niedziela, 14 października 2012

Pogrom Żydów w Kolbuszowej w 1946 roku

W wielu miejscach w internecie powielana jest informacja że w Kolbuszowej w 1946 roku miał miejsce pogrom Żydów.







Wygląda na to na powielaną ciągle bez sprawdzenia informację.
Redaktor Radwański w Korso Kolbuszowskim na podstawie archiwów IPN udowodnił że jest to nieprawda.Warto podjąć próbę nagłośnienia tego artykułu i "wymazania" tej mylnej informacji.

Ludzie i Żydzi

„Bij Żyda! Zabij Żyda!” – te okrzyki dwa lata po wyparciu Niemców z Kolbuszowej znów zabrzmiały na kolbuszowskim rynku. Czy można mówić o pogromie?

W wielu miejscach można znaleźć wzmiankę o tym, że 24 września 1946 roku w Kolbuszowej doszło do pogromu żydowskiego. Co się wtedy stało? Postanowiliśmy to sprawdzić. Poza wzmianką o pogromie i dacie 24 września 1946 roku nic więcej o wydarzeniu w internecie i publikacjach prasowych i książkowych nie ma. Czy mogło wtedy dojść do pogromu?
Tłum rabował sklepy
Pytanie nie jest bezzasadne, bowiem już w 1918 i 1919 roku chrześcijańscy mieszkańcy Kolbuszowej i okolic bili, rabowali i zabijali swoich żydowskich sąsiadów. Pierwsze niepokoje zaczęły się, gdy ustąpiła austriacka władza, w listopadzie 1918 roku. Już 3 listopada tłum zaczął rabować żydowskie sklepy. - Widziałem w rynku w biały dzień rabujące tłumy chłopów, bab, a najwięcej niedorostków. Gdy wjeżdżałem rabunek trwał. Gdy wieczór wyjeżdżałem rabowano ciągle, wyrzucając ze sklepów towary i dzieląc między siebie. Żydzi poukrywali się w mieszkaniach – czytamy w pamiętnikach Hupki. Żydów oskarżano o bolszewizm, co w wypadku ortodoksyjnej i chasydzkiej w większości Kolbuszowej brzmi kuriozalnie. Chłopi odbijali sobie też chude lata wojenne, kiedy handlowali z żydowskimi kupcami. Najgorsze działo się jednak w pierwszych dniach maja 1919 roku. W Raniżowie i Sokołowie Małopolskim doszło do pogromów, podobnie było w Kolbuszowej. Znów tłum zaczął rabować żydowskie sklepy. - Przyszło wojsko, które po bezskutecznem kilkakrotnem wezwaniu do rozejścia się, dało dwie salwy w górę. Na to z tłumów padły strzały na wojsko i rannych zostało kilku żołnierzy. Wtedy wojsko dało salwę w tłum. Tłum jednak ogromny, odrzuciwszy rannych rzucił się naprzód i rozbroił wojsko odbierając karabiny i amunicję, poczem zaczęła się już bez przeszkody masakra Żydów, z których kilku zamordowano a wielu poraniono. Cała Kolbuszowa splądrowana. Pijani rabusie leżą jak trupy na ulicach – opisuje sytuację Hupka. Rabusie mieli poczucie całkowitej bezkarności, mówiło się, że posłowie pozwolili bić i rabować Żydów z okazji majowego święta. Sytuację uratowało dopiero wejście podhalańczyków, którzy pojmali najaktywniejszych rabusiów, a jednego rozstrzelali po doraźnym sądzie na łąkach nad Nilem. W dwudziestoleciu międzywojennym stosunki układały się już bardziej poprawnie. Jak pisze Naftali Zalesic w swoich wspomnieniach „Jewish boyhood in Poland”, jakkolwiek wśród kolbuszowian byli antysemici, żydowscy mieszkańcy miasta byli pełnoprawnymi jego mieszkańcami i tak też mogli się czuć, gdyż poważniejszych incydentów w międzywojniu już nie było.
Fala pogromów
Podobna jak w czasie odzyskania niepodległości fala pogromów przetoczyła się przez Polskę w 1946 roku. Jeszcze rok wcześniej, w sierpniu 1945 roku w Krakowie doszło do pogromu  - mieszkańcy miasta bili i rabowali swoich żydowskich sąsiadów w dzielnicy Kazimierz. W najgłośniejszym i najtragiczniejszym, pogromie kieleckim zginęło ponad czterdzieści osób. Żydów mordowano pałkami i kamieniami, zabijali zwykli mieszkańcy miasta. Wielu tych, którzy przetrwali Zagładę zginęło też tego lata w pociągach. Liczbę ofiar tzw. akcji pociągowej, w czasie której ciągle migrujący Żydzi byli wyciągani z pociągów i mordowani szacuje się na około dwustu osób. W sumie szacuje się, ze wskutek powoijennych pogromó zginęło około tysiąca osób. Wśród antysemickich zajść wymienia się też wydarzenia w Mielcu (okoliczni chłopi pobili kilku Żydów) i w Kolbuszowej 24 września 1946 roku. Trudno jednak na ich ślad natrafić we wspomnieniach mieszkańców Kolbuszowej czy publikacjach na temat powojennej historii naszego regionu. Co się zatem wtedy stało? Aby to sprawdzić skontaktowaliśmy się z rzeszowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Okazało się, że IPN ma dokumenty dość szczegółowo opisujące tamte wydarzenia.  
Bij Żyda!
Jest późne, wrześniowe popołudnie. Izaak Brott, 37-letni rzeźnik z Kolbuszowej siedzi przed domem na rynku, na schodach sklepu, rozmawia ze swoim młodszym bratem, Nissanem, którego jednak wszyscy nazywają Froimem, z zawodu kupcem. Razem z nimi jest Izak Sztub, kolbuszowski szklarz Majer Sztub, urodzony w Żabnie koło Krakowa kupiec. Tuż obok na słupku na trawniku przysiadł Władysław Władysław Staniszewski z Sędziszowa. Codziennie bywa w Kolbuszowej, więc pewnie przysiadł porozmawiać ze znajomymi.
W pewnym momencie z pobliskiej, szumnie później nazywanej w dokumentach sądowych restauracją knajpy „Partyzant” wychodzi trzech pracowników kolbuszowskiego Urzędu Bezpieczeństwa. Andrzej Urban, Władysław Ożóg i Jan Tęcza. Wszyscy mają już trochę w czubie. Kiedy Tęcza będzie zeznawał przed sądem, wielu rzeczy nie będzie mógł sobie przypomnieć. Urbanowi coś nie podoba się w Staniszewskim. Czy to, że siedzi z Żydami, czy też w pijanym widzie bierze go za Żyda (Izak Sztub powie później śledczemu, że krzyczał do Staniszewskiego „ty Żyd!”) – trudno powiedzieć. Podchodzi do mężczyzny i krzycząc „Bij Żyda”, uderza go w głowę. – Jak ja cię uderzę, to cię rodzona matka nie pozna – ostrzega Staniszewski. Tęcza widząc, że zanosi się na awanturę, wciąga kolegów do knajpy. Tam rozrabiają dalej – tłuką szklankę, szarpią listonosza.
Zabij Żyda
Tymczasem na motocyklu nadjeżdżają z Kolbuszowej Górnej Stanisław Piotrowski i Władysław Wilk. Podbiega do nich Izaak Brott i Majer Sztub. Proszą, żeby zrobili porządek z pijanymi kolegami, którzy zaczepiają Żydów. „Naser mater z Żydami” – odpowiada Piotrowski i odjeżdża. Zezna później, że chciał kupić żarówkę do motocykla. Zezna też, że skargi Brotta wcale nie zlekceważył, tylko kazał mu zadzwonić do Franciszka Sołtysa, szefa kolbuszowskiej UB. Froim Brott rzeczywiście zadzwonił na milicję z siedziby komitetu Żydowskiego, ale z zeznań świadków nie wynika, by mundurowi jakoś zareagowali.
W tej sytuacji Izak Brott postanawia załatwić sprawę sam. Może dlatego, że jeszcze przed wojną służył w Kołomyi w huculskim pułku piechoty, może dlatego, że z grupy siedzącej przed jego domem jest najstarszy. Kiedy pijani awanturnicy wychodzą z „Partyzanta”, podchodzi do nich i zwraca im uwagę. Pyta, czemu się awanturują. Andrzej Urban i Władysław Ożóg  z okrzykiem „Bij Żyda, zabij Żyda” rzucają się na niego i zaczynają bić po twarzy. Izak Brott chowa się w knajpie. Urban nie goni go, zamiast tego wyjmuje służbowy pistolet i zaczyna strzelać do stojącego nieopodal Froima. Strzela, żeby zabić, pociąga za cyngiel kilka razy. Na szczęście jest zbyt pijany, żeby trafić i Froim ucieka. Słysząc strzały, Piotrowski i Wilk wracają. Widzą zbiegowisko – przed domem Brotta i knajpą zebrało się już sporo gapiów. Wilk próbuje uspokoić Urbana i Ożoga, w końcu udaje mu się zaciągnąć ich na posterunek (obecnie znajduje się tam przedszkole). O wszystkim dowiaduje się Franciszek Sołtys, szef kolbuszowskiego UB. Informuje o wszystkim Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa w Rzeszowie. Wygląda na to, że wszystko rozejdzie się po kościach, ale następnego dnia z Rzeszowa przychodzi rozkaz: aresztować Urbana i Ożoga.
Zarzuty
Na obu mężczyznach ciążą ciężkie zarzuty. Mają odpowiadać za próbę wywołania antysemickich rozruchów, próbę zabójstwa i nieuprawnione użycie broni. Koledzy z UB rewidują ich i zamykają do cel. Jeden z osadzonych chce jednak zadzwonić na milicję do Staniszewskiego, by ta powiadomiła rodzinę, że ich krewniak siedzi i że trzeba zabrać jego rzeczy z UB w Kolbuszowej. Ożóg i Urban idą na wartownię zadzwonić i już, oczywiście nie wracają. Zostaje wysłany za nimi list gończy. Przed sądem stanie też dwóch funkcjonariuszy, którzy mieli służbę w czasie ich ucieczki – Stanisław Piotrowski (szef skarży się na niego, że nic nie robi, żeby rozbić antykomunistyczny oddział „Lisa”, podejrzewa, że jest w zmowie z partyzantami, jak się po latach okaże, niesłusznie) i Józef Sondej (dobry pracownik, ale za często chodzi do domu rodzinnego, jak twierdzi Sołtys; to chodzenie opłaci mu się zresztą,  bo kiedy zostanie skazany na rok więzienia za niedopełnienie obowiązków służbowych, chora, 65-letnia i zostawiona bez pomocy w gospodarce matka wstawi się za nim, co razem z podobną prośbą kolegów z oddziału partyzanckiej Armii Ludowej wyciągnie go zza krat). To z akt ich sprawy poznamy przebieg wydarzeń z 24 września. Piotrowski będzie też odpowiadał przed sądem za to, że nie zareagował, gdy usłyszał, że jego podwładni biją ludzi, a gdy po usiłowaniu zabójstwa Fromm Brotta Wilk usiłował zatrzymać niedoszłych morderców, Piotrowski stał razem z gapiami i przyglądał się. W akcie oskarżenia Piotrowskiego trafiamy na kuriozalne zdanie, które wiele mówi o stosunku instytucji państwowych i części ówczesnej społeczności do Żydów: „Funkcjonariusze (…) zauważyli przed restauracją Partyzant dużo ludzi i kilku żydów” (pisownia oryginalna).  
Pogrom czy „pogrom”?
Niewątpliwie, wydarzenia, jakie rozegrały się na kolbuszowskim rynku 24 września mogły skończyć się tragicznie i miały podłoże antysemickie. Nie były jednak masowe – sprawców było dwóch, dwóch mężczyzn, z czego jeden był narodowości polskiej zostało pobitych, jeden otarł się o śmierć od kuli, ale tłum, który zebrał się pod restauracją „Partyzant” pozostał obojętny, nikt poza Froimem, który zadzwonił na milicję z Komitetu Żydowskiego, nie wzywał pomocy, nikt też nie posłuchał nawoływań Ożoga i Urbana, żeby bić Żydów. Jeśli wczytamy się w dokumenty tej sprawy, zobaczymy obraz powojennego chaosu i niewątpliwej pobłażliwości, z jaką kolbuszowskie UB potraktowało antysemickie wybryki swoich podwładnych. Przede wszystkim jednak zobaczymy obraz zwykłej ludzkiej społeczności, w której ludzie siadają po pracy przed domami, żeby porozmawiać ze sobą, w której są jednostki pozbawione uprzedzeń, jest większość, która jest obojętna i są jednostki, których złe czyny kształtują opinię całej zbiorowości.
Janusz Radwański


Rocznica...

Pod koniec czerwca 1942 r. 1521 Izraelitów przeniesiono do getta w Rzeszowie, skąd większość z nich trafiła do obozu zagłady w Bełżcu. Około tysiąca Żydów zamordowali hitlerowcy na miejscowym kirkucie. Mogiły pozostają nieoznaczone.Gett przestało istnieć 14 października 1942 r. W tym też dniu zginął ostatni cadyk kolbuszowski Jechiel Taitelbaum. W pobliskich Porębach Kupieckich w trzech egzekucjach hitlerowcy zamordowali 18 Żydów.

W rocznicę tych wydarzeń urząd miasta z umiłowanym burmistrzem Zubą Janem na czele zorganizował otwarcie "odnowionego rynku". Brak szacunku do miejscowych korzeni poraża.nie sądzę żeby to była prowokacja ale...wstyd nie znać historii własnego miasteczka.






Kim jest pan Sziler?

Kilka osób zwróciło mi słusznie uwagę,że nasz miejscowy  artysta malarz pan Ryszard Sziler ,bardziej znany jest jako...mąż pani Ewy Czartoryskiej-Sziler.Córki pan Heleny Czartoryskiej i wnuczki Cecylii Dudzińskiej.
Czyli nie jest to żaden ptok, tylko nasz człowiek z dziada pradziada (mimo iż po kądzieli). ;)
Dzisiaj na rynku będzie można zakupić niektóre jego prace.Warto przyjść chociażby po to, aby zobaczyć na własne oczy te magiczne cuda.Przy okazji będzie można uścisnąć dłoń nie byle komu bo samemu zięciowi pana Michała Czartoryskiego.  :)

Jak wieść gminna niesie chęć zakupu wyraził starosta Kardyś ,któremu nie popuści burmistrz Zuba. Zapowiada się ciekawa licytacja ,tym bardziej że do gry włączyć ma się kilku miejscowych przedsiębiorców.












sobota, 13 października 2012

Pan Ryszard Sziler

RYSZARD SZILER 
urodzony w 1950 roku w Jarosławiu, od 1973 r. mieszka w Kolbuszowej. Z wykształcenia polonista od ponad 40 lat zajmuje się plastyką. 
Specjalizuje się głównie w sztuce sakralnej, to jest w malarstwie i repuserstwie . Jego obrazy o tej tematyce - znajdujące się w pobliżu - można zobaczyć w kaplicach obydwu kolbuszowskich szpitali, to jest : powiatowego i nefrologii, oraz w kościele pod wezwaniem św. Brata Alberta, a także w rzeszowskim kościele pod opieką Opatrzności Bożej i w kaplicy Domu Pielgrzyma leżajskiego klasztoru . Równolegle zajmuje się grafiką. 

W tej rysunkiem, linorytem i przede wszystkim monotypią.
Technika monotypii polega na uzyskiwaniu pojedynczej odbitki pozytywowej z negatywu obrazu opracowanego farbami litograficznymi ( drukarskimi ) na płycie szklanej lub metalowej. Stąd każda praca jest niepowtarzalna i jednostkowa.
W 1996 roku za monotypię zatytułowaną „ Z wędrówek po grudniu” Ryszard Sziler otrzymał wyróżnienie na Międzynarodowym Biennale Sztuk Plastycznych w Krakowie.
Twórca stale współpracuje z krakowską oficyną wydawniczą „ Miniatura” , dla której wykonuje ilustracje tomików współczesnych poetów polskich.
Grafiki Szilera były wystawiane między innymi w galeriach bieszczadzkich ( Lesku, Czarnej, Przysłupiu ), w Kazimierzu Dolnym, Przeworsku, Rzeszowie i Kolbuszowej.
Obecnie oglądać je można w galeriach Krakowa ( a niebawem Włocławka :), w kolbuszowskiej „Galicji” (i jej filii w skansenie), oraz na wielu stronach internetowych.



Jutro cześć z tych prac można będzie zakupić...





piątek, 12 października 2012

Mania prowincjonalnej wielkości.

Burmistrz Zuba ochrzcił już wszystkie ulice,ronda, a nawet mosty.Nie ma co już nazywać, więc przyszła kolej na tablice pamiątkowe, które będą  wmurowane na budynkach  środku każdej ulicy.W niedziele na ulicy Mickiewicza będzie odsłaniał  tablicę ku czci Mickiewicza.Za miesiąc przyjdzie pewnie  kolej na ulicę 22 lipca.
Gratulacje za pomysłowość.




czwartek, 11 października 2012

Wolny kraj...

W ciągu ostatnich miesięcy głośno było o sprawach dotyczących zniesławienia lub pomówienia w internecie, w których interweniowały sądy i prokuratury. Jednak walka z administratorami forów jest trudna - zdarza się, że nawet jeśli prokurator wyda postanowienie o nakazie udostępnienia danych osobowych, to administratorzy skarżą takie postanowienie do sądu. Ostatnio Sąd Rejonowy w Gorlicach uznał na przykład, że zwroty „łysy ch…”, „kpiarz”, „du..a”, „łysa pała” zamieszczone na forum internetowym prezentują znikomą szkodliwość społeczną.



Tylko w tym roku nagłośniono kilkanaście spraw o zniesławienia lub pomówienia, w których interweniowały - lub nie - sądy i prokuratury. W wybranych sprawach podjęto działanie, w innych odmówiono ustalenia sprawców, raz pomówienia doprowadziły firmę do bankructwa, innym razem „tylko” wywołały poważny kryzys wizerunkowy. W opinii ekspertów próżno szukać w Polsce spójności prokuratorskich działań w kwestii naruszania czci, szczególnie w internecie.
Zniesławienia i pomówienia to już codzienność w pracy kancelarii adwokackich specjalizujących się w ochronie dobrego imienia, zarówno osób prywatnych, jak i firm. Coraz częściej o nowych sprawach lub wyrokach informują media, ale tylko wtedy, gdy w sporze uczestniczy osoba publiczna lub znana marka. Jednocześnie można odnieść wrażenie, że to stopień zainteresowania mediów lub pozycja społeczna pokrzywdzonego motywuje odpowiednie organy do podjęcia działania.



Przykładem takiej dowolności jest wciąż tocząca się sprawa starosty z Limanowej, który jako funkcjonariusz publiczny, wielokrotnie pomawiany i obrażany w internecie, zgłosił do prokuratury całą serię spraw z art. 212 i 216 kk . Śledczy skierowali sprawy do sądu. W jednej z nich sąd nakazał samodzielne ustalenie adresów IP komputerów i nazwisk autorów anonimowych wpisów.

Choć, jak powszechnie wiadomo, a co potwierdza niedawne orzeczenie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (sygn. akt II SA/Wa 2821/11), wyłącznie organy państwowe, tj. policja, prokuratura i sąd mogą żądać udostępnienia danych internautów od operatorów czy właścicieli serwisów. Sprawa zawędrowała więc do Prokuratora Generalnego. Odpowiedź Prokuratora była jednak taka, że każda sprawa jest rozpoznawana indywidualnie stąd niemożliwym jest wskazanie określonych wytycznych.Tymczasem w innej sprawie, pomawiania w internecie ministra Radosława Sikorskiego, także funkcjonariusza publicznego, Warszawska Prokuratura Okręgowa nie dostrzegła co prawda „interesu społecznego” i umorzyła śledztwo, wcześniej jednak ustaliła dane sprawców i przekazała je pokrzywdzonemu.




Minister sprawiedliwości nie zgadza się na wykreślenie paragrafu 212 k.k., czego domagają się wydawcy prasy, dziennikarze i Helsińska Fundacja Praw Człowieka.


W zamian proponuje złagodzenie przepisów i likwidację możliwej dziś kary więzienia. Grzywną lub ograniczeniem wolności karane byłoby tylko świadome podawanie nieprawdziwych faktów, a nie głoszenie opinii.

Zdaniem Izby Wydawców Prasy to za małe ustępstwa.

W ciągu dwóch tygodni Izba odniesie się do propozycji ministra. Negocjacje to efekt akcji „Wykreśl 212 k.k.”, której inicjatorem były Stowarzyszenie Gazet Lokalnych, Stowarzyszenie Wolnego Słowa oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

Chcą zniesienia art. 212 – 215 kodeksu karnego, który jest nadużywany przez osoby, które szukają odwetu na dziennikarzach poruszających niewygodne dla nich tematy.

Zniesienie przepisu karnego nie zamyka drogi do dochodzenia swoich praw, można to czynić na drodze cywilnej.



W praktyce, ktoś z większą siłą przebicia ,może wsadzić do więzienia  anonima ,który napisał w komentarzach o znanej kolbuszowskiej osobistości ; łysy gruby wieprz.

Wójt Fila konsultuje.

W Nowinach24 można przeczytać;

Komisja w sprawie podsłuchu zebrała się dwukrotnie. - Nie wypracowała żadnych poważnych wniosków, wójt nie chciał pokazać nawet kopii faktury zakupu urządzenia podsłuchowego - relacjonuje Karol Ozga, członek komisji rewizyjnej.

- Zapewniał tylko, że to nie było urządzenie podsłuchowe, a ten zakup konsultował z Regionalną Komisją Obrachunkową. Ciekaw jestem, czy jego oświadczenie znajdzie się w protokole z posiedzenia komisji, bo z doświadczenia wiem, że protokoły są cenzurowane.



Jak usłyszeliśmy w Regionalnej Izbie Obrachunkowej, ta nie zajmuje się celowością i rzetelnością wystawianych faktur. To mogą weryfikować jedynie organa ścigania o ile ktoś o lewej fakturze na pluskwę im doniesie.

więcej...

Co więc i z kim konsultował wójt Fila?

środa, 10 października 2012

Chrześcijańskie wartości w biznesie.

Łzy stanęły mi w oczach ,gdy czytałem w Korso relację z sesji Rady Gminy w Dzikowcu.Są jednak jeszcze ludzie, którzy chrześcijańskie wartości pielęgnują nie tylko wżyciu prywatnem, ale też w biznesie.

Firma,która inicjuje to zadanie, to firma rodzima z Gdyni, gdzie jedni to byli parafianie Dzikowca, inni to dzieci lub wnukowie parafian Dzikowca. Obrażanie tych ludzi nie mieści się w ramach chrześcijańskiego poszanowania – piszą wspólnicy.
- Jeżeli Gazeta ta zwana Korsem Kolbuszowskim, a także niektórzy ludzie o czym wiemy, znamy ich nazwiska rozpowszechniać będą w dalszym ciągu publicznie kłamstwa i oszczerstwa pod naszym adresem,
zmuszeni będziemy zlecić adwokatom przygotowanie stosownych pozwów sądowych przeciwko nim.

Coś mnie zastanowiło.Planowana jest inwestycja, na kilkadziesiąt milionów złotych i inwestorzy nie chcą się poznać z radnymi, mieszkańcami?To chyba niezbyt elegancko wysyłać list do rady odczytany przez umyślnego? Dlaczego, w tak kluczowym momencie dla ich pomysłów, nie pojawili się na sesji?Trochę to dziwne i jednak chyba...nie po chrześcijańsku?
Dlaczego też firma Bioenergia, nie skorzystała z prawa prasowego i nie zażądała po prostu zamieszczenia sprostowania (domniemanych) nieprawdziwych informacji w Korso?Odczytanie tego listu na sesji, można było odebrać, jako próbę zastraszenia niezadowolonych z tej inwestycji.Czy oto chodziło?

Dlaczego zamiast straszyć sądem, Bioenergia nie przedstawi mieszkańcom co ma zamiar zbudować,jak to ma działać i jakie korzyści ma przynieść lokalnej społeczności?Dlaczego nie zorganizuje wycieczki dla mieszkańców po tego typu  instalacjach?Dlaczego nie zaproponuje pomocy finansowej, dla lokalnych projektów użyteczności publicznej?
Moim zdaniem to podstawy od których się powinno zaczynać tego typu inwestycje.

"Kto skąpo sieje, skąpo też żąć będzie..." (II List do Koryntian 9,6).

wtorek, 9 października 2012

Moje serce zasnęło w Karpatach....



Pan Jarosław Mazur to człowiek renesansu.Muzyk,etnograf,historyk,pedagog...a także artysta fotografik.
Te zdjęcia wiele mówią o nim jako o człowieku.Warto się wybrać do Gorlic, aby na własne oczy zobaczyć
tego Pana duszę.
A może,tak  po prostu,zorganizujemy taką wystawę w Kolbuszowej?





Burmistrz Zuba na śniadanie.



Dzięki dzieciom z przedszkola (co za szczęście) nr 3, wiemy co burmistrz Zuba czyta na śniadanie.
Supernowości! 
Egzemplarze z całego tygodnia, na biurku pod ręką (pewnie dla utrwalenia).

Wójt Fila tworzy ...

Na moim ulubionym portalu informacyjnym Kolbuszowa24 można poczytać sobie o kolejnych wersjach wydarzeń w Raniżowskim urzędzie gminy.


Jestem w posiadaniu pewnych informacji o tym, kto tak naprawdę za tym stoi i czemu to ma służyć. Chciałbym widzieć miny niektórych jak to się wyjaśni – tak sprawę tzw. afery podsłuchowej przedstawiał członkom Komisji Rewizyjnej wójt Daniel Fila. - W styczniu zostało zakupione urządzenie, które nie miało funkcji nagrywania, ani przetwarzania danych. Nie uważam, żebym zrobił coś złego – dodał.

W dalszym ciągu nie wyjaśnił jednak, co i po co kupił i zainstalował na szafie.Przedmiotem dochodzenia kolbuszowskiej prokuratury, nie jest kto ujawnił, tylko po co wójt zrobił to co zrobił.
Po co więc pan to zrobił panie Flia?Z nudów?


poniedziałek, 8 października 2012

Redaktor Marlena atakuje...

...nie, nie, nie Magla ;) tylko Facebooka. Konkurencja ze strony mediów obywatelskich robi jak widać swoje.



Gratulacje dla pani redaktor naczelnej Marleny Bogdan!

Ciekawostka dnia....


Granice wójta Klechy.

Na moim ulubionym portalu informacyjnym Kolbuszowa24 , można przeczytać pełną pasji relację redaktorów z lektury  Kolbuszowskiego Korso.


-Co w tym złego, że ja wynająłem, czy żona wynajęła? Normalna rzecz. Musi pan odróżniać służbę publiczną od życia prywatnego – mówił do Janusza Radwańskiego, dziennikarza tygodnika. 
– To poniżej jakiegokolwiek poziomu. Ośmieszanie mojej żony i mojej rodziny to widocznie pana domena – grzmiał wójt, personalnie atakując autora publikacji o "Bioenergii".

Normalne, to może i  jest w Dzikowcu,ale w takiej Kolbuszowej chyba już nie.
Wyobraźmy sobie, co stało by się,gdyby burmistrz Zuba wynajął pokój stołowy, firmie chcącej budować tutaj farmę wiatrową,a jego małżonka została jej  pełnomocnikiem ?A może tak premier Tusk wynajmie jakiejś firmie starającej się o koncesje pół mieszkania?Przecież  wg wójta z Dzikowca to  normalne.







Specjalna strefa ekonomiczna śmierdzi.

Na inwestorów czeka ośmiohektarowym teren ziemi. Wszystkie działki są uzbrojone. Powstały drogi wewnętrzne, oświetlenie i blisko 80 miejsc parkingowych. Strefa zlokalizowana jest na obrzeżach Kolbuszowej na działkach należących do miasta i starostwa, przy drodze wojewódzkiej relacji Leżajsk - Mielec przecinającej się z krajową ,,dziewiątką" Radom - Barwinek. Tereny inwestycyjne w znacznej części przygotowano za unijne dotacje. Inwestowaniem w podstrefie zainteresowanych jest kilka przedsiębiorstw. Są to firmy z kraju, jaki i regionalni przedsiębiorcy. Przed oficjalnym otwarciem żadnej umowy nie można było podpisać. Otwarcie podstrefy w Kolbuszowej daje regionowi możliwości ożywienia gospodarczego i nowych miejsc pracy.

Czy planowana w  chlewnia na 2000 sztuk + biogazownia ma być dodatkową atrakcją przyciągającą inwestorów?


niedziela, 7 października 2012

Naucz babcię,dziadka interentu


PCRS to oddolna inicjatywa, która ma na celu wspieranie działań na rzecz podnoszenia kompetencji cyfrowych dorosłych Polaków z pokolenia 50+ w ich lokalnych środowiskach, realizowana przez Stowarzyszenie „Miasta w Internecie” i Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji
10 spośród 13 milionów Polaków z generacji 50+ nie korzysta z Internetu!
Latarnicy mogą to zmienić!
Na rzecz włączenia dorosłych w cyfrowy świat, działają lokalni animatorzy działań na rzecz edukacji cyfrowej pokolenia 50+ tzw. Latarnicy Polski Cyfrowej




Lemurowe urodziny




Już 20 października spotykamy się na bibie z okazji siódmych urodzin Le Moora!
Pamiętacie ubiegłoroczną imprezę? Postaramy się o to, by tym razem było jeszcze lepiej.

Na urodziny zaprasza się przyjaciół, więc zgodnie z tą święcką tradycją i my zaprosiliśmy na swoje urodziny zgraję koleżanek i kolegów w następujących formacjach:
MIEJSKI DOM KULTURY W KOLBUSZOWEJ. GODZINA 18:00
...
IRON HEAD - młoda, kolbuszowska załoga, dla miłośników cięższych brzmień,
MOODY SELF - kolejny kolbuszowski skład pod dowództwem Mateusza Barnata, z Hubercikiem, Pusskiem i ślicznie śpiewającą (i w ogóle śliczną!) Agusią
CHAMY Z BRAMY - rzeszowski skład naszego Ukasza, skarokendrolowo!
CREMASTER - rzeszowsko-krakowski skład, który mieliście okazję poznać już na Spinaczu, gwarantowane emocje!

Do tego super przystojny ksiądz prowadzący i mnóstwo atrakcji. Bawimy się do białego rana. Le Moor ma 7 lat..

Bilety: 10 zł w przedsprzedaży, 15 zł w dniu koncertu.

Przedsprzedaż:
Technoterm, ul. Obrońców Pokoju 16, Kolbuszowa
GRIN SHOP, Plac Wolności (Rynek), Kolbuszowa

CZAS PÓJŚĆ DO PIERWSZEJ KLASY  : )


sobota, 6 października 2012

Późne, wrześniowe popołudnie 1946 roku.

Korso Kolbuszowskie  systematycznie podnosi swój poziom.Wygląda na to że konkurencja ze strony mediów obywatelskich  (chłe ,chłe ) wychodzi temu tygodnikowi na dobre.
Redaktor Radwański, wziął tym razem na warsztat, domniemany pogrom kolbuszowski z 1946 roku.

Ludzie i Żydzi

Bij Żyda! Zabij Żyda!” – te okrzyki dwa lata po wyparciu Niemców z Kolbuszowej znów zabrzmiały na kolbuszowskim rynku. Czy można mówić o pogromie?

W wielu miejscach można znaleźć wzmiankę o tym, że 24 września 1946 roku w Kolbuszowej doszło do pogromu żydowskiego. Co się wtedy stało? Postanowiliśmy to sprawdzić. Poza wzmianką o pogromie i dacie 24 września 1946 roku nic więcej o wydarzeniu w internecie i publikacjach prasowych i książkowych nie ma. Czy mogło wtedy dojść do pogromu?
(...)
Bij Żyda!
Jest późne, wrześniowe popołudnie. Izaak Brott, 37-letni rzeźnik z Kolbuszowej siedzi przed domem na rynku, na schodach sklepu, rozmawia ze swoim młodszym bratem, Nissanem, którego jednak wszyscy nazywają Froimem, z zawodu kupcem. Razem z nimi jest Izak Sztub, kolbuszowski szklarz Majer Sztub, urodzony w Żabnie koło Krakowa kupiec. Tuż obok na słupku na trawniku przysiadł Władysław Władysław Staniszewski z Sędziszowa. Codziennie bywa w Kolbuszowej, więc pewnie przysiadł porozmawiać ze znajomymi.
W pewnym momencie z pobliskiej, szumnie później nazywanej w dokumentach sądowych restauracją knajpy „Partyzant” wychodzi trzech pracowników kolbuszowskiego Urzędu Bezpieczeństwa. Andrzej Urban, Władysław Ożóg i Jan Tęcza. Wszyscy mają już trochę w czubie. Kiedy Tęcza będzie zeznawał przed sądem, wielu rzeczy nie będzie mógł sobie przypomnieć. Urbanowi coś nie podoba się w Staniszewskim. Czy to, że siedzi z Żydami, czy też w pijanym widzie bierze go za Żyda (Izak Sztub powie później śledczemu, że krzyczał do Staniszewskiego „ty Żyd!”) – trudno powiedzieć. Podchodzi do mężczyzny i krzycząc „Bij Żyda”, uderza go w głowę. – Jak ja cię uderzę, to cię rodzona matka nie pozna – ostrzega Staniszewski. Tęcza widząc, że zanosi się na awanturę, wciąga kolegów do knajpy. Tam rozrabiają dalej – tłuką szklankę, szarpią listonosza.
Zabij Żyda
Tymczasem na motocyklu nadjeżdżają z Kolbuszowej Górnej Stanisław Piotrowski i Władysław Wilk. Podbiega do nich Izaak Brott i Majer Sztub. Proszą, żeby zrobili porządek z pijanymi kolegami, którzy zaczepiają Żydów. „Naser mater z Żydami” – odpowiada Piotrowski i odjeżdża. Zezna później, że chciał kupić żarówkę do motocykla. Zezna też, że skargi Brotta wcale nie zlekceważył, tylko kazał mu zadzwonić do Franciszka Sołtysa, szefa kolbuszowskiej UB. Froim Brott rzeczywiście zadzwonił na milicję z siedziby komitetu Żydowskiego, ale z zeznań świadków nie wynika, by mundurowi jakoś zareagowali.

W tej sytuacji Izak Brott postanawia załatwić sprawę sam. Może dlatego, że jeszcze przed wojną służył w Kołomyi w huculskim pułku piechoty, może dlatego, że z grupy siedzącej przed jego domem jest najstarszy. Kiedy pijani awanturnicy wychodzą z „Partyzanta”, podchodzi do nich i zwraca im uwagę. Pyta, czemu się awanturują. Andrzej Urban i Władysław Ożóg z okrzykiem „Bij Żyda, zabij Żyda” rzucają się na niego i zaczynają bić po twarzy. Izak Brott chowa się w knajpie. Urban nie goni go, zamiast tego wyjmuje służbowy pistolet i zaczyna strzelać do stojącego nieopodal Froima. Strzela, żeby zabić, pociąga za cyngiel kilka razy. Na szczęście jest zbyt pijany, żeby trafić i Froim ucieka. Słysząc strzały, Piotrowski i Wilk wracają. Widzą zbiegowisko – przed domem Brotta i knajpą zebrało się już sporo gapiów. Wilk próbuje uspokoić Urbana i Ożoga, w końcu udaje mu się zaciągnąć ich na posterunek (obecnie znajduje się tam przedszkole). O wszystkim dowiaduje się Franciszek Sołtys, szef kolbuszowskiego UB. Informuje o wszystkim Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa w Rzeszowie. Wygląda na to, że wszystko rozejdzie się po kościach, ale następnego dnia z Rzeszowa przychodzi rozkaz: aresztować Urbana i Ożoga.
Zarzuty
Na obu mężczyznach ciążą ciężkie zarzuty. Mają odpowiadać za próbę wywołania antysemickich rozruchów, próbę zabójstwa i nieuprawnione użycie broni. Koledzy z UB rewidują ich i zamykają do cel. Jeden z osadzonych chce jednak zadzwonić na milicję do Staniszewskiego, by ta powiadomiła rodzinę, że ich krewniak siedzi i że trzeba zabrać jego rzeczy z UB w Kolbuszowej. Ożóg i Urban idą na wartownię zadzwonić i już, oczywiście nie wracają. Zostaje wysłany za nimi list gończy. Przed sądem stanie też dwóch funkcjonariuszy, którzy mieli służbę w czasie ich ucieczki – Stanisław Piotrowski (szef skarży się na niego, że nic nie robi, żeby rozbić antykomunistyczny oddział „Lisa”, podejrzewa, że jest w zmowie z partyzantami, jak się po latach okaże, niesłusznie) i Józef Sondej (dobry pracownik, ale za często chodzi do domu rodzinnego, jak twierdzi Sołtys; to chodzenie opłaci mu się zresztą, bo kiedy zostanie skazany na rok więzienia za niedopełnienie obowiązków służbowych, chora, 65-letnia i zostawiona bez pomocy w gospodarce matka wstawi się za nim, co razem z podobną prośbą kolegów z oddziału partyzanckiej Armii Ludowej wyciągnie go zza krat). To z akt ich sprawy poznamy przebieg wydarzeń z 24 września. Piotrowski będzie też odpowiadał przed sądem za to, że nie zareagował, gdy usłyszał, że jego podwładni biją ludzi, a gdy po usiłowaniu zabójstwa Fromm Brotta Wilk usiłował zatrzymać niedoszłych morderców, Piotrowski stał razem z gapiami i przyglądał się. W akcie oskarżenia Piotrowskiego trafiamy na kuriozalne zdanie, które wiele mówi o stosunku instytucji państwowych i części ówczesnej społeczności do Żydów: „Funkcjonariusze (…) zauważyli przed restauracją Partyzant dużo ludzi i kilku żydów” (pisownia oryginalna).
Pogrom czy „pogrom”?
Niewątpliwie, wydarzenia, jakie rozegrały się na kolbuszowskim rynku 24 września mogły skończyć się tragicznie i miały podłoże antysemickie. Nie były jednak masowe – sprawców było dwóch, dwóch mężczyzn, z czego jeden był narodowości polskiej zostało pobitych, jeden otarł się o śmierć od kuli, ale tłum, który zebrał się pod restauracją „Partyzant” pozostał obojętny, nikt poza Froimem, który zadzwonił na milicję z Komitetu Żydowskiego, nie wzywał pomocy, nikt też nie posłuchał nawoływań Ożoga i Urbana, żeby bić Żydów. Jeśli wczytamy się w dokumenty tej sprawy, zobaczymy obraz powojennego chaosu i niewątpliwej pobłażliwości, z jaką kolbuszowskie UB potraktowało antysemickie wybryki swoich podwładnych. Przede wszystkim jednak zobaczymy obraz zwykłej ludzkiej społeczności, w której ludzie siadają po pracy przed domami, żeby porozmawiać ze sobą, w której są jednostki pozbawione uprzedzeń, jest większość, która jest obojętna i są jednostki, których złe czyny kształtują opinię całej zbiorowości.
Janusz Radwański 

Kawał dobrej dziennikarskie roboty.
Nie zgadzam się jednak z opinią autora dotyczącą pogromów w 1946 roku.

W najgłośniejszym i najtragiczniejszym, pogromie kieleckim zginęło ponad czterdzieści osób. Żydów mordowano pałkami i kamieniami, zabijali zwykli mieszkańcy miasta.


Opinie historyków na ten temat są różne .Na pewno jednak ,nic nie mogło się wtedy dziać w kraju  bez wiedzy i aprobaty stacjonującej w Polsce Armii Czerwonej,oraz UB gdzie było wielu przedstawicieli narodowości żydowskiej."Pogromy" wygodne był dla komunistów ,którzy w ten sposób próbowali zniechęcić światową opinie publiczną ,do interesowania się tym co dzieje się w Polsce.
W Kielcach (wg mojej opinii) nie było "pogromu" tylko precyzyjnie zaplanowana i przeprowadzona prowokacja.
Więcej chociażby >> tutaj<<

Nie ma już takich miasteczek-Ryszard Sziler




Dlaczego kocham Kolbuszowę?



Adam Jan Skowroński z Kolbuszowej,pniok z pnioka się zastanawia...

Oto jest pytanie? Wprawdzie proste, ale to tylko pozory, bo prostota nie ma nic wspólnego z prymitywizmem.

...

Ustalmy zasady odpowiedzi na postawione pytanie, takiej indywidualnej gry o Kolbuszowę! Ja wyobrażam sobie to tak. Stoi przed nami apteczna waga, na jednej szali napis „ZŁO” na drugiej „DOBRO”, a my na te szalki wrzucamy nasze wspomnienia i te dobre i złe. Jeżeli ktoś skrupulatny niech popatrzy, co przeważa, najlepiej jakby przeważało dobro, ale nie koniecznie. Teraz chcąc odpowiedzieć na postawione wcześniej pytanie (pytania) musimy zarzucić zasłoną niepamięci na szalkę „ZŁO” – nota bene, warto by zadbać, aby nic na niej nie było! Wiem, że to trudne. ZŁO się dłużej i lepiej pamięta, to boli! Ale ja chciałbym teraz uzyskać tylko pozytywne odpowiedzi, a tylko sadystów może bawić zło, niestety też się trafiają. Koncentrujemy się jednak tylko na dobrych wspomnieniach i napiszmy na mojej stronie jedno zdanie: Kocham Kolbuszowę, bo………………





piątek, 5 października 2012

Kolbuszowa dziczeje....


KOLBUSZOWA. Do niecodziennego zdarzenia doszło wczorajszego (4 bm.) ranka na ul. Jana Pawła II w Kolbuszowej.
Ok. godz. 7 ktoś zadzwonił na policję z informacją, że po ulicy biega… dzik. We wskazane miejsce udały się połączone siły policji i strażaków.
Po półgodzinnych próbach udało się złapać sprawcę całego zamieszania. Jak się okazało, był to młody, wystraszony dzik ze zranioną łapą. Mundurowi zaopiekowali się zwierzakiem, a następnie przekazali pod fachową opiekę pracownika nadleśnictwa.