- Lokalne media
- Instytucje
- Kultura
- Sport
- Stowarzyszenia
- Ogłoszenia
czwartek, 18 października 2012
Radny Hopek proponuje.
Radny Karol Hopek zaproponował, żeby zorganizować wyjazd do działając już biogazowni. Wójt odparł, że działające już biogazownie boją się dziennikarzy i niektórych mieszkańców. - Obawiają się, że obudzą się złe demony, oczernianie, chamstwo i wulgaryzm – przestrzegł.
A czego obawia się wójt Klecha?
Co tak śmierdzi?
Wójt Klecha w wywiadzie zamieszczonym na portalu informacyjnym Kolbuszowa24 mówi ciekawe rzeczy.
– Faktycznie pomogłem tym przedsiębiorcom, ja tego nie ukrywam, bo poproszono mnie o to – przyznaje Klecha. – Doradziłem, że najlepsza lokalizacja dla tego typu inwestycji mogą być tereny między Dzikowcem, a Osią Górą.
– To obszar oddalony od domostw, przy drodze wojewódzkiej w stronę Raniżowa. Dzięki temu samochody do biogazowni nie wjeżdżałyby w wieś – precyzuje. – Powiedziałem inwestorowi: „Znam tu ludzi, wydaje mi się, że mam u nich autorytet i poważaniem, więc w waszym imieniu mogę zapytać ludzi, czy zechcą wam te pola sprzedać”. Tak też zrobiłem. I faktycznie sześciu mieszkańców sprzedało swoje grunty za naprawdę potężne pieniądze.
Wójt jest przekonany, że biogazownia postawiłaby gminę Dzikowiec na nogi. – Od lat zachęcamy firmy do zainwestowania tu swoich pieniędzy – twierdzi Krzysztof Klecha. – Wskazujemy tereny, które są w pełni uzbrojone, oferujemy pomoc. Ale niestety, nasze działania są wołaniem na puszczy i w dalszym ciągu mamy do czynienia z zubożeniem społeczeństwa, coraz mniejszą ilością dzieci, rosnącą liczbą opuszczonych domów i polami, które stoją ugorem.
Obecnie spółka „Bioenergia Dzikowiec” stara się o dofinansowanie z zewnątrz na budowę biogazowni i elektrowni słonecznej. – O tym, czy pozyskają dotację przesądzą najbliższe tygodnie, a może miesiące – prognozuje wójt Klecha. – Jeśli jednak spółka uzyska dofinansowanie na te inwestycje, to pojawi się problem znalezienia tzw. wkładu własnego. Gmina zastrzegła jasno, że nie będzie angażować publicznych pieniędzy w ten ugór.
– Faktycznie pomogłem tym przedsiębiorcom, ja tego nie ukrywam, bo poproszono mnie o to – przyznaje Klecha. – Doradziłem, że najlepsza lokalizacja dla tego typu inwestycji mogą być tereny między Dzikowcem, a Osią Górą.
– To obszar oddalony od domostw, przy drodze wojewódzkiej w stronę Raniżowa. Dzięki temu samochody do biogazowni nie wjeżdżałyby w wieś – precyzuje. – Powiedziałem inwestorowi: „Znam tu ludzi, wydaje mi się, że mam u nich autorytet i poważaniem, więc w waszym imieniu mogę zapytać ludzi, czy zechcą wam te pola sprzedać”. Tak też zrobiłem. I faktycznie sześciu mieszkańców sprzedało swoje grunty za naprawdę potężne pieniądze.
Wójt jest przekonany, że biogazownia postawiłaby gminę Dzikowiec na nogi. – Od lat zachęcamy firmy do zainwestowania tu swoich pieniędzy – twierdzi Krzysztof Klecha. – Wskazujemy tereny, które są w pełni uzbrojone, oferujemy pomoc. Ale niestety, nasze działania są wołaniem na puszczy i w dalszym ciągu mamy do czynienia z zubożeniem społeczeństwa, coraz mniejszą ilością dzieci, rosnącą liczbą opuszczonych domów i polami, które stoją ugorem.
Obecnie spółka „Bioenergia Dzikowiec” stara się o dofinansowanie z zewnątrz na budowę biogazowni i elektrowni słonecznej. – O tym, czy pozyskają dotację przesądzą najbliższe tygodnie, a może miesiące – prognozuje wójt Klecha. – Jeśli jednak spółka uzyska dofinansowanie na te inwestycje, to pojawi się problem znalezienia tzw. wkładu własnego. Gmina zastrzegła jasno, że nie będzie angażować publicznych pieniędzy w ten ugór.
Czyli co?
Przychodzi do urzędu gminy "inwestor" z drugiego końca Polski.Gość założył firmę z 5000 zł wkładu własnego ,i wójt Klecha wniebowzięty wychodzi z portek aby mu nieba przychylić. Namawia ludzi do sprzedaży ziemi,wynajmuje mu pokój stołowy we własnej chałupie.Zakłada z nim spółkę z udziałem mienia gminnego.Ba!Nawet małżonka zostaje pełnomocnikiem firmy!Wszystko to po to aby po kilku miesiącach ceregieli dowiedzieć się że.... pojawi się problem znalezienia tzw. wkładu własnego.
środa, 17 października 2012
Inkubator przedsiębiorczości
Na portalu informacyjnym Kolbuszowa24 dalszy ciąg zastraszania,czyli wywiad z wójtem Klechom z Dzikowca.
„Znam tu ludzi, wydaje mi się, że mam u nich autorytet i poważaniem, więc w waszym imieniu mogę zapytać ludzi, czy zechcą wam te pola sprzedać”. Tak też zrobiłem. I faktycznie sześciu mieszkańców sprzedało swoje grunty za naprawdę potężne pieniądze.
– Nikt nigdy nie dał i nie da w tej gminie za pola uprawne, choć tak naprawdę w większości są tam ugory. Jeśli więc ktoś z nich powie, że był zastraszany, to skłamie. Kiedy rozmawiałem z tymi, którzy sprzedali swe pola pod biogazownię, to wyglądali na bardzo zadowolonych. Zresztą, można ich się zapytać, czy byli zastraszani i szantażowani – dodaje.
No...może i faktycznie nie byli wtedy zastraszani i szantażowani, dlaczego jednak teraz nie chcą o tym rozmawiać a na prośbę o pokazanie umów sprzedaży trzaskają drzwiami?
„Znam tu ludzi, wydaje mi się, że mam u nich autorytet i poważaniem, więc w waszym imieniu mogę zapytać ludzi, czy zechcą wam te pola sprzedać”. Tak też zrobiłem. I faktycznie sześciu mieszkańców sprzedało swoje grunty za naprawdę potężne pieniądze.
– Nikt nigdy nie dał i nie da w tej gminie za pola uprawne, choć tak naprawdę w większości są tam ugory. Jeśli więc ktoś z nich powie, że był zastraszany, to skłamie. Kiedy rozmawiałem z tymi, którzy sprzedali swe pola pod biogazownię, to wyglądali na bardzo zadowolonych. Zresztą, można ich się zapytać, czy byli zastraszani i szantażowani – dodaje.
No...może i faktycznie nie byli wtedy zastraszani i szantażowani, dlaczego jednak teraz nie chcą o tym rozmawiać a na prośbę o pokazanie umów sprzedaży trzaskają drzwiami?
Społeczeństwo obywatelskie
Społeczeństwo obywatelskie – społeczeństwo charakteryzujące się aktywnością i zdolnością do samoorganizacji oraz określania i osiągania wyznaczonych celów bez impulsu ze strony władzy państwowej.
Podstawową cechą społeczeństwa obywatelskiego jest świadomość jego członków potrzeb wspólnoty oraz dążenie do ich zaspokajania, czyli zainteresowanie sprawami społeczeństwa (społeczności) oraz poczucie odpowiedzialności za jego dobro.
Dzisiaj młodzi kolbuszowianie oznaczali granice getta.
Chcąc przypomnieć współczesnym mieszkańcom fakt, że jeszcze przed II wojną św. społeczność żydowska stanowiła duży procent obywateli naszego miasta, a jednocześnie upamiętnić 70. rocznicę likwidacji getta w Kolbuszowej (14.10.1942 r.), Stowarzyszenie “Kuźnia” wpisując się w program “POLSKA DLA WSZYSTKICH” zdecydowało się zorganizować kilka wydarzeń społeczno-kulturalnych pod wspólną nazwą “A MÓJ DOBRY SĄSIAD TEŻ BYŁ ŻYDEM!”
Całość projektu rozpoczęto 17 września – sprzątaniem kolbuszowskiego kirkutu, przy ul. Krakowskiej – zainicjowanym przez Kolbuszowski Klub Turystyczny “Salamandra”,www.salamandra.turystyka.pl
Zgodnie z założeniami programu “Polska dla wszystkich” większość wydarzeń skupiona jest wokół daty 17 października. Na całość projektu złożą się: 1) oznaczenie granic dawnego getta we współczesnej przestrzeni miasta, 2) wywieszenie plakatów – www.loesje.pl, nawiązujących do poszanowania praw człowieka i ogólnie pojętej tolerancji, 3) wydrukowanie w tygodniku „Korso Kolbuszowskie” dawnej pocztówki wraz z komentarzem o życiu w przedwojennej Kolbuszowej, 4) projekcje 3 filmów dokumentalnych wybranych z “Kolekcji Filmowej” Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, www.fwpn.pl. Pierwszy pokaz filmów: “Fotoamator” i “Z pokolenia na pokolenie” odbył się dzięki życzliwości Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej w dn. 12 października. Na drugi pokaz zapraszamy w dn. 18 października (czwartek) o godz.16.30. Wyświetlony zostanie film “W imię ich matek – historia Ireny Sendlerowej”, opowiadający historię niezwykłej kobiety, która w czasie II wojny światowej odważyła się nieść pomoc żydowskim dzieciom, wyprowadzając ich z warszawskiego getta aż 2500.
Chcąc przypomnieć współczesnym mieszkańcom fakt, że jeszcze przed II wojną św. społeczność żydowska stanowiła duży procent obywateli naszego miasta, a jednocześnie upamiętnić 70. rocznicę likwidacji getta w Kolbuszowej (14.10.1942 r.), Stowarzyszenie “Kuźnia” wpisując się w program “POLSKA DLA WSZYSTKICH” zdecydowało się zorganizować kilka wydarzeń społeczno-kulturalnych pod wspólną nazwą “A MÓJ DOBRY SĄSIAD TEŻ BYŁ ŻYDEM!”
Całość projektu rozpoczęto 17 września – sprzątaniem kolbuszowskiego kirkutu, przy ul. Krakowskiej – zainicjowanym przez Kolbuszowski Klub Turystyczny “Salamandra”,www.salamandra.turystyka.pl
Zgodnie z założeniami programu “Polska dla wszystkich” większość wydarzeń skupiona jest wokół daty 17 października. Na całość projektu złożą się: 1) oznaczenie granic dawnego getta we współczesnej przestrzeni miasta, 2) wywieszenie plakatów – www.loesje.pl, nawiązujących do poszanowania praw człowieka i ogólnie pojętej tolerancji, 3) wydrukowanie w tygodniku „Korso Kolbuszowskie” dawnej pocztówki wraz z komentarzem o życiu w przedwojennej Kolbuszowej, 4) projekcje 3 filmów dokumentalnych wybranych z “Kolekcji Filmowej” Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, www.fwpn.pl. Pierwszy pokaz filmów: “Fotoamator” i “Z pokolenia na pokolenie” odbył się dzięki życzliwości Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej w dn. 12 października. Na drugi pokaz zapraszamy w dn. 18 października (czwartek) o godz.16.30. Wyświetlony zostanie film “W imię ich matek – historia Ireny Sendlerowej”, opowiadający historię niezwykłej kobiety, która w czasie II wojny światowej odważyła się nieść pomoc żydowskim dzieciom, wyprowadzając ich z warszawskiego getta aż 2500.
Burmistrz w biedronkach.
Warunkiem powstania Biedronki było przebudowanie przez inwestora skrzyżowania na ulicy Obrońców pokoju. Jak mówi burmistrz (w wywiadzie dla Korso) Obecne rozwiązanie jest optymalne z punktu widzenia dostępnej przestrzeni.Jednak już na oko było widać że bez naruszenia przyległych prywatnych gruntów nie da się wybudować tam bezpiecznego skrzyżowania.Skoro się nie da, to po co wciśnięto tam tą nieszczęsna Biedronkę?
Zaplanowane w tym rejonie osiedle domków jednorodzinnych zwiększy jeszcze ruch uliczny.Dlaczego więc urząd miasta nie zmusił inwestora do negocjacji z właścicielami gruntów w celu powiększenia skrzyżowania,bądź wybudowania tam ronda?Teraz trzeba je zrobić od nowa, za nasze podatników pieniądze.
To nieszczęsne skrzyżowanie to pokaz nieudolności kolbuszowskich władz.Przed wyborami burmistrz nie przyzna się do fuszerki pójdzie w zaparte.Zostanie przebudowane po wyborach.Ilu ludzi straci tam do tego czasu pieniądze,zdrowie i nie daj Boże życie?
Dlaczego Rada Miejska nie zmusi burmistrza by zrobił zewnętrzny audyt, prawidłowości zaplanowania tego skrzyżowania i do poszukiwania optymalnego bezpiecznego rozwiązania?
Zaplanowane w tym rejonie osiedle domków jednorodzinnych zwiększy jeszcze ruch uliczny.Dlaczego więc urząd miasta nie zmusił inwestora do negocjacji z właścicielami gruntów w celu powiększenia skrzyżowania,bądź wybudowania tam ronda?Teraz trzeba je zrobić od nowa, za nasze podatników pieniądze.
To nieszczęsne skrzyżowanie to pokaz nieudolności kolbuszowskich władz.Przed wyborami burmistrz nie przyzna się do fuszerki pójdzie w zaparte.Zostanie przebudowane po wyborach.Ilu ludzi straci tam do tego czasu pieniądze,zdrowie i nie daj Boże życie?
Dlaczego Rada Miejska nie zmusi burmistrza by zrobił zewnętrzny audyt, prawidłowości zaplanowania tego skrzyżowania i do poszukiwania optymalnego bezpiecznego rozwiązania?
wtorek, 16 października 2012
Nowa tradycja
Niemcy 14 października zlikwidowali kolbuszowskie getto ,a burmistrz Zuba otworzył odnowiony rynek.
Można jak widać i tak...
Gospodarny inaczej
Surowcem do produkcji biogazu będą wysłodki z ropczyckiej cukrowni i serwatka z mleczarni w Trzebownisku.
– Nieprzyjemnych zapachów nie będzie, bo wysłodki mają być przywożone i przechowywane w szczelnych rękawach foliowych – uspokajał wójt
całość
Bioenregia Dzikowiec nie ma środków własnych aby sfinansować tak dużą inwestycje.Chce to zrobić z pieniędzy pochodzących z naszych podatków.Dlaczego mamy płacić za coś co z logicznego punku widzenia
– Nieprzyjemnych zapachów nie będzie, bo wysłodki mają być przywożone i przechowywane w szczelnych rękawach foliowych – uspokajał wójt
całość
Bioenregia Dzikowiec nie ma środków własnych aby sfinansować tak dużą inwestycje.Chce to zrobić z pieniędzy pochodzących z naszych podatków.Dlaczego mamy płacić za coś co z logicznego punku widzenia
jest idiotyczne i niewiele ma wspólnego z ekologią?Nie lepiej zbudować biogazownię koło Ropczyc i Trzebowniska tak aby zaoszczędzić na kosztach transportu?
Wójt Klecha ujawnia...
Wzorem Ijona Tichego lubię sobie poczytać stare wydania gazet.W takim odleżałym Korso Kolbuszowskim znalazłem coś co skłoniło mnie do przemyśleń.
Na drugi dzień po sesji,rozmawialiśmy z wójtem Klechą na temat pełnomocnictwa jego żony. Jak wyjaśnia w rozmowie z naszą redakcją, 28 września, właściciele większości udziałów w spółce Bioenergia Dzikowiec udzielili pełnomocnictw Renacie Klesze, lecz były one z mocy prawa od samego początku nieważne. Zgodnie z wyjaśnieniami wójta, pełnomocnictwa m.in. do założenia spółki z o.o. w imieniu mocodawców i zarządzania majątkiem spółki mogą zostać udzielone jedynie radcy prawnemu. Gdyński notariusz potwierdził pełnomocnictwa, nie wiedząc, że Renata Klecha nie jest notariuszem ani radcą prawnym,natomiast w teczce z dokumentami rejestracyjnymi spółki dokument znalazł się przez przypadek – Renata Klecha, rejestrując spółkę w Rzeszowie, zabrała także ten, nieważny jak twierdzi wójt Klecha, dokument.
Czyli z tego co mówi wójt Klecha (a opisuje Korso) spółkę Bioenergia-Dzikowiec założyła osoba która
z mocy prawa od samego początku nie miała do tego prawa?
Czyli co? To co podpisała żona wójta rejestrując spółkę nie ma mocy prawnej?
Nieźle,nieźle...
Jednak w wywiadzie zamieszczonym na portalu informacyjnym Kolbuszowa24 wójt zmienia nieco zeznania;
Chodzi o to, że takie pełnomocnictwo można udzielić wyłącznie radcy prawnemu, adwokatowi czy mecenasowi. Moja żona nie spełnia tych warunków – precyzuje Klecha. – W związku z tym jej pełnomocnictwo do założenia spółki „Bioenergia Dzikowiec” nie mogło być używane i nie było.
Czyli raz wójt Klech twierdzi że jego małżonka zarejestrowała spółkę ,raz że "jej pełnomocnictwo do założenia spółki „Bioenergia Dzikowiec” nie mogło być używane i nie było". To kto zarejestrował tą spółkę skoro wspólnicy byli w Gdyni ?
Ciekawsze jest to że wniosek do KRS musi być podpisany przez *wszystkich* członków zarządu. To lex specialis względem innych norm, które umożliwiają działanie przez pełnomocnika.Po co więc notariusz w Gdyni zadawał sobie tyle trudu aby sporządzić nieważne od samego początku pełnomocnictwo?I po co jest one w aktach spółki?I kogo reprezentowała Renata Klecha, rejestrując spółkę w Rzeszowie?
Renata Klecha została upoważniona do „zawiązana w imieniu mocodawców spółki z ograniczoną odpowiedzialnością pod firmą Bioenergia Dzikowiec spółka z ograniczoną odpowiedzialnością z siedzibą w Dzikowcu na warunkach i z przedmiotem działania według uznania pełnomocniczki, objęcia udziałów w kapitale zakładowym tej spółki i pokrycia ich wkładem pieniężnym w odpowiedniej kwocie i wkładem niepieniężnym aportem, zwołania pierwszego zgromadzenia wspólników nowej Spółki Bioenergia Dzikowiec sp. z.o.o. z siedzibą w Dzikowcu oraz dokonania wyboru członków Zarządu tej Spółki i Rady Nadzorczej, zarządu majątkiem spółki „w organizacji” oraz spółki już po zarejestrowaniu w rejestrze przedsiębiorców KRS, reprezentowania każdego z mocodawców, w tym do głosowania na zgromadzeniu wspólników”.
(za Korso Kolbuszowskie)
Wójt Klecha rzuca oskarżenia na prawo i lewo,zaprzecza wszystkiemu,dementuje, nie mówi tylko jednego:
Po jaką cholerę właściciele Bioenergii Dzikowiec dali jego żonie aż tak szerokie pełnomocnictwa?Przecież to nie jest chyba normalne że daje się obcej osobie prawo do reprezentowania każdego z mocodawców, w tym do głosowania na zgromadzeniu wspólników?
Co to może oznaczać? Można się tylko domyślać.Więc się domyślajmy...
Wiele niedomówień, dziwnych ruchów wokół, może wskazywać na to, że faktycznym właścicielem spółki jest ktoś inny niż wynika to z akt.Kto?
Wiele mogły by tu wyjaśnić akty notarialne sprzedaży działek ,wykazy zmian, w których posiadaniu jest Bioenergia Dzikowiec.Jeśli się mylę ,to nic nie stoi na przeszkodzie, aby takie kopie spółka ujawniła i rozwiała wszelkie wątpliwości.A może pani Renata Klecha która ma(?) prawo reprezentowania każdego z mocodawców to zrobi?
poniedziałek, 15 października 2012
Co redaktor Radwański robi w nocy?
Od 1962 Nagroda Kościelskich zwraca uwagę na twórczość młodych polskich pisarzy.
Zwana często "polskim Noblem dla pisarzy przed czterdziestką" obchodzi w tym roku pięćdziesięciolecie istnienia. Od 1962 r. do grona jej laureatów dołączali kolejno: Sławomir Mrożek, Zbigniew Herbert, Zygmunt Kubiak, Gustaw Herling-Grudziński, Jarosław Marek Rymkiewicz, Stanisław Barańczak...
Początkowo była ona nagrodą emigracyjną wręczaną w Szwajcarii. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1989 r. nagroda była wręczana w kraju - na przemian w Warszawie, Krakowie i Miłosławcu.
W tym roku laureatem nagrody został 34-letni Andrzej Dybczak. "Gugara" jest owocem jego podróży na północ Kraju Krasnojarskiego. Reportaż doczekał się sfilmowania, a jego autor został współtwórcą filmu, który pokazuje rozpad społeczności ewenkijskich pasterzy reniferów.
Na wieczór w Teatrze Polskim w Poznaniu zaplanowano "Wielkie czytanie", w czasie którego dotychczasowi laureaci nagrody Kościelskich będą czytali swoje prace w towarzystwie wybranych przez nich młodych twórców.W tym doborowym towarzystwie znalazł się nasz miejscowy poeta Janusz Radwański-gratulacje!
W 2010 roku brał on udział w "Wielkim Nocnym Czytaniu" w ramach tego samego wydarzenia.
Propozycja...
Pan radny Paweł Michno na swoim blogu napisał;
dziś w rynku mają miejsce uroczystości poświęcone otwarciu zrewitalizowanego rynku. Tylko przy tym nikt nie pamięta o jego dawnych mieszkańcach (choć w programie pojawią się drobne aspekty żydowskie). Szkoda...że nikt po za nami, szczególnie tam u góry, nie chce pamiętać o przeszłości swojego miasta.
dziś w rynku mają miejsce uroczystości poświęcone otwarciu zrewitalizowanego rynku. Tylko przy tym nikt nie pamięta o jego dawnych mieszkańcach (choć w programie pojawią się drobne aspekty żydowskie). Szkoda...że nikt po za nami, szczególnie tam u góry, nie chce pamiętać o przeszłości swojego miasta.
Przecież można na wniosek (nawet tylko jednego) radnego przegłosować uchwałę że 14 października obchodzić będziemy dzień pamięci o kolbuszowskich ofiarach holokaustu.Wmurowania tablicy pamiątkowej,oznaczenia granic getta,a nawet nadania imienia odpowiedniego czemuś tam.
Zaduszki za zgładzone getto w Kolbuszowej
Wójt Klecha powiedział prawdę
Na moi ulubionym portalu informacyjnym Kolbuszowa24 można przeczytać kolejną część wywiadu z wójtem Klechą.
Proszę sprawdzić, w ilu domach starostów wójtów czy burmistrzów prowadzona jest działalność gospodarcza. Ilu samorządowców wynajmuje swoje nieruchomości? Wielu – przekonuje wójt. – Tego nikt nie piętnuje. A w naszym przypadku stworzono aferę z rzeczy zupełnie prozaicznych. Że żona wynajęła pokój? Że im pomogła? Nie rozumiem tego. Przeżyłem w tej gminie wiele, ale nie pamiętam takiej medialnej nagonki na mnie i moją rodzinę. Najgorsze jest to, że nie czujemy się winni.
Proszę sprawdzić, w ilu domach starostów wójtów czy burmistrzów prowadzona jest działalność gospodarcza. Ilu samorządowców wynajmuje swoje nieruchomości? Wielu – przekonuje wójt. – Tego nikt nie piętnuje. A w naszym przypadku stworzono aferę z rzeczy zupełnie prozaicznych. Że żona wynajęła pokój? Że im pomogła? Nie rozumiem tego. Przeżyłem w tej gminie wiele, ale nie pamiętam takiej medialnej nagonki na mnie i moją rodzinę. Najgorsze jest to, że nie czujemy się winni.
Najgorsze jest to że państwo Klechowie nie czują się (nawet) winni.Przecież tak robi wielu.
W następnym wydaniu Korso Kolbuszowskie przeczytamy zapewne, ilu burmistrzów ,wójtów z naszego regionu wynajmuje swoje pokoje dla spółek z udziałem mienia gminnego.
niedziela, 14 października 2012
Pogrom Żydów w Kolbuszowej w 1946 roku
W wielu miejscach w internecie powielana jest informacja że w Kolbuszowej w 1946 roku miał miejsce pogrom Żydów.
Wygląda na to na powielaną ciągle bez sprawdzenia informację.
Redaktor Radwański w Korso Kolbuszowskim na podstawie archiwów IPN udowodnił że jest to nieprawda.Warto podjąć próbę nagłośnienia tego artykułu i "wymazania" tej mylnej informacji.
Wygląda na to na powielaną ciągle bez sprawdzenia informację.
Redaktor Radwański w Korso Kolbuszowskim na podstawie archiwów IPN udowodnił że jest to nieprawda.Warto podjąć próbę nagłośnienia tego artykułu i "wymazania" tej mylnej informacji.
Ludzie i Żydzi
„Bij Żyda! Zabij Żyda!” – te okrzyki dwa lata po wyparciu Niemców z Kolbuszowej znów zabrzmiały na kolbuszowskim rynku. Czy można mówić o pogromie?
W wielu miejscach można znaleźć wzmiankę o tym, że 24 września 1946 roku w Kolbuszowej doszło do pogromu żydowskiego. Co się wtedy stało? Postanowiliśmy to sprawdzić. Poza wzmianką o pogromie i dacie 24 września 1946 roku nic więcej o wydarzeniu w internecie i publikacjach prasowych i książkowych nie ma. Czy mogło wtedy dojść do pogromu?
Tłum rabował sklepy
Pytanie nie jest bezzasadne, bowiem już w 1918 i 1919 roku chrześcijańscy mieszkańcy Kolbuszowej i okolic bili, rabowali i zabijali swoich żydowskich sąsiadów. Pierwsze niepokoje zaczęły się, gdy ustąpiła austriacka władza, w listopadzie 1918 roku. Już 3 listopada tłum zaczął rabować żydowskie sklepy. - Widziałem w rynku w biały dzień rabujące tłumy chłopów, bab, a najwięcej niedorostków. Gdy wjeżdżałem rabunek trwał. Gdy wieczór wyjeżdżałem rabowano ciągle, wyrzucając ze sklepów towary i dzieląc między siebie. Żydzi poukrywali się w mieszkaniach – czytamy w pamiętnikach Hupki. Żydów oskarżano o bolszewizm, co w wypadku ortodoksyjnej i chasydzkiej w większości Kolbuszowej brzmi kuriozalnie. Chłopi odbijali sobie też chude lata wojenne, kiedy handlowali z żydowskimi kupcami. Najgorsze działo się jednak w pierwszych dniach maja 1919 roku. W Raniżowie i Sokołowie Małopolskim doszło do pogromów, podobnie było w Kolbuszowej. Znów tłum zaczął rabować żydowskie sklepy. - Przyszło wojsko, które po bezskutecznem kilkakrotnem wezwaniu do rozejścia się, dało dwie salwy w górę. Na to z tłumów padły strzały na wojsko i rannych zostało kilku żołnierzy. Wtedy wojsko dało salwę w tłum. Tłum jednak ogromny, odrzuciwszy rannych rzucił się naprzód i rozbroił wojsko odbierając karabiny i amunicję, poczem zaczęła się już bez przeszkody masakra Żydów, z których kilku zamordowano a wielu poraniono. Cała Kolbuszowa splądrowana. Pijani rabusie leżą jak trupy na ulicach – opisuje sytuację Hupka. Rabusie mieli poczucie całkowitej bezkarności, mówiło się, że posłowie pozwolili bić i rabować Żydów z okazji majowego święta. Sytuację uratowało dopiero wejście podhalańczyków, którzy pojmali najaktywniejszych rabusiów, a jednego rozstrzelali po doraźnym sądzie na łąkach nad Nilem. W dwudziestoleciu międzywojennym stosunki układały się już bardziej poprawnie. Jak pisze Naftali Zalesic w swoich wspomnieniach „Jewish boyhood in Poland”, jakkolwiek wśród kolbuszowian byli antysemici, żydowscy mieszkańcy miasta byli pełnoprawnymi jego mieszkańcami i tak też mogli się czuć, gdyż poważniejszych incydentów w międzywojniu już nie było.
Fala pogromów
Podobna jak w czasie odzyskania niepodległości fala pogromów przetoczyła się przez Polskę w 1946 roku. Jeszcze rok wcześniej, w sierpniu 1945 roku w Krakowie doszło do pogromu - mieszkańcy miasta bili i rabowali swoich żydowskich sąsiadów w dzielnicy Kazimierz. W najgłośniejszym i najtragiczniejszym, pogromie kieleckim zginęło ponad czterdzieści osób. Żydów mordowano pałkami i kamieniami, zabijali zwykli mieszkańcy miasta. Wielu tych, którzy przetrwali Zagładę zginęło też tego lata w pociągach. Liczbę ofiar tzw. akcji pociągowej, w czasie której ciągle migrujący Żydzi byli wyciągani z pociągów i mordowani szacuje się na około dwustu osób. W sumie szacuje się, ze wskutek powoijennych pogromó zginęło około tysiąca osób. Wśród antysemickich zajść wymienia się też wydarzenia w Mielcu (okoliczni chłopi pobili kilku Żydów) i w Kolbuszowej 24 września 1946 roku. Trudno jednak na ich ślad natrafić we wspomnieniach mieszkańców Kolbuszowej czy publikacjach na temat powojennej historii naszego regionu. Co się zatem wtedy stało? Aby to sprawdzić skontaktowaliśmy się z rzeszowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Okazało się, że IPN ma dokumenty dość szczegółowo opisujące tamte wydarzenia.
Bij Żyda!
Jest późne, wrześniowe popołudnie. Izaak Brott, 37-letni rzeźnik z Kolbuszowej siedzi przed domem na rynku, na schodach sklepu, rozmawia ze swoim młodszym bratem, Nissanem, którego jednak wszyscy nazywają Froimem, z zawodu kupcem. Razem z nimi jest Izak Sztub, kolbuszowski szklarz Majer Sztub, urodzony w Żabnie koło Krakowa kupiec. Tuż obok na słupku na trawniku przysiadł Władysław Władysław Staniszewski z Sędziszowa. Codziennie bywa w Kolbuszowej, więc pewnie przysiadł porozmawiać ze znajomymi.
W pewnym momencie z pobliskiej, szumnie później nazywanej w dokumentach sądowych restauracją knajpy „Partyzant” wychodzi trzech pracowników kolbuszowskiego Urzędu Bezpieczeństwa. Andrzej Urban, Władysław Ożóg i Jan Tęcza. Wszyscy mają już trochę w czubie. Kiedy Tęcza będzie zeznawał przed sądem, wielu rzeczy nie będzie mógł sobie przypomnieć. Urbanowi coś nie podoba się w Staniszewskim. Czy to, że siedzi z Żydami, czy też w pijanym widzie bierze go za Żyda (Izak Sztub powie później śledczemu, że krzyczał do Staniszewskiego „ty Żyd!”) – trudno powiedzieć. Podchodzi do mężczyzny i krzycząc „Bij Żyda”, uderza go w głowę. – Jak ja cię uderzę, to cię rodzona matka nie pozna – ostrzega Staniszewski. Tęcza widząc, że zanosi się na awanturę, wciąga kolegów do knajpy. Tam rozrabiają dalej – tłuką szklankę, szarpią listonosza.
Zabij Żyda
Tymczasem na motocyklu nadjeżdżają z Kolbuszowej Górnej Stanisław Piotrowski i Władysław Wilk. Podbiega do nich Izaak Brott i Majer Sztub. Proszą, żeby zrobili porządek z pijanymi kolegami, którzy zaczepiają Żydów. „Naser mater z Żydami” – odpowiada Piotrowski i odjeżdża. Zezna później, że chciał kupić żarówkę do motocykla. Zezna też, że skargi Brotta wcale nie zlekceważył, tylko kazał mu zadzwonić do Franciszka Sołtysa, szefa kolbuszowskiej UB. Froim Brott rzeczywiście zadzwonił na milicję z siedziby komitetu Żydowskiego, ale z zeznań świadków nie wynika, by mundurowi jakoś zareagowali.
W tej sytuacji Izak Brott postanawia załatwić sprawę sam. Może dlatego, że jeszcze przed wojną służył w Kołomyi w huculskim pułku piechoty, może dlatego, że z grupy siedzącej przed jego domem jest najstarszy. Kiedy pijani awanturnicy wychodzą z „Partyzanta”, podchodzi do nich i zwraca im uwagę. Pyta, czemu się awanturują. Andrzej Urban i Władysław Ożóg z okrzykiem „Bij Żyda, zabij Żyda” rzucają się na niego i zaczynają bić po twarzy. Izak Brott chowa się w knajpie. Urban nie goni go, zamiast tego wyjmuje służbowy pistolet i zaczyna strzelać do stojącego nieopodal Froima. Strzela, żeby zabić, pociąga za cyngiel kilka razy. Na szczęście jest zbyt pijany, żeby trafić i Froim ucieka. Słysząc strzały, Piotrowski i Wilk wracają. Widzą zbiegowisko – przed domem Brotta i knajpą zebrało się już sporo gapiów. Wilk próbuje uspokoić Urbana i Ożoga, w końcu udaje mu się zaciągnąć ich na posterunek (obecnie znajduje się tam przedszkole). O wszystkim dowiaduje się Franciszek Sołtys, szef kolbuszowskiego UB. Informuje o wszystkim Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa w Rzeszowie. Wygląda na to, że wszystko rozejdzie się po kościach, ale następnego dnia z Rzeszowa przychodzi rozkaz: aresztować Urbana i Ożoga.
Zarzuty
Na obu mężczyznach ciążą ciężkie zarzuty. Mają odpowiadać za próbę wywołania antysemickich rozruchów, próbę zabójstwa i nieuprawnione użycie broni. Koledzy z UB rewidują ich i zamykają do cel. Jeden z osadzonych chce jednak zadzwonić na milicję do Staniszewskiego, by ta powiadomiła rodzinę, że ich krewniak siedzi i że trzeba zabrać jego rzeczy z UB w Kolbuszowej. Ożóg i Urban idą na wartownię zadzwonić i już, oczywiście nie wracają. Zostaje wysłany za nimi list gończy. Przed sądem stanie też dwóch funkcjonariuszy, którzy mieli służbę w czasie ich ucieczki – Stanisław Piotrowski (szef skarży się na niego, że nic nie robi, żeby rozbić antykomunistyczny oddział „Lisa”, podejrzewa, że jest w zmowie z partyzantami, jak się po latach okaże, niesłusznie) i Józef Sondej (dobry pracownik, ale za często chodzi do domu rodzinnego, jak twierdzi Sołtys; to chodzenie opłaci mu się zresztą, bo kiedy zostanie skazany na rok więzienia za niedopełnienie obowiązków służbowych, chora, 65-letnia i zostawiona bez pomocy w gospodarce matka wstawi się za nim, co razem z podobną prośbą kolegów z oddziału partyzanckiej Armii Ludowej wyciągnie go zza krat). To z akt ich sprawy poznamy przebieg wydarzeń z 24 września. Piotrowski będzie też odpowiadał przed sądem za to, że nie zareagował, gdy usłyszał, że jego podwładni biją ludzi, a gdy po usiłowaniu zabójstwa Fromm Brotta Wilk usiłował zatrzymać niedoszłych morderców, Piotrowski stał razem z gapiami i przyglądał się. W akcie oskarżenia Piotrowskiego trafiamy na kuriozalne zdanie, które wiele mówi o stosunku instytucji państwowych i części ówczesnej społeczności do Żydów: „Funkcjonariusze (…) zauważyli przed restauracją Partyzant dużo ludzi i kilku żydów” (pisownia oryginalna).
Pogrom czy „pogrom”?
Niewątpliwie, wydarzenia, jakie rozegrały się na kolbuszowskim rynku 24 września mogły skończyć się tragicznie i miały podłoże antysemickie. Nie były jednak masowe – sprawców było dwóch, dwóch mężczyzn, z czego jeden był narodowości polskiej zostało pobitych, jeden otarł się o śmierć od kuli, ale tłum, który zebrał się pod restauracją „Partyzant” pozostał obojętny, nikt poza Froimem, który zadzwonił na milicję z Komitetu Żydowskiego, nie wzywał pomocy, nikt też nie posłuchał nawoływań Ożoga i Urbana, żeby bić Żydów. Jeśli wczytamy się w dokumenty tej sprawy, zobaczymy obraz powojennego chaosu i niewątpliwej pobłażliwości, z jaką kolbuszowskie UB potraktowało antysemickie wybryki swoich podwładnych. Przede wszystkim jednak zobaczymy obraz zwykłej ludzkiej społeczności, w której ludzie siadają po pracy przed domami, żeby porozmawiać ze sobą, w której są jednostki pozbawione uprzedzeń, jest większość, która jest obojętna i są jednostki, których złe czyny kształtują opinię całej zbiorowości.
Janusz Radwański
Rocznica...
Pod koniec czerwca 1942 r. 1521 Izraelitów przeniesiono do getta w Rzeszowie, skąd większość z nich trafiła do obozu zagłady w Bełżcu. Około tysiąca Żydów zamordowali hitlerowcy na miejscowym kirkucie. Mogiły pozostają nieoznaczone.Gett przestało istnieć 14 października 1942 r. W tym też dniu zginął ostatni cadyk kolbuszowski Jechiel Taitelbaum. W pobliskich Porębach Kupieckich w trzech egzekucjach hitlerowcy zamordowali 18 Żydów.
W rocznicę tych wydarzeń urząd miasta z umiłowanym burmistrzem Zubą Janem na czele zorganizował otwarcie "odnowionego rynku". Brak szacunku do miejscowych korzeni poraża.nie sądzę żeby to była prowokacja ale...wstyd nie znać historii własnego miasteczka.
Kim jest pan Sziler?
Kilka osób zwróciło mi słusznie uwagę,że nasz miejscowy artysta malarz pan Ryszard Sziler ,bardziej znany jest jako...mąż pani Ewy Czartoryskiej-Sziler.Córki pan Heleny Czartoryskiej i wnuczki Cecylii Dudzińskiej.
Czyli nie jest to żaden ptok, tylko nasz człowiek z dziada pradziada (mimo iż po kądzieli). ;)
Dzisiaj na rynku będzie można zakupić niektóre jego prace.Warto przyjść chociażby po to, aby zobaczyć na własne oczy te magiczne cuda.Przy okazji będzie można uścisnąć dłoń nie byle komu bo samemu zięciowi pana Michała Czartoryskiego. :)
Jak wieść gminna niesie chęć zakupu wyraził starosta Kardyś ,któremu nie popuści burmistrz Zuba. Zapowiada się ciekawa licytacja ,tym bardziej że do gry włączyć ma się kilku miejscowych przedsiębiorców.
Czyli nie jest to żaden ptok, tylko nasz człowiek z dziada pradziada (mimo iż po kądzieli). ;)
Dzisiaj na rynku będzie można zakupić niektóre jego prace.Warto przyjść chociażby po to, aby zobaczyć na własne oczy te magiczne cuda.Przy okazji będzie można uścisnąć dłoń nie byle komu bo samemu zięciowi pana Michała Czartoryskiego. :)
Jak wieść gminna niesie chęć zakupu wyraził starosta Kardyś ,któremu nie popuści burmistrz Zuba. Zapowiada się ciekawa licytacja ,tym bardziej że do gry włączyć ma się kilku miejscowych przedsiębiorców.
sobota, 13 października 2012
Pan Ryszard Sziler
RYSZARD SZILER
urodzony w 1950 roku w Jarosławiu, od 1973 r. mieszka w Kolbuszowej. Z wykształcenia polonista od ponad 40 lat zajmuje się plastyką.
Specjalizuje się głównie w sztuce sakralnej, to jest w malarstwie i repuserstwie . Jego obrazy o tej tematyce - znajdujące się w pobliżu - można zobaczyć w kaplicach obydwu kolbuszowskich szpitali, to jest : powiatowego i nefrologii, oraz w kościele pod wezwaniem św. Brata Alberta, a także w rzeszowskim kościele pod opieką Opatrzności Bożej i w kaplicy Domu Pielgrzyma leżajskiego klasztoru . Równolegle zajmuje się grafiką.
Jutro cześć z tych prac można będzie zakupić...
urodzony w 1950 roku w Jarosławiu, od 1973 r. mieszka w Kolbuszowej. Z wykształcenia polonista od ponad 40 lat zajmuje się plastyką.
Specjalizuje się głównie w sztuce sakralnej, to jest w malarstwie i repuserstwie . Jego obrazy o tej tematyce - znajdujące się w pobliżu - można zobaczyć w kaplicach obydwu kolbuszowskich szpitali, to jest : powiatowego i nefrologii, oraz w kościele pod wezwaniem św. Brata Alberta, a także w rzeszowskim kościele pod opieką Opatrzności Bożej i w kaplicy Domu Pielgrzyma leżajskiego klasztoru . Równolegle zajmuje się grafiką.
W tej rysunkiem, linorytem i przede wszystkim monotypią.
Technika monotypii polega na uzyskiwaniu pojedynczej odbitki pozytywowej z negatywu obrazu opracowanego farbami litograficznymi ( drukarskimi ) na płycie szklanej lub metalowej. Stąd każda praca jest niepowtarzalna i jednostkowa.
W 1996 roku za monotypię zatytułowaną „ Z wędrówek po grudniu” Ryszard Sziler otrzymał wyróżnienie na Międzynarodowym Biennale Sztuk Plastycznych w Krakowie.
Twórca stale współpracuje z krakowską oficyną wydawniczą „ Miniatura” , dla której wykonuje ilustracje tomików współczesnych poetów polskich.
Grafiki Szilera były wystawiane między innymi w galeriach bieszczadzkich ( Lesku, Czarnej, Przysłupiu ), w Kazimierzu Dolnym, Przeworsku, Rzeszowie i Kolbuszowej.
Obecnie oglądać je można w galeriach Krakowa ( a niebawem Włocławka :), w kolbuszowskiej „Galicji” (i jej filii w skansenie), oraz na wielu stronach internetowych.
Technika monotypii polega na uzyskiwaniu pojedynczej odbitki pozytywowej z negatywu obrazu opracowanego farbami litograficznymi ( drukarskimi ) na płycie szklanej lub metalowej. Stąd każda praca jest niepowtarzalna i jednostkowa.
W 1996 roku za monotypię zatytułowaną „ Z wędrówek po grudniu” Ryszard Sziler otrzymał wyróżnienie na Międzynarodowym Biennale Sztuk Plastycznych w Krakowie.
Twórca stale współpracuje z krakowską oficyną wydawniczą „ Miniatura” , dla której wykonuje ilustracje tomików współczesnych poetów polskich.
Grafiki Szilera były wystawiane między innymi w galeriach bieszczadzkich ( Lesku, Czarnej, Przysłupiu ), w Kazimierzu Dolnym, Przeworsku, Rzeszowie i Kolbuszowej.
Obecnie oglądać je można w galeriach Krakowa ( a niebawem Włocławka :), w kolbuszowskiej „Galicji” (i jej filii w skansenie), oraz na wielu stronach internetowych.
piątek, 12 października 2012
Mania prowincjonalnej wielkości.
Burmistrz Zuba ochrzcił już wszystkie ulice,ronda, a nawet mosty.Nie ma co już nazywać, więc przyszła kolej na tablice pamiątkowe, które będą wmurowane na budynkach środku każdej ulicy.W niedziele na ulicy Mickiewicza będzie odsłaniał tablicę ku czci Mickiewicza.Za miesiąc przyjdzie pewnie kolej na ulicę 22 lipca.
Gratulacje za pomysłowość.
Gratulacje za pomysłowość.
czwartek, 11 października 2012
Wolny kraj...
W ciągu ostatnich miesięcy głośno było o sprawach dotyczących zniesławienia lub pomówienia w internecie, w których interweniowały sądy i prokuratury. Jednak walka z administratorami forów jest trudna - zdarza się, że nawet jeśli prokurator wyda postanowienie o nakazie udostępnienia danych osobowych, to administratorzy skarżą takie postanowienie do sądu. Ostatnio Sąd Rejonowy w Gorlicach uznał na przykład, że zwroty „łysy ch…”, „kpiarz”, „du..a”, „łysa pała” zamieszczone na forum internetowym prezentują znikomą szkodliwość społeczną.
Tylko w tym roku nagłośniono kilkanaście spraw o zniesławienia lub pomówienia, w których interweniowały - lub nie - sądy i prokuratury. W wybranych sprawach podjęto działanie, w innych odmówiono ustalenia sprawców, raz pomówienia doprowadziły firmę do bankructwa, innym razem „tylko” wywołały poważny kryzys wizerunkowy. W opinii ekspertów próżno szukać w Polsce spójności prokuratorskich działań w kwestii naruszania czci, szczególnie w internecie.
Zniesławienia i pomówienia to już codzienność w pracy kancelarii adwokackich specjalizujących się w ochronie dobrego imienia, zarówno osób prywatnych, jak i firm. Coraz częściej o nowych sprawach lub wyrokach informują media, ale tylko wtedy, gdy w sporze uczestniczy osoba publiczna lub znana marka. Jednocześnie można odnieść wrażenie, że to stopień zainteresowania mediów lub pozycja społeczna pokrzywdzonego motywuje odpowiednie organy do podjęcia działania.
Przykładem takiej dowolności jest wciąż tocząca się sprawa starosty z Limanowej, który jako funkcjonariusz publiczny, wielokrotnie pomawiany i obrażany w internecie, zgłosił do prokuratury całą serię spraw z art. 212 i 216 kk . Śledczy skierowali sprawy do sądu. W jednej z nich sąd nakazał samodzielne ustalenie adresów IP komputerów i nazwisk autorów anonimowych wpisów.
Choć, jak powszechnie wiadomo, a co potwierdza niedawne orzeczenie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (sygn. akt II SA/Wa 2821/11), wyłącznie organy państwowe, tj. policja, prokuratura i sąd mogą żądać udostępnienia danych internautów od operatorów czy właścicieli serwisów. Sprawa zawędrowała więc do Prokuratora Generalnego. Odpowiedź Prokuratora była jednak taka, że każda sprawa jest rozpoznawana indywidualnie stąd niemożliwym jest wskazanie określonych wytycznych.Tymczasem w innej sprawie, pomawiania w internecie ministra Radosława Sikorskiego, także funkcjonariusza publicznego, Warszawska Prokuratura Okręgowa nie dostrzegła co prawda „interesu społecznego” i umorzyła śledztwo, wcześniej jednak ustaliła dane sprawców i przekazała je pokrzywdzonemu.
Minister sprawiedliwości nie zgadza się na wykreślenie paragrafu 212 k.k., czego domagają się wydawcy prasy, dziennikarze i Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
W zamian proponuje złagodzenie przepisów i likwidację możliwej dziś kary więzienia. Grzywną lub ograniczeniem wolności karane byłoby tylko świadome podawanie nieprawdziwych faktów, a nie głoszenie opinii.
Zdaniem Izby Wydawców Prasy to za małe ustępstwa.
W ciągu dwóch tygodni Izba odniesie się do propozycji ministra. Negocjacje to efekt akcji „Wykreśl 212 k.k.”, której inicjatorem były Stowarzyszenie Gazet Lokalnych, Stowarzyszenie Wolnego Słowa oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Chcą zniesienia art. 212 – 215 kodeksu karnego, który jest nadużywany przez osoby, które szukają odwetu na dziennikarzach poruszających niewygodne dla nich tematy.
Zniesienie przepisu karnego nie zamyka drogi do dochodzenia swoich praw, można to czynić na drodze cywilnej.
Tylko w tym roku nagłośniono kilkanaście spraw o zniesławienia lub pomówienia, w których interweniowały - lub nie - sądy i prokuratury. W wybranych sprawach podjęto działanie, w innych odmówiono ustalenia sprawców, raz pomówienia doprowadziły firmę do bankructwa, innym razem „tylko” wywołały poważny kryzys wizerunkowy. W opinii ekspertów próżno szukać w Polsce spójności prokuratorskich działań w kwestii naruszania czci, szczególnie w internecie.
Zniesławienia i pomówienia to już codzienność w pracy kancelarii adwokackich specjalizujących się w ochronie dobrego imienia, zarówno osób prywatnych, jak i firm. Coraz częściej o nowych sprawach lub wyrokach informują media, ale tylko wtedy, gdy w sporze uczestniczy osoba publiczna lub znana marka. Jednocześnie można odnieść wrażenie, że to stopień zainteresowania mediów lub pozycja społeczna pokrzywdzonego motywuje odpowiednie organy do podjęcia działania.
Przykładem takiej dowolności jest wciąż tocząca się sprawa starosty z Limanowej, który jako funkcjonariusz publiczny, wielokrotnie pomawiany i obrażany w internecie, zgłosił do prokuratury całą serię spraw z art. 212 i 216 kk . Śledczy skierowali sprawy do sądu. W jednej z nich sąd nakazał samodzielne ustalenie adresów IP komputerów i nazwisk autorów anonimowych wpisów.
Choć, jak powszechnie wiadomo, a co potwierdza niedawne orzeczenie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (sygn. akt II SA/Wa 2821/11), wyłącznie organy państwowe, tj. policja, prokuratura i sąd mogą żądać udostępnienia danych internautów od operatorów czy właścicieli serwisów. Sprawa zawędrowała więc do Prokuratora Generalnego. Odpowiedź Prokuratora była jednak taka, że każda sprawa jest rozpoznawana indywidualnie stąd niemożliwym jest wskazanie określonych wytycznych.Tymczasem w innej sprawie, pomawiania w internecie ministra Radosława Sikorskiego, także funkcjonariusza publicznego, Warszawska Prokuratura Okręgowa nie dostrzegła co prawda „interesu społecznego” i umorzyła śledztwo, wcześniej jednak ustaliła dane sprawców i przekazała je pokrzywdzonemu.
W zamian proponuje złagodzenie przepisów i likwidację możliwej dziś kary więzienia. Grzywną lub ograniczeniem wolności karane byłoby tylko świadome podawanie nieprawdziwych faktów, a nie głoszenie opinii.
Zdaniem Izby Wydawców Prasy to za małe ustępstwa.
W ciągu dwóch tygodni Izba odniesie się do propozycji ministra. Negocjacje to efekt akcji „Wykreśl 212 k.k.”, której inicjatorem były Stowarzyszenie Gazet Lokalnych, Stowarzyszenie Wolnego Słowa oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Chcą zniesienia art. 212 – 215 kodeksu karnego, który jest nadużywany przez osoby, które szukają odwetu na dziennikarzach poruszających niewygodne dla nich tematy.
Zniesienie przepisu karnego nie zamyka drogi do dochodzenia swoich praw, można to czynić na drodze cywilnej.
W praktyce, ktoś z większą siłą przebicia ,może wsadzić do więzienia anonima ,który napisał w komentarzach o znanej kolbuszowskiej osobistości ; łysy gruby wieprz.
Wójt Fila konsultuje.
W Nowinach24 można przeczytać;
Komisja w sprawie podsłuchu zebrała się dwukrotnie. - Nie wypracowała żadnych poważnych wniosków, wójt nie chciał pokazać nawet kopii faktury zakupu urządzenia podsłuchowego - relacjonuje Karol Ozga, członek komisji rewizyjnej.
- Zapewniał tylko, że to nie było urządzenie podsłuchowe, a ten zakup konsultował z Regionalną Komisją Obrachunkową. Ciekaw jestem, czy jego oświadczenie znajdzie się w protokole z posiedzenia komisji, bo z doświadczenia wiem, że protokoły są cenzurowane.
Jak usłyszeliśmy w Regionalnej Izbie Obrachunkowej, ta nie zajmuje się celowością i rzetelnością wystawianych faktur. To mogą weryfikować jedynie organa ścigania o ile ktoś o lewej fakturze na pluskwę im doniesie.
Komisja w sprawie podsłuchu zebrała się dwukrotnie. - Nie wypracowała żadnych poważnych wniosków, wójt nie chciał pokazać nawet kopii faktury zakupu urządzenia podsłuchowego - relacjonuje Karol Ozga, członek komisji rewizyjnej.
- Zapewniał tylko, że to nie było urządzenie podsłuchowe, a ten zakup konsultował z Regionalną Komisją Obrachunkową. Ciekaw jestem, czy jego oświadczenie znajdzie się w protokole z posiedzenia komisji, bo z doświadczenia wiem, że protokoły są cenzurowane.
środa, 10 października 2012
Chrześcijańskie wartości w biznesie.
Łzy stanęły mi w oczach ,gdy czytałem w Korso relację z sesji Rady Gminy w Dzikowcu.Są jednak jeszcze ludzie, którzy chrześcijańskie wartości pielęgnują nie tylko wżyciu prywatnem, ale też w biznesie.
Firma,która inicjuje to zadanie, to firma rodzima z Gdyni, gdzie jedni to byli parafianie Dzikowca, inni to dzieci lub wnukowie parafian Dzikowca. Obrażanie tych ludzi nie mieści się w ramach chrześcijańskiego poszanowania – piszą wspólnicy.
"Kto skąpo sieje, skąpo też żąć będzie..." (II List do Koryntian 9,6).
Firma,która inicjuje to zadanie, to firma rodzima z Gdyni, gdzie jedni to byli parafianie Dzikowca, inni to dzieci lub wnukowie parafian Dzikowca. Obrażanie tych ludzi nie mieści się w ramach chrześcijańskiego poszanowania – piszą wspólnicy.
- Jeżeli Gazeta ta zwana Korsem Kolbuszowskim, a także niektórzy ludzie o czym wiemy, znamy ich nazwiska rozpowszechniać będą w dalszym ciągu publicznie kłamstwa i oszczerstwa pod naszym adresem,
zmuszeni będziemy zlecić adwokatom przygotowanie stosownych pozwów sądowych przeciwko nim.
zmuszeni będziemy zlecić adwokatom przygotowanie stosownych pozwów sądowych przeciwko nim.
Coś mnie zastanowiło.Planowana jest inwestycja, na kilkadziesiąt milionów złotych i inwestorzy nie chcą się poznać z radnymi, mieszkańcami?To chyba niezbyt elegancko wysyłać list do rady odczytany przez umyślnego? Dlaczego, w tak kluczowym momencie dla ich pomysłów, nie pojawili się na sesji?Trochę to dziwne i jednak chyba...nie po chrześcijańsku?
Dlaczego też firma Bioenergia, nie skorzystała z prawa prasowego i nie zażądała po prostu zamieszczenia sprostowania (domniemanych) nieprawdziwych informacji w Korso?Odczytanie tego listu na sesji, można było odebrać, jako próbę zastraszenia niezadowolonych z tej inwestycji.Czy oto chodziło?
Dlaczego zamiast straszyć sądem, Bioenergia nie przedstawi mieszkańcom co ma zamiar zbudować,jak to ma działać i jakie korzyści ma przynieść lokalnej społeczności?Dlaczego nie zorganizuje wycieczki dla mieszkańców po tego typu instalacjach?Dlaczego nie zaproponuje pomocy finansowej, dla lokalnych projektów użyteczności publicznej?
Moim zdaniem to podstawy od których się powinno zaczynać tego typu inwestycje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)