Zespół Downa może nie być problemem jeśli
przestaniemy te problemy stwarzać i jeśli na serio zaczniemy pomagać
rodzicom najpierw dzieci z Downem, a potem osobom z Downem. Pomagać w
takim zakresie jak tego potrzebujemy, a potem nie przeszkadzać, jak
przeszkadzamy i usuwać bariery, także te mentalne, które odmawiają
szacunku, godności i prawa do normalności, które stwarzamy. Pani
Dominika robi fantastyczną prace w przełamywaniu naszych stereotypów,
niskie za to ukłony!
(Manika Płatek)
Newsweek: Zatem nie czuje się pani inna?
Dominika Kasińska: Inność jest wtedy, gdy ciągle się na ciebie
gapią. A na mnie się nie gapili. Długo myślałam, że jestem trochę inna,
bo jestem niższa od koleżanek i kolegów i mam kłopoty ze zdrowiem. Z
kręgosłupem, tarczycą, ze wzrokiem. Ostatnio dowiedziałam się, że mam
chore serce. A kiedyś terapeuta powiedział mojej mamie, że ona ma chore
ambicje.
Newsweek: Dlaczego?
Dominika Kasińska: Bo chce mnie posłać do szkoły. Przecież
dzieci z Downem nadają się tylko do ośrodków. Nie sprawdził, co
potrafię. Nawet nie zapytał, co ja o tym myślę, choć stałam obok. Nie
zobaczył Dominiki Kasińskiej, zobaczył przypadek Downa. A ja już w
przedszkolu zamarzyłam sobie, że usiądę w szkolnej ławce.
Newsweek: W szkole specjalnej?
Dominika Kasińska: W normalnej. I tak się stało, zostałam po
prostu zapisana do podstawówki. Mijał rok po roku, a ja nie odpadałam.
Później tak samo zwyczajnie przeszłam do gimnazjum. Czasem tylko było
tak, że nie umiałam przeczytać literek na testach, bo mam chory wzrok.
Zdarzało się, że nauczyciele dawali mi takie drobne druczki jak innym,
bo zapominali, że mam zespół Downa i źle widzę. Dużo się uczyłam.
Lubiłam się uczyć, nawet gdy się męczyłam. Nad matematyką i fizyką
siedziałam godzinami. Mama mówiła: „Odpocznij już sobie”, a ja wkuwałam
chemię. A potem koledzy odpisywali ode mnie zadania. Tylko „Pan Tadeusz”
był dla mnie nie do przejścia.
Wie pani, do niedawna w ogóle nie wiedziałam, co to jest szkoła
specjalna. I że tam trafia większość osób z zespołem Downa. A przecież
to, że ktoś ma Downa, nie znaczy, że nic nie rozumie i nie może się
uczyć. Zrozumiałam to dopiero wtedy, kiedy zaczęłam się zajmować osobami
niepełnosprawnymi na terapii zajęciowej. Wiem, że niektóre całkiem
sobie nie radzą. Rodzice często się za nie wstydzą i trzymają je w
domach. Nikt niczego od nich nie wymaga i nie sprawdza, co potrafią, bo
wiadomo, że i tak nic z nich nie będzie. Tylko niektóre z takich dzieci
idą potem do szkół integracyjnych. A nawet tam wcale nie jest łatwo się
dostać. Mnie na przykład nie przyjęli do liceum integracyjnego.
Newsweek: Dlaczego?
Dominika Kasińska: Właśnie nie wiem. Po skończeniu gimnazjum
poszłam na rozmowę do szkoły średniej w dużym mieście. A tu, proszę: nie
nadaję się. To znaczy pani powiedziała, że to szkoła się nie nadaje.
Domyślam się, że nie chcieli mnie przyjąć, bo mam zespół Downa. Ale ze
mną nie ma kłopotów. Kłopoty w szkole są z tymi, którzy nie chcą się
uczyć.
Newsweek: Ale znalazł się dyrektor innej szkoły, który nie widział problemu i panią przyjął.
Dominika Kasińska: To był dyrektor liceum w Buczkowicach,
niedaleko Szczyrku. Zaufał mi. Powiedział: widzę świadectwa, gadam jak z
dorosłą. Jesteś przyjęta do szkoły. Ludzie w ogóle są różni. Niektórzy
są fajni. Niektórzy trochę dziwni. Nie powiem: nienormalni, bo mam
spokojny i miły charakter. Dziwni to ci, którzy nas źle traktują.
....
Newsweek: Ale chodzi też o reakcje w momencie zagrożenia. Sama pani przyznała, że myśli wolniej niż inni...
Dominika Kasińska: A kto powiedział, że to ja mam podejmować w
grupie najważniejsze decyzje? Czy muszę być z dziećmi sama? Zawsze mogę
być na przykład drugim opiekunem. Niedawno zostałam wolontariuszką w
Fundacji Anny Dymnej. Mam nadzieję, że w czasie Festiwalu Zaczarowanej
Piosenki, który odbędzie się w czerwcu w Krakowie, będę się mogła zająć
najmłodszymi uczestnikami konkursu. Myślę nawet chwilami o tym, by po
szkole przenieść się do Krakowa.
Newsweek: Będzie pani sama mieszkać, sama opłacać rachunki?
Dominika Kasińska: Być może zamieszkam z kimś, kto będzie nade
mną czuwał. Może na przykład znajdę pracę jako opiekun w całodobowym
ośrodku? A może zamieszkam z facetem? I to on będzie opłacał prąd?
Newsweek: Myśli pani o facetach?
Dominika Kasińska: Ostatnio jeden z moich podopiecznych na
terapii zajęciowej powiedział, że jestem tak atrakcyjna, że powinnam
mieć już chłopaka. Ale to jeszcze nie jest mój czas. Na razie podobają
mi się aktorzy. Filip Bobek i Krystian Wieczorek.
Newsweek: A ogląda pani serial, w którym występuje aktor z zespołem Downa?
Dominika Kasińska: Nie oglądam „Klanu”, wolę „Na Wspólnej”. W
życiu też nie obchodzi mnie, czy ktoś ma Downa, czy nie. Przez długi
czas w ogóle nie znałam nikogo z zespołem Downa. Wie pani, zespół Downa
ma swoje dobre strony. Na przykład kiedy opiekuję się niepełnosprawnymi
ludźmi, to oni wiedzą, że nic mnie nie wyprowadzi z równowagi. Bo
doskonale wiem, jak to jest. Kiedyś też nie mogłam trafić do buzi łyżką,
nie umiałam zapiąć guzików. Nadal wolno mówię. Poza tym osoby z
zespołem Downa nie potrafią ściemniać. Nie umiem kłamać. Niedawno byłam
na oazie. Cała grupa przyrzekła, że przez rok nie będzie pić alkoholu.
To się nazywa krucjata trzeźwości. A ja wiedziałam, że zaraz zaczną się
osiemnastki, koleżanki poczęstują mnie szampanem i będzie mi trudno
odmówić. Musiałam uczciwie podejść do sprawy! W końcu uznałam, że
podpiszę zobowiązanie, bo dam jednak radę, słowa dotrzymam. Tylko
podjęcie decyzji zajęło mi chwilę.
Newsweek: Zastanawiała się pani, czy związek kogoś z zespołem Downa i
tak zwanego normalsa jest w ogóle możliwy? Pablo Pineda mówi, że
dzieli nas od siebie mur. Że osoby z zespołem Downa traktuje się tak,
jakby nie miały potrzeb, a nawet płci.
Dominika Kasińska: Nie wszystko jest w moim życiu tak, jak bym
chciała. Chciałabym mieć przynajmniej 160 centymetrów wzrostu i
szczuplejsze nogi. A nie mam. Ale jestem kobietą, czuję się nią w stu
procentach. Chcę mieć kiedyś własny dom, rodzinę, dziecko. Tak jak chcę
kiedyś pojechać na Hawaje. I nauczyć się mówić po hiszpańsku.
Newsweek: A jeśli się nie uda? Jeśli jakiś mężczyzna powie: nie mogę z tobą być, bo masz Downa?
Dominika Kasińska: To go zostawię (śmiech). To jest kolejny
zakręt. Trudny. Jeśli się nie uda? Pewnie znowu popatrzę na to, co mam. A
mam nie tylko jeden chromosom więcej.
całość