanie.

– Ojciec zginął w getcie – powiedział Michael.

Urzędnik podniósł do góry palec.

– Otóż to – oświadczył. – U nas też była wojna i nie ma list. Przepadły. Nie
ma wykazów własnościowych i nie pozostało śladu po notowaniach hipotecznych.
Wszystko zamieniło się w popiół jak polscy Żydzi, których nazwiska figurowały
na listach i rachunkach.

– Co sobie wyobrażaliście? – denerwował się urzędnik. – Myśleliście, że
będziemy pilnowali waszych zafajdanych interesów przez te wszystkie lata,
kiedy nie dawaliście znaku życia? Kiedy wojska Rommla zagrażały nam od strony
Egiptu i później, kiedy arabscy fedaini nieśli tu pożogę, zniszczenie i
śmierć? Kiedy budowaliśmy drogi i kładliśmy mosty? Kiedy zajęci byliśmy
wysiłkiem syjonistycznym? Kiedy walczyliśmy z malarią i wieszaliśmy Eichmana
przywiezionego z Argentyny? Powinniście być szczęśliwi, że mieliście dokąd
przyjechać, kiedy wam goj pogonił kota.

Szukajcie a znajdziecie

Słuchajcie, Żydzi amerykańscy wyczuleni na żydowską krzywdę. Banki
szwajcarskie kłóciły się, wybrzydzały, ale coś tam Żydom oddały. Nie oddały
natomiast Żydom ani grosza żydowskie banki gromadzące oszczędności żydowskich
ciułaczy słane z dalekiej Polski na czarną godzinę przed II wojną światową.
Należące do palestyńskich Żydów banki prowadzące programy oszczędnościowe
zachwalane polskim Żydom w żydowskich gazetach i na scenie żydowskich
kabaretów po izraelsku wykręcają się teraz brakiem rachunków i rozliczeń. Z
izraelskiego banku Haleumi, który przejął finanse i zobowiązania banków anglo-
palestyńskich, ulotniły się pieniądze należące do polskich Żydów posłanych
przez niemieckich oprawców do komór gazowych i pieców. Izraelskie instytucje
nie oddały i nie zamierzają oddać ani dunama ziemi. Okrutnie chętne są za to
do przejęcia majątków po spalonych Żydach. Przemierzają Polskę wzdłuż i
wszerz, węszą po hipotekach, ślą płaczliwe petycje do Unii Europejskiej.
Izraelskim macherom holokaustowym "rewindykującym" pożydowskie mienie na
własny, izraelski interes polecam niniejszym zimną mykwę. Znajdziecie panowie
pożydowski szmal i pożydowskie dunamy po spalonych Żydach, jeśli rozejrzyjcie
się po własnych śmieciach, które ogradzacie murem wzorowanym na murze
warszawskiego getta.

Autor : Michael Szot

piątek, 10 maja 2013

Cherb burmistrza Zuby.

Urząd Miasta wydał tysiące złotych na tandetny folder reklamowy naszego miasteczka. 

"Przyszłość biznesu - biznes na przyszłość"Obrazuje on dosyć dokładnie mizerię intelektualną pracowników magistratu, którzy nie wiedzą nawet jak wygląda herb naszego miasteczka.



To samo jest na stronie internetowej urzędu,oraz na profilu na Facebooku.
Różnica niby niewielka, tylko dłuższy jeden z rękawów.

Na tej samej zasadzie "zapomniano" (łuups) o kanalizacji deszczowej w Ogródku Jordanowskim,albo o dołączeniu niezbędnych dokumentów do wniosków o dotacje unijne.A my za głupotę urzędników płacimy coraz więcej .

czwartek, 9 maja 2013

Nie tylko jeden chromosom więcej


Zespół Downa może nie być problemem jeśli przestaniemy te problemy stwarzać i jeśli na serio zaczniemy pomagać rodzicom najpierw dzieci z Downem, a potem osobom z Downem. Pomagać w takim zakresie jak tego potrzebujemy, a potem nie przeszkadzać, jak przeszkadzamy i usuwać bariery, także te mentalne, które odmawiają szacunku, godności i prawa do normalności, które stwarzamy. Pani Dominika robi fantastyczną prace w przełamywaniu naszych stereotypów, niskie za to ukłony! 

(Manika Płatek)






Newsweek: Zatem nie czuje się pani inna?
Dominika Kasińska
:
Inność jest wtedy, gdy ciągle się na ciebie gapią. A na mnie się nie gapili. Długo myślałam, że jestem trochę inna, bo jestem niższa od koleżanek i kolegów i mam kłopoty ze zdrowiem. Z kręgosłupem, tarczycą, ze wzrokiem. Ostatnio dowiedziałam się, że mam chore serce. A kiedyś terapeuta powiedział mojej mamie, że ona ma chore ambicje. 
 Newsweek: Dlaczego?
Dominika Kasińska:
Bo chce mnie posłać do szkoły. Przecież dzieci z Downem nadają się tylko do ośrodków. Nie sprawdził, co potrafię. Nawet nie zapytał, co ja o tym myślę, choć stałam obok. Nie zobaczył Dominiki Kasińskiej, zobaczył przypadek Downa. A ja już w przedszkolu zamarzyłam sobie, że usiądę w szkolnej ławce.

Newsweek: W szkole specjalnej?
Dominika Kasińska:
W normalnej. I tak się stało, zostałam po prostu zapisana do podstawówki. Mijał rok po roku, a ja nie odpadałam. Później tak samo zwyczajnie przeszłam do gimnazjum. Czasem tylko było tak, że nie umiałam przeczytać literek na testach, bo mam chory wzrok. Zdarzało się, że nauczyciele dawali mi takie drobne druczki jak innym, bo zapominali, że mam zespół Downa i źle widzę. Dużo się uczyłam. Lubiłam się uczyć, nawet gdy się męczyłam. Nad matematyką i fizyką siedziałam godzinami. Mama mówiła: „Odpocznij już sobie”, a ja wkuwałam chemię. A potem koledzy odpisywali ode mnie zadania. Tylko „Pan Tadeusz” był dla mnie nie do przejścia.
Wie pani, do niedawna w ogóle nie wiedziałam, co to jest szkoła specjalna. I że tam trafia większość osób z zespołem Downa. A przecież to, że ktoś ma Downa, nie znaczy, że nic nie rozumie i nie może się uczyć. Zrozumiałam to dopiero wtedy, kiedy zaczęłam się zajmować osobami niepełnosprawnymi na terapii zajęciowej. Wiem, że niektóre całkiem sobie nie radzą. Rodzice często się za nie wstydzą i trzymają je w domach. Nikt niczego od nich nie wymaga i nie sprawdza, co potrafią, bo wiadomo, że i tak nic z nich nie będzie. Tylko niektóre z takich dzieci idą potem do szkół integracyjnych. A nawet tam wcale nie jest łatwo się dostać. Mnie na przykład nie przyjęli do liceum integracyjnego.

Newsweek: Dlaczego?
Dominika Kasińska:
Właśnie nie wiem. Po skończeniu gimnazjum poszłam na rozmowę do szkoły średniej w dużym mieście. A tu, proszę: nie nadaję się. To znaczy pani powiedziała, że to szkoła się nie nadaje. Domyślam się, że nie chcieli mnie przyjąć, bo mam zespół Downa. Ale ze mną nie ma kłopotów. Kłopoty w szkole są z tymi, którzy nie chcą się uczyć.

Newsweek: Ale znalazł się dyrektor innej szkoły, który nie widział problemu i panią przyjął.
Dominika Kasińska:
To był dyrektor liceum w Buczkowicach, niedaleko Szczyrku. Zaufał mi. Powiedział: widzę świadectwa, gadam jak z dorosłą. Jesteś przyjęta do szkoły. Ludzie w ogóle są różni. Niektórzy są fajni. Niektórzy trochę dziwni. Nie powiem: nienormalni, bo mam spokojny i miły charakter. Dziwni to ci, którzy nas źle traktują.

....
Newsweek: Ale chodzi też o reakcje w momencie zagrożenia. Sama pani przyznała, że myśli wolniej niż inni...
Dominika Kasińska:
A kto powiedział, że to ja mam podejmować w grupie najważniejsze decyzje? Czy muszę być z dziećmi sama? Zawsze mogę być na przykład drugim opiekunem. Niedawno zostałam wolontariuszką w Fundacji Anny Dymnej. Mam nadzieję, że w czasie Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, który odbędzie się w czerwcu w Krakowie, będę się mogła zająć najmłodszymi uczestnikami konkursu. Myślę nawet chwilami o tym, by po szkole przenieść się do Krakowa.

Newsweek: Będzie pani sama mieszkać, sama opłacać rachunki?
Dominika Kasińska:
Być może zamieszkam z kimś, kto będzie nade mną czuwał. Może na przykład znajdę pracę jako opiekun w całodobowym ośrodku? A może zamieszkam z facetem? I to on będzie opłacał prąd?

Newsweek: Myśli pani o facetach?
Dominika Kasińska:
Ostatnio jeden z moich podopiecznych na terapii zajęciowej powiedział, że jestem tak atrakcyjna, że powinnam mieć już chłopaka. Ale to jeszcze nie jest mój czas. Na razie podobają mi się aktorzy. Filip Bobek i Krystian Wieczorek.

Newsweek: A ogląda pani serial, w którym występuje aktor z zespołem Downa?
Dominika Kasińska:
Nie oglądam „Klanu”, wolę „Na Wspólnej”. W życiu też nie obchodzi mnie, czy ktoś ma Downa, czy nie. Przez długi czas w ogóle nie znałam nikogo z zespołem Downa. Wie pani, zespół Downa ma swoje dobre strony. Na przykład kiedy opiekuję się niepełnosprawnymi ludźmi, to oni wiedzą, że nic mnie nie wyprowadzi z równowagi. Bo doskonale wiem, jak to jest. Kiedyś też nie mogłam trafić do buzi łyżką, nie umiałam zapiąć guzików. Nadal wolno mówię. Poza tym osoby z zespołem Downa nie potrafią ściemniać. Nie umiem kłamać. Niedawno byłam na oazie. Cała grupa przyrzekła, że przez rok nie będzie pić alkoholu. To się nazywa krucjata trzeźwości. A ja wiedziałam, że zaraz zaczną się osiemnastki, koleżanki poczęstują mnie szampanem i będzie mi trudno odmówić. Musiałam uczciwie podejść do sprawy! W końcu uznałam, że podpiszę zobowiązanie, bo dam jednak radę, słowa dotrzymam. Tylko podjęcie decyzji zajęło mi chwilę.

Newsweek: Zastanawiała się pani, czy związek kogoś z zespołem Downa i tak zwanego  normalsa jest w ogóle możliwy? Pablo  Pineda mówi, że dzieli nas od siebie mur. Że osoby z zespołem Downa traktuje się tak, jakby nie miały potrzeb, a nawet płci.
Dominika Kasińska:
Nie wszystko jest w moim życiu tak, jak bym chciała. Chciałabym mieć przynajmniej 160 centymetrów wzrostu i szczuplejsze nogi. A nie mam. Ale jestem kobietą, czuję się nią w stu procentach. Chcę mieć kiedyś własny dom, rodzinę, dziecko. Tak jak chcę kiedyś pojechać na Hawaje. I nauczyć się mówić po hiszpańsku.

Newsweek: A jeśli się nie uda? Jeśli jakiś mężczyzna powie: nie mogę z tobą być, bo masz Downa?
Dominika Kasińska:
To go zostawię (śmiech). To jest kolejny zakręt. Trudny. Jeśli się nie uda? Pewnie znowu popatrzę na to, co mam. A mam nie tylko jeden chromosom więcej.


całość

Pan Prezes Ireneusz Kogut

Ireneusz Kogut jest inspektorem oświaty w kolbuszowskim magistracie.Co tam robi dokładnie nie wiadomo ale zapewne zajmuje  się nadzorem (czy jakoś tak) nad szkołami .Nie jest to chyba robota szczególnie wyczerpująca ,skoro
po godzinach jest jeszcze  prezesem Stowarzyszenia Nil (za co bierze niezłe wynagrodzenie). Organizacja ta  dodatkowo wypączkowała Spółdzielnię Socjalną Smak.Pan Kogut (a jakże) także tam jest prezesem.

Szkoły które nadzoruje gminny inspektor oświaty ,zorganizowały przetargi na dożywianie.Niektóre z nich wygrała spółdzielnia gdzie prezesuje pan  Kogut.Przypadek? Nie wiem,może się zdarzyć.Wszak ludzie latają w kosmos a mój sąsiad nawet trafił kiedyś czwórkę w lotka.
Moim zdaniem jest to konflikt interesów i pan Kogut z którejś funkcji powinien zrezygnować.
Zastanawiająca jest tu postawa burmistrza Zuby, który wydał pozwolenie na takie łączenie funkcji.


środa, 8 maja 2013

Nowe miejsca pracy.

Dwa tygodnie temu w Korso Kolbuszowskim ukazał się ciekawy artykuł redaktor Joanny Serafin na temat walki z bezrobociem w naszym powiecie.


Dokładnie piątego kwietnia minął rok odkąd kolbuszowski „Smak” został wpisany do Krajowego Rejestruj Sądowego. Spółdzielnia socjalna, w której pracę znalazły cztery osoby bezrobotne (i na tym nie koniec) powstała dzięki pomocy kolbuszowskiego „Nilu”. To właśnie pracownicy stowarzyszenia pomogli w załatwieniu wszystkich formalności niezbędnych do zarejestrowania spółdzielni. Udało im się również pozyskać w sumie 80 tys. zł dofinansowania na rozkręcenie „Smaku”.
....
W spółdzielni pracę znalazły osoby bezrobotne, które wcześniej uczestniczyły w szkoleniach organizowanych przez „Nil”. Pozyskane dofinansowanie prawie w całości zostało przeznaczone na zakup niezbędnego sprzętu. – Do kuchni weszłyśmy w maju ubiegłego roku. Na początku wszystko robiłyśmy dość nieporadnie, ale bardzo szybko się uczyłyśmy – mówi Natalia Szypuła ze „Smaku”. Latem spółdzielnia stanęła do przetargów na dożywianie w szkołach, wygrywając kilka z nich. – Na dzień dzisiejszy mamy pięć szkół, które obsługujemy. Są to szkoła podstawowa w Weryni i Zarębkach, Zespół Szkół Specjalnych w Kolbuszowej Dolnej oraz LO i Zespół Szkół Technicznych w Kolbuszowej. Łącznie każdego dnia przygotowujemy posiłki dla ponad 250 uczniów – dodaje nasza rozmówczyni.




Z polskiego na nasze.
Stowarzyszenie Nil bierze na chybił trafił 4 bezrobotnych , przeszkala ich,załatwia im 80 tys na rozkręcenie interesu,oraz pomaga wygrywać przetargi.Robią to w przedbiegach ponieważ przez pierwszy rok nie muszą płacić składek ZUS.
Rezultatem tych wszystkich zachodów jest... 4 nowych bezrobotnych zwolnionych z firm które przetargi przegrały.
Jaki jest więc tego sens?Ano taki, że ci którzy prowadzą takie stowarzyszenia mają dodatkowy dochód w kieszeni.O tym napisze jednak jutro.
Najgorsze jest to ,że za cały ten przewał zapłacimy my podatnicy około 100 tys zł.


wtorek, 7 maja 2013

Paluszek starosty Kardysia

Ludzie piszą,komentują,plotkują, oskarżają:

Na stronie Starostwa Powiatowego czytamy wyniki naboru na wolne stanowisko referent w wydziale geodezji. Nabór ten wygrał Pan Paluszek z Dzikowca (....) choć wszyscy startujący mieli lepsze referencje. A Pan Paluszek przesiedział bez studiów dwa lata w starostwie na fikcyjnym stanowisku i po studiach od razu starosta ogłosił nabór,czyli dwa lata trzymał etat aż paluszek skończy szkołę.A podania innych gniją już lata w sekretariacie ,ale nie każdego mama jest siostrą burmistrza Zuby. Czyli starosta przyjmuje pociotków Zuby i na odwrót ,a inni spoza tego chorego układu mogą (...) o pracy pomarzyć. W każdym (....) urzędzie trzeba mieć plecak ,albo wujka burmistrza tak jak Pan Paluszek.

Oskarżenie poważne,ale dosyć typowe w Kolbuszowej.

Ślipnimy wiec  bliżej w papiery, o co tu chodzi.




Na oko wygląda w porządku, konkurs wygrał kandydat spełniający wszystkie wymagane (a nawet niewymagane) kryteria.

Aliści,rok wcześniej....



Dlaczego więc w tym roku (jak drzewiej bywało) nie porachowano punktów z przeprowadzonej rozmowy i testu kwalifikacyjnego?
Zastosowano inne kryteria naboru.Czyżby oskarżenia anonimowego  komentatora były bliskie prawdy?



poniedziałek, 6 maja 2013

Burmistrz Zuba leje wodę

Mój ulubiony portal informacyjny Kolbuszowa24 zamieścił fotorelacje z sadzawki w Ogródku Jordanowskim
 Całość zmodernizowanego w ub. r. placu od kilku dni stoi w błocie i szlamie. Można było się z tym dokładnie "zapoznać" podczas Dni Kolbuszowej.
....
„Rozważaliśmy wiele wariantów. Można by podnieść ogródek do poziomu ul. Parkowej. Ale wtedy domy, które znajdują się z tyłu, byłyby zalane. Z kolei skierowanie wody deszczowej do rowu wzdłuż drogi krajowej przyniosłoby efekt odwrotny. Aktualnie poddajemy analizie wykonanie drenażu. Woda sprowadzana byłaby do studni chłonnych. Nie jest to idealne rozwiązanie, ale pozwala na szybsze osuszenie tego terenu” – mówił burmistrz Zuba. Minął prawie rok, a ogródek jak zalewało tak zalewa...



Dowcipny fotoreporter portalu nawet nie fatygował się aby zrobić zdjęcie tylko wkleił te z jesieni.

Ktoś projekt tego ogródka zaplanował,ktoś zatwierdził,wykonał ktoś inny.Ktoś odebrał i nikt nie zauważył fuszerki w postaci braku kanalizacji deszczowej.
Kiedy okazało się że zalewa bo musi zalewać bo teren pacu zabaw położony jest niżej, nie zrobiono nic aby to naprawić.
Sprawą powinni zająć się radni miejscy i wymusić na burmistrzu odpowiednie decyzje.Nie mają jednak na to czasu, ponieważ zajęci są liczeniem  swoich zrewaloryzowanych diet,oraz ustalaniem granic okręgów wyborczych w taki sposób, aby nie startować  przeciw sobie.

Ta sadzawka, to symbol indolencji naszych władz, na każdym szczeblu decyzyjnym.Niczego z nami nie konsultują ,robią po swojemu,nikt tego nie kontroluje a my płacimy za ten bajzel coraz więcej (nie tylko) pieniędzy.
To jest tylko mały ogródek,strach pomyśleć co dzieje się na większych projektach.









niedziela, 5 maja 2013

Kolbuszowskie majowe cuda.

Ten majowy weekend jest dla mnie zawsze jakiś taki  przydługi.Szczególnie nużące są rozmowy,a raczej słuchanie ciągłego narzekania.Coś na kształt magla tylko w znacznie w większej skali. ;)
Ludziom wszystko się nie podoba,zawsze coś im nie pasuje.Aby przerwać te monologi rzucam zawsze od niechcenia dwa pytania.
A jak chciałbyś aby było?
Tutaj wszyscy są zgodni: przynajmniej 5 tys na rękę,dobry samochód, mieszkanie/dom z ogródkiem (na początek). Tu jednak jedna osoba mi zaimponowała,  marzy bowiem o tym aby zostać .... dyrektorem MDK.Szanse ma duże, bo ma niezłe warunki fizyczne (można w tych oczach utonąć) oraz  znacznie mocniejszą głowę niż pan Sitko (reszty nie pamiętam).

Następnym moim pytaniem jest:
Jak chcesz to osiągnąć?
Tu zaczynają się problemy, następuje długie milczenie podczas którego dany osobnik-osobniczka drapie się po głowie i po dłuższym zastanowieniu rzuca że ... najlepiej było by wygrać większą kumulację na loterii.
Cool!

No to liczta na te przecudne cuda dalej, popijajcie tanie piwo na koncercie (tą razą) Rybińskiego, i zastanówta się kogo rzuci wam burmistrz w przyszłem roku.

Bye-bye!


sobota, 4 maja 2013

Czy nie lepiej tak po prostu, zrobić coś dobrego?



Moje parę słów na temat postu „Niech się święci 1 maja”… (oraz komentarzy nie tylko spod tego, ale i innych postów)

Dziś pod wpisem na blogu jednego z Podkarpackich posłów (wprawdzie nie z Kolbuszowej, więc nie przytaczam ; ) dla zainteresowanych: http://tomaszkaminski.blog.pl/) Szymon Jakubowski* napisał – tu czuję się w obowiązku dodać sama nadrzędny jego komentarz
„to nie do końca z mojej "bajki”, ale z ostatnim wpisem na blogu posła SLD trudno się nie zgodzić”.

Otóż Jakubowski napisał: a ja szczerze powiedziawszy mam gdzieś podziały, jeżeli chodzi
o wspólny problem. Przed laty opisywałem tragedię pracownic rzeszowskich zakładów mięsnych, które po złodziejskiej prywatyzacji wiele miesięcy nie otrzymywały pensji. Liderzy zakładowych związków mieli to daleko w poważaniu, bo jeszcze otrzymywali pensje od właściciela - gangstera. Siłą rzeczy stałem się niemal liderem protestu. Gdy przyszli narodowcy z chęcią pomocy nie odmówiłem, bo przynajmniej oni mogli zapewnić ochronę nam przed osiłkami z ochrony, od których i ja przy okazji dostałem po głowie.
Trudno, czasem tak się dzieje, że po jednej stronie barykady trzeba być z tymi, do których miałoby ochotę się strzelać.

Dla mnie mocne.

Równie mocny tekst napisałam dziś (na inny temat) Anna Dryjańska (całość tu: http://annadryjanska.natemat.pl/60111,opinie-zamiast-faktow).

I w związku z tym mój apel, nie kierujmy się opiniami, a faktami. Po co hejterskie, anonimowe komentarze? Czy nie lepiej tak po prostu, zrobić coś dobrego? Lubię ludzi, którzy szanują się nawzajem. Dryjańska napisała: Każdy z nas może postępować zgodnie ze swoimi wartościami, póki nie narzuca ich innym. Nie narzucajmy się sobie nawzajem. Inspirujmy albo wspierajmy. Niech podstawą sensownej debaty będą fakty.

Czego sobie oraz Czytelniczkom i Czytelnikom, Komentatorom i Komentatorkom Maglowego bloga życzę.

Toja ;)


P.S. A tak zupełnie już nie na temat, bo skojarzyło mi się ze strzelaniem. (- przepraszam redaktorze Gorzelany – ) Dorian! Niech Moc będzie z Tobą! W ogóle z Lemoorami!
i nie tylko podczas dzisiejszego koncertu.

Szymon Jakubowski - przewodniczący oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy RP na Podkarpaciu; trzykrotny laureat ogólnopolskich nagród za opisywanie sytuacji w zakładach pracy pod kątem prywatyzacji. Dostawał laury za obronę ludzi. Czasami z dziennikarza przeistaczał się w organizatora. W 2005 r. otrzymał tytuł Podkarpackiego Dziennikarza Roku właśnie m.in. za takie tematy.