wtorek, 16 października 2012

Wójt Klecha ujawnia...


 Wzorem Ijona Tichego  lubię sobie poczytać stare wydania gazet.W takim odleżałym Korso Kolbuszowskim znalazłem coś co skłoniło mnie do przemyśleń.


Na drugi dzień po sesji,rozmawialiśmy z wójtem Klechą na temat pełnomocnictwa jego żony. Jak wyjaśnia w rozmowie z naszą redakcją, 28 września, właściciele większości udziałów w spółce Bioenergia Dzikowiec udzielili pełnomocnictw Renacie Klesze, lecz były one z mocy prawa od samego początku nieważne. Zgodnie z wyjaśnieniami wójta, pełnomocnictwa m.in. do założenia spółki z o.o. w imieniu mocodawców i zarządzania majątkiem spółki mogą zostać udzielone jedynie radcy prawnemu. Gdyński notariusz potwierdził pełnomocnictwa, nie wiedząc, że Renata Klecha nie jest notariuszem ani radcą prawnym,natomiast w teczce z dokumentami rejestracyjnymi spółki dokument znalazł się przez przypadek – Renata Klecha, rejestrując spółkę w Rzeszowie, zabrała także ten, nieważny jak twierdzi wójt Klecha, dokument.

Czyli z tego co mówi wójt Klecha (a opisuje Korso)  spółkę Bioenergia-Dzikowiec założyła osoba która
z mocy prawa od samego początku nie miała do tego prawa?
Czyli co? To co podpisała żona wójta rejestrując spółkę nie ma mocy prawnej?
Nieźle,nieźle...


Jednak w wywiadzie zamieszczonym na portalu informacyjnym Kolbuszowa24 wójt zmienia nieco zeznania;

Chodzi o to, że takie pełnomocnictwo można udzielić wyłącznie radcy prawnemu, adwokatowi czy mecenasowi. Moja żona nie spełnia tych warunków – precyzuje Klecha. – W związku z tym jej pełnomocnictwo do założenia spółki „Bioenergia Dzikowiec” nie mogło być używane i nie było.

Czyli raz wójt Klech twierdzi że jego małżonka zarejestrowała spółkę ,raz że "jej pełnomocnictwo do założenia spółki „Bioenergia Dzikowiec” nie mogło być używane i nie było". To kto zarejestrował tą spółkę skoro wspólnicy byli w Gdyni ?

Ciekawsze jest to że wniosek do KRS musi być podpisany przez *wszystkich* członków zarządu. To lex specialis względem innych norm, które umożliwiają działanie przez pełnomocnika.Po co więc notariusz w Gdyni zadawał sobie tyle trudu aby sporządzić nieważne od samego początku pełnomocnictwo?I po co jest one w aktach spółki?I kogo reprezentowała Renata Klecha, rejestrując spółkę w Rzeszowie?


Renata Klecha została upoważniona do „zawiązana w imieniu mocodawców spółki z ograniczoną odpowiedzialnością pod firmą Bioenergia Dzikowiec spółka z ograniczoną odpowiedzialnością z siedzibą w Dzikowcu na warunkach i z przedmiotem działania według uznania pełnomocniczki, objęcia udziałów w kapitale zakładowym tej spółki i pokrycia ich wkładem pieniężnym w odpowiedniej kwocie i wkładem niepieniężnym aportem, zwołania pierwszego zgromadzenia wspólników nowej Spółki Bioenergia Dzikowiec sp. z.o.o. z siedzibą w Dzikowcu oraz dokonania wyboru członków Zarządu tej Spółki i Rady Nadzorczej, zarządu majątkiem spółki „w organizacji” oraz spółki już po zarejestrowaniu w rejestrze przedsiębiorców KRS, reprezentowania każdego z mocodawców, w tym do głosowania na zgromadzeniu wspólników”.
(za Korso Kolbuszowskie)

Wójt Klecha rzuca oskarżenia na prawo i lewo,zaprzecza wszystkiemu,dementuje, nie mówi tylko jednego:
Po jaką cholerę właściciele Bioenergii Dzikowiec dali jego żonie aż tak szerokie pełnomocnictwa?Przecież to nie jest chyba normalne że daje się obcej osobie prawo do reprezentowania każdego z mocodawców, w tym do głosowania na zgromadzeniu wspólników?

Co to może oznaczać? Można się tylko domyślać.Więc się domyślajmy...
Wiele niedomówień, dziwnych ruchów wokół, może wskazywać na to, że faktycznym właścicielem spółki jest ktoś inny niż wynika to z akt.Kto?
Wiele mogły by tu wyjaśnić akty notarialne sprzedaży działek ,wykazy zmian, w których posiadaniu jest Bioenergia Dzikowiec.Jeśli się mylę ,to nic nie stoi na przeszkodzie, aby takie kopie spółka ujawniła i rozwiała wszelkie wątpliwości.A może pani Renata Klecha która ma(?) prawo reprezentowania każdego z mocodawców to zrobi?

poniedziałek, 15 października 2012

Co redaktor Radwański robi w nocy?



Od 1962 Nagroda Kościelskich zwraca uwagę na twórczość młodych polskich pisarzy.

Zwana często "polskim Noblem dla pisarzy przed czterdziestką" obchodzi w tym roku pięćdziesięciolecie istnienia. Od 1962 r. do grona jej laureatów dołączali kolejno: Sławomir Mrożek, Zbigniew Herbert, Zygmunt Kubiak, Gustaw Herling-Grudziński, Jarosław Marek Rymkiewicz, Stanisław Barańczak...

Początkowo była ona nagrodą emigracyjną wręczaną w Szwajcarii. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1989 r. nagroda była wręczana w kraju - na przemian w Warszawie, Krakowie i Miłosławcu.

W tym roku laureatem nagrody został 34-letni Andrzej Dybczak. "Gugara" jest owocem jego podróży na północ Kraju Krasnojarskiego. Reportaż doczekał się sfilmowania, a jego autor został współtwórcą filmu, który pokazuje rozpad społeczności ewenkijskich pasterzy reniferów.

Na wieczór w Teatrze Polskim w Poznaniu zaplanowano "Wielkie czytanie", w czasie którego dotychczasowi laureaci nagrody Kościelskich będą czytali swoje prace w towarzystwie wybranych przez nich młodych twórców.
W tym doborowym towarzystwie  znalazł się nasz miejscowy poeta Janusz Radwański-gratulacje!

W 2010 roku brał on udział w "Wielkim Nocnym Czytaniu" w ramach tego samego wydarzenia.


Propozycja...

Pan radny Paweł Michno na swoim blogu napisał;

dziś w rynku mają miejsce uroczystości poświęcone otwarciu zrewitalizowanego rynku. Tylko przy tym nikt nie pamięta o jego dawnych mieszkańcach (choć w programie pojawią się drobne aspekty żydowskie). Szkoda...że nikt po za nami, szczególnie tam u góry, nie chce pamiętać o przeszłości swojego miasta.

Przecież można na wniosek (nawet tylko jednego) radnego przegłosować uchwałę że 14 października obchodzić będziemy dzień pamięci o kolbuszowskich ofiarach  holokaustu.Wmurowania tablicy pamiątkowej,oznaczenia granic getta,a nawet nadania imienia odpowiedniego czemuś tam.







....a Pan Sziler wystawił w internecie:
                                   

                Zaduszki za zgładzone getto w Kolbuszowej







Wójt Klecha powiedział prawdę

Na moi ulubionym portalu informacyjnym Kolbuszowa24  można przeczytać kolejną część wywiadu z wójtem Klechą.

Proszę sprawdzić, w ilu domach starostów wójtów czy burmistrzów prowadzona jest działalność gospodarcza. Ilu samorządowców wynajmuje swoje nieruchomości? Wielu – przekonuje wójt. – Tego nikt nie piętnuje. A w naszym przypadku stworzono aferę z rzeczy zupełnie prozaicznych. Że żona wynajęła pokój? Że im pomogła? Nie rozumiem tego. Przeżyłem w tej gminie wiele, ale nie pamiętam takiej medialnej nagonki na mnie i moją rodzinę. Najgorsze jest to, że nie czujemy się winni.

Najgorsze jest to że państwo  Klechowie nie czują się (nawet) winni.Przecież tak robi wielu.
W następnym wydaniu  Korso Kolbuszowskie przeczytamy zapewne, ilu burmistrzów ,wójtów z naszego regionu wynajmuje swoje pokoje dla spółek z udziałem mienia gminnego.


niedziela, 14 października 2012

Pogrom Żydów w Kolbuszowej w 1946 roku

W wielu miejscach w internecie powielana jest informacja że w Kolbuszowej w 1946 roku miał miejsce pogrom Żydów.







Wygląda na to na powielaną ciągle bez sprawdzenia informację.
Redaktor Radwański w Korso Kolbuszowskim na podstawie archiwów IPN udowodnił że jest to nieprawda.Warto podjąć próbę nagłośnienia tego artykułu i "wymazania" tej mylnej informacji.

Ludzie i Żydzi

„Bij Żyda! Zabij Żyda!” – te okrzyki dwa lata po wyparciu Niemców z Kolbuszowej znów zabrzmiały na kolbuszowskim rynku. Czy można mówić o pogromie?

W wielu miejscach można znaleźć wzmiankę o tym, że 24 września 1946 roku w Kolbuszowej doszło do pogromu żydowskiego. Co się wtedy stało? Postanowiliśmy to sprawdzić. Poza wzmianką o pogromie i dacie 24 września 1946 roku nic więcej o wydarzeniu w internecie i publikacjach prasowych i książkowych nie ma. Czy mogło wtedy dojść do pogromu?
Tłum rabował sklepy
Pytanie nie jest bezzasadne, bowiem już w 1918 i 1919 roku chrześcijańscy mieszkańcy Kolbuszowej i okolic bili, rabowali i zabijali swoich żydowskich sąsiadów. Pierwsze niepokoje zaczęły się, gdy ustąpiła austriacka władza, w listopadzie 1918 roku. Już 3 listopada tłum zaczął rabować żydowskie sklepy. - Widziałem w rynku w biały dzień rabujące tłumy chłopów, bab, a najwięcej niedorostków. Gdy wjeżdżałem rabunek trwał. Gdy wieczór wyjeżdżałem rabowano ciągle, wyrzucając ze sklepów towary i dzieląc między siebie. Żydzi poukrywali się w mieszkaniach – czytamy w pamiętnikach Hupki. Żydów oskarżano o bolszewizm, co w wypadku ortodoksyjnej i chasydzkiej w większości Kolbuszowej brzmi kuriozalnie. Chłopi odbijali sobie też chude lata wojenne, kiedy handlowali z żydowskimi kupcami. Najgorsze działo się jednak w pierwszych dniach maja 1919 roku. W Raniżowie i Sokołowie Małopolskim doszło do pogromów, podobnie było w Kolbuszowej. Znów tłum zaczął rabować żydowskie sklepy. - Przyszło wojsko, które po bezskutecznem kilkakrotnem wezwaniu do rozejścia się, dało dwie salwy w górę. Na to z tłumów padły strzały na wojsko i rannych zostało kilku żołnierzy. Wtedy wojsko dało salwę w tłum. Tłum jednak ogromny, odrzuciwszy rannych rzucił się naprzód i rozbroił wojsko odbierając karabiny i amunicję, poczem zaczęła się już bez przeszkody masakra Żydów, z których kilku zamordowano a wielu poraniono. Cała Kolbuszowa splądrowana. Pijani rabusie leżą jak trupy na ulicach – opisuje sytuację Hupka. Rabusie mieli poczucie całkowitej bezkarności, mówiło się, że posłowie pozwolili bić i rabować Żydów z okazji majowego święta. Sytuację uratowało dopiero wejście podhalańczyków, którzy pojmali najaktywniejszych rabusiów, a jednego rozstrzelali po doraźnym sądzie na łąkach nad Nilem. W dwudziestoleciu międzywojennym stosunki układały się już bardziej poprawnie. Jak pisze Naftali Zalesic w swoich wspomnieniach „Jewish boyhood in Poland”, jakkolwiek wśród kolbuszowian byli antysemici, żydowscy mieszkańcy miasta byli pełnoprawnymi jego mieszkańcami i tak też mogli się czuć, gdyż poważniejszych incydentów w międzywojniu już nie było.
Fala pogromów
Podobna jak w czasie odzyskania niepodległości fala pogromów przetoczyła się przez Polskę w 1946 roku. Jeszcze rok wcześniej, w sierpniu 1945 roku w Krakowie doszło do pogromu  - mieszkańcy miasta bili i rabowali swoich żydowskich sąsiadów w dzielnicy Kazimierz. W najgłośniejszym i najtragiczniejszym, pogromie kieleckim zginęło ponad czterdzieści osób. Żydów mordowano pałkami i kamieniami, zabijali zwykli mieszkańcy miasta. Wielu tych, którzy przetrwali Zagładę zginęło też tego lata w pociągach. Liczbę ofiar tzw. akcji pociągowej, w czasie której ciągle migrujący Żydzi byli wyciągani z pociągów i mordowani szacuje się na około dwustu osób. W sumie szacuje się, ze wskutek powoijennych pogromó zginęło około tysiąca osób. Wśród antysemickich zajść wymienia się też wydarzenia w Mielcu (okoliczni chłopi pobili kilku Żydów) i w Kolbuszowej 24 września 1946 roku. Trudno jednak na ich ślad natrafić we wspomnieniach mieszkańców Kolbuszowej czy publikacjach na temat powojennej historii naszego regionu. Co się zatem wtedy stało? Aby to sprawdzić skontaktowaliśmy się z rzeszowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Okazało się, że IPN ma dokumenty dość szczegółowo opisujące tamte wydarzenia.  
Bij Żyda!
Jest późne, wrześniowe popołudnie. Izaak Brott, 37-letni rzeźnik z Kolbuszowej siedzi przed domem na rynku, na schodach sklepu, rozmawia ze swoim młodszym bratem, Nissanem, którego jednak wszyscy nazywają Froimem, z zawodu kupcem. Razem z nimi jest Izak Sztub, kolbuszowski szklarz Majer Sztub, urodzony w Żabnie koło Krakowa kupiec. Tuż obok na słupku na trawniku przysiadł Władysław Władysław Staniszewski z Sędziszowa. Codziennie bywa w Kolbuszowej, więc pewnie przysiadł porozmawiać ze znajomymi.
W pewnym momencie z pobliskiej, szumnie później nazywanej w dokumentach sądowych restauracją knajpy „Partyzant” wychodzi trzech pracowników kolbuszowskiego Urzędu Bezpieczeństwa. Andrzej Urban, Władysław Ożóg i Jan Tęcza. Wszyscy mają już trochę w czubie. Kiedy Tęcza będzie zeznawał przed sądem, wielu rzeczy nie będzie mógł sobie przypomnieć. Urbanowi coś nie podoba się w Staniszewskim. Czy to, że siedzi z Żydami, czy też w pijanym widzie bierze go za Żyda (Izak Sztub powie później śledczemu, że krzyczał do Staniszewskiego „ty Żyd!”) – trudno powiedzieć. Podchodzi do mężczyzny i krzycząc „Bij Żyda”, uderza go w głowę. – Jak ja cię uderzę, to cię rodzona matka nie pozna – ostrzega Staniszewski. Tęcza widząc, że zanosi się na awanturę, wciąga kolegów do knajpy. Tam rozrabiają dalej – tłuką szklankę, szarpią listonosza.
Zabij Żyda
Tymczasem na motocyklu nadjeżdżają z Kolbuszowej Górnej Stanisław Piotrowski i Władysław Wilk. Podbiega do nich Izaak Brott i Majer Sztub. Proszą, żeby zrobili porządek z pijanymi kolegami, którzy zaczepiają Żydów. „Naser mater z Żydami” – odpowiada Piotrowski i odjeżdża. Zezna później, że chciał kupić żarówkę do motocykla. Zezna też, że skargi Brotta wcale nie zlekceważył, tylko kazał mu zadzwonić do Franciszka Sołtysa, szefa kolbuszowskiej UB. Froim Brott rzeczywiście zadzwonił na milicję z siedziby komitetu Żydowskiego, ale z zeznań świadków nie wynika, by mundurowi jakoś zareagowali.
W tej sytuacji Izak Brott postanawia załatwić sprawę sam. Może dlatego, że jeszcze przed wojną służył w Kołomyi w huculskim pułku piechoty, może dlatego, że z grupy siedzącej przed jego domem jest najstarszy. Kiedy pijani awanturnicy wychodzą z „Partyzanta”, podchodzi do nich i zwraca im uwagę. Pyta, czemu się awanturują. Andrzej Urban i Władysław Ożóg  z okrzykiem „Bij Żyda, zabij Żyda” rzucają się na niego i zaczynają bić po twarzy. Izak Brott chowa się w knajpie. Urban nie goni go, zamiast tego wyjmuje służbowy pistolet i zaczyna strzelać do stojącego nieopodal Froima. Strzela, żeby zabić, pociąga za cyngiel kilka razy. Na szczęście jest zbyt pijany, żeby trafić i Froim ucieka. Słysząc strzały, Piotrowski i Wilk wracają. Widzą zbiegowisko – przed domem Brotta i knajpą zebrało się już sporo gapiów. Wilk próbuje uspokoić Urbana i Ożoga, w końcu udaje mu się zaciągnąć ich na posterunek (obecnie znajduje się tam przedszkole). O wszystkim dowiaduje się Franciszek Sołtys, szef kolbuszowskiego UB. Informuje o wszystkim Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa w Rzeszowie. Wygląda na to, że wszystko rozejdzie się po kościach, ale następnego dnia z Rzeszowa przychodzi rozkaz: aresztować Urbana i Ożoga.
Zarzuty
Na obu mężczyznach ciążą ciężkie zarzuty. Mają odpowiadać za próbę wywołania antysemickich rozruchów, próbę zabójstwa i nieuprawnione użycie broni. Koledzy z UB rewidują ich i zamykają do cel. Jeden z osadzonych chce jednak zadzwonić na milicję do Staniszewskiego, by ta powiadomiła rodzinę, że ich krewniak siedzi i że trzeba zabrać jego rzeczy z UB w Kolbuszowej. Ożóg i Urban idą na wartownię zadzwonić i już, oczywiście nie wracają. Zostaje wysłany za nimi list gończy. Przed sądem stanie też dwóch funkcjonariuszy, którzy mieli służbę w czasie ich ucieczki – Stanisław Piotrowski (szef skarży się na niego, że nic nie robi, żeby rozbić antykomunistyczny oddział „Lisa”, podejrzewa, że jest w zmowie z partyzantami, jak się po latach okaże, niesłusznie) i Józef Sondej (dobry pracownik, ale za często chodzi do domu rodzinnego, jak twierdzi Sołtys; to chodzenie opłaci mu się zresztą,  bo kiedy zostanie skazany na rok więzienia za niedopełnienie obowiązków służbowych, chora, 65-letnia i zostawiona bez pomocy w gospodarce matka wstawi się za nim, co razem z podobną prośbą kolegów z oddziału partyzanckiej Armii Ludowej wyciągnie go zza krat). To z akt ich sprawy poznamy przebieg wydarzeń z 24 września. Piotrowski będzie też odpowiadał przed sądem za to, że nie zareagował, gdy usłyszał, że jego podwładni biją ludzi, a gdy po usiłowaniu zabójstwa Fromm Brotta Wilk usiłował zatrzymać niedoszłych morderców, Piotrowski stał razem z gapiami i przyglądał się. W akcie oskarżenia Piotrowskiego trafiamy na kuriozalne zdanie, które wiele mówi o stosunku instytucji państwowych i części ówczesnej społeczności do Żydów: „Funkcjonariusze (…) zauważyli przed restauracją Partyzant dużo ludzi i kilku żydów” (pisownia oryginalna).  
Pogrom czy „pogrom”?
Niewątpliwie, wydarzenia, jakie rozegrały się na kolbuszowskim rynku 24 września mogły skończyć się tragicznie i miały podłoże antysemickie. Nie były jednak masowe – sprawców było dwóch, dwóch mężczyzn, z czego jeden był narodowości polskiej zostało pobitych, jeden otarł się o śmierć od kuli, ale tłum, który zebrał się pod restauracją „Partyzant” pozostał obojętny, nikt poza Froimem, który zadzwonił na milicję z Komitetu Żydowskiego, nie wzywał pomocy, nikt też nie posłuchał nawoływań Ożoga i Urbana, żeby bić Żydów. Jeśli wczytamy się w dokumenty tej sprawy, zobaczymy obraz powojennego chaosu i niewątpliwej pobłażliwości, z jaką kolbuszowskie UB potraktowało antysemickie wybryki swoich podwładnych. Przede wszystkim jednak zobaczymy obraz zwykłej ludzkiej społeczności, w której ludzie siadają po pracy przed domami, żeby porozmawiać ze sobą, w której są jednostki pozbawione uprzedzeń, jest większość, która jest obojętna i są jednostki, których złe czyny kształtują opinię całej zbiorowości.
Janusz Radwański


Rocznica...

Pod koniec czerwca 1942 r. 1521 Izraelitów przeniesiono do getta w Rzeszowie, skąd większość z nich trafiła do obozu zagłady w Bełżcu. Około tysiąca Żydów zamordowali hitlerowcy na miejscowym kirkucie. Mogiły pozostają nieoznaczone.Gett przestało istnieć 14 października 1942 r. W tym też dniu zginął ostatni cadyk kolbuszowski Jechiel Taitelbaum. W pobliskich Porębach Kupieckich w trzech egzekucjach hitlerowcy zamordowali 18 Żydów.

W rocznicę tych wydarzeń urząd miasta z umiłowanym burmistrzem Zubą Janem na czele zorganizował otwarcie "odnowionego rynku". Brak szacunku do miejscowych korzeni poraża.nie sądzę żeby to była prowokacja ale...wstyd nie znać historii własnego miasteczka.






Kim jest pan Sziler?

Kilka osób zwróciło mi słusznie uwagę,że nasz miejscowy  artysta malarz pan Ryszard Sziler ,bardziej znany jest jako...mąż pani Ewy Czartoryskiej-Sziler.Córki pan Heleny Czartoryskiej i wnuczki Cecylii Dudzińskiej.
Czyli nie jest to żaden ptok, tylko nasz człowiek z dziada pradziada (mimo iż po kądzieli). ;)
Dzisiaj na rynku będzie można zakupić niektóre jego prace.Warto przyjść chociażby po to, aby zobaczyć na własne oczy te magiczne cuda.Przy okazji będzie można uścisnąć dłoń nie byle komu bo samemu zięciowi pana Michała Czartoryskiego.  :)

Jak wieść gminna niesie chęć zakupu wyraził starosta Kardyś ,któremu nie popuści burmistrz Zuba. Zapowiada się ciekawa licytacja ,tym bardziej że do gry włączyć ma się kilku miejscowych przedsiębiorców.












sobota, 13 października 2012

Pan Ryszard Sziler

RYSZARD SZILER 
urodzony w 1950 roku w Jarosławiu, od 1973 r. mieszka w Kolbuszowej. Z wykształcenia polonista od ponad 40 lat zajmuje się plastyką. 
Specjalizuje się głównie w sztuce sakralnej, to jest w malarstwie i repuserstwie . Jego obrazy o tej tematyce - znajdujące się w pobliżu - można zobaczyć w kaplicach obydwu kolbuszowskich szpitali, to jest : powiatowego i nefrologii, oraz w kościele pod wezwaniem św. Brata Alberta, a także w rzeszowskim kościele pod opieką Opatrzności Bożej i w kaplicy Domu Pielgrzyma leżajskiego klasztoru . Równolegle zajmuje się grafiką. 

W tej rysunkiem, linorytem i przede wszystkim monotypią.
Technika monotypii polega na uzyskiwaniu pojedynczej odbitki pozytywowej z negatywu obrazu opracowanego farbami litograficznymi ( drukarskimi ) na płycie szklanej lub metalowej. Stąd każda praca jest niepowtarzalna i jednostkowa.
W 1996 roku za monotypię zatytułowaną „ Z wędrówek po grudniu” Ryszard Sziler otrzymał wyróżnienie na Międzynarodowym Biennale Sztuk Plastycznych w Krakowie.
Twórca stale współpracuje z krakowską oficyną wydawniczą „ Miniatura” , dla której wykonuje ilustracje tomików współczesnych poetów polskich.
Grafiki Szilera były wystawiane między innymi w galeriach bieszczadzkich ( Lesku, Czarnej, Przysłupiu ), w Kazimierzu Dolnym, Przeworsku, Rzeszowie i Kolbuszowej.
Obecnie oglądać je można w galeriach Krakowa ( a niebawem Włocławka :), w kolbuszowskiej „Galicji” (i jej filii w skansenie), oraz na wielu stronach internetowych.



Jutro cześć z tych prac można będzie zakupić...





piątek, 12 października 2012

Mania prowincjonalnej wielkości.

Burmistrz Zuba ochrzcił już wszystkie ulice,ronda, a nawet mosty.Nie ma co już nazywać, więc przyszła kolej na tablice pamiątkowe, które będą  wmurowane na budynkach  środku każdej ulicy.W niedziele na ulicy Mickiewicza będzie odsłaniał  tablicę ku czci Mickiewicza.Za miesiąc przyjdzie pewnie  kolej na ulicę 22 lipca.
Gratulacje za pomysłowość.




czwartek, 11 października 2012

Wolny kraj...

W ciągu ostatnich miesięcy głośno było o sprawach dotyczących zniesławienia lub pomówienia w internecie, w których interweniowały sądy i prokuratury. Jednak walka z administratorami forów jest trudna - zdarza się, że nawet jeśli prokurator wyda postanowienie o nakazie udostępnienia danych osobowych, to administratorzy skarżą takie postanowienie do sądu. Ostatnio Sąd Rejonowy w Gorlicach uznał na przykład, że zwroty „łysy ch…”, „kpiarz”, „du..a”, „łysa pała” zamieszczone na forum internetowym prezentują znikomą szkodliwość społeczną.



Tylko w tym roku nagłośniono kilkanaście spraw o zniesławienia lub pomówienia, w których interweniowały - lub nie - sądy i prokuratury. W wybranych sprawach podjęto działanie, w innych odmówiono ustalenia sprawców, raz pomówienia doprowadziły firmę do bankructwa, innym razem „tylko” wywołały poważny kryzys wizerunkowy. W opinii ekspertów próżno szukać w Polsce spójności prokuratorskich działań w kwestii naruszania czci, szczególnie w internecie.
Zniesławienia i pomówienia to już codzienność w pracy kancelarii adwokackich specjalizujących się w ochronie dobrego imienia, zarówno osób prywatnych, jak i firm. Coraz częściej o nowych sprawach lub wyrokach informują media, ale tylko wtedy, gdy w sporze uczestniczy osoba publiczna lub znana marka. Jednocześnie można odnieść wrażenie, że to stopień zainteresowania mediów lub pozycja społeczna pokrzywdzonego motywuje odpowiednie organy do podjęcia działania.



Przykładem takiej dowolności jest wciąż tocząca się sprawa starosty z Limanowej, który jako funkcjonariusz publiczny, wielokrotnie pomawiany i obrażany w internecie, zgłosił do prokuratury całą serię spraw z art. 212 i 216 kk . Śledczy skierowali sprawy do sądu. W jednej z nich sąd nakazał samodzielne ustalenie adresów IP komputerów i nazwisk autorów anonimowych wpisów.

Choć, jak powszechnie wiadomo, a co potwierdza niedawne orzeczenie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (sygn. akt II SA/Wa 2821/11), wyłącznie organy państwowe, tj. policja, prokuratura i sąd mogą żądać udostępnienia danych internautów od operatorów czy właścicieli serwisów. Sprawa zawędrowała więc do Prokuratora Generalnego. Odpowiedź Prokuratora była jednak taka, że każda sprawa jest rozpoznawana indywidualnie stąd niemożliwym jest wskazanie określonych wytycznych.Tymczasem w innej sprawie, pomawiania w internecie ministra Radosława Sikorskiego, także funkcjonariusza publicznego, Warszawska Prokuratura Okręgowa nie dostrzegła co prawda „interesu społecznego” i umorzyła śledztwo, wcześniej jednak ustaliła dane sprawców i przekazała je pokrzywdzonemu.




Minister sprawiedliwości nie zgadza się na wykreślenie paragrafu 212 k.k., czego domagają się wydawcy prasy, dziennikarze i Helsińska Fundacja Praw Człowieka.


W zamian proponuje złagodzenie przepisów i likwidację możliwej dziś kary więzienia. Grzywną lub ograniczeniem wolności karane byłoby tylko świadome podawanie nieprawdziwych faktów, a nie głoszenie opinii.

Zdaniem Izby Wydawców Prasy to za małe ustępstwa.

W ciągu dwóch tygodni Izba odniesie się do propozycji ministra. Negocjacje to efekt akcji „Wykreśl 212 k.k.”, której inicjatorem były Stowarzyszenie Gazet Lokalnych, Stowarzyszenie Wolnego Słowa oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

Chcą zniesienia art. 212 – 215 kodeksu karnego, który jest nadużywany przez osoby, które szukają odwetu na dziennikarzach poruszających niewygodne dla nich tematy.

Zniesienie przepisu karnego nie zamyka drogi do dochodzenia swoich praw, można to czynić na drodze cywilnej.



W praktyce, ktoś z większą siłą przebicia ,może wsadzić do więzienia  anonima ,który napisał w komentarzach o znanej kolbuszowskiej osobistości ; łysy gruby wieprz.

Wójt Fila konsultuje.

W Nowinach24 można przeczytać;

Komisja w sprawie podsłuchu zebrała się dwukrotnie. - Nie wypracowała żadnych poważnych wniosków, wójt nie chciał pokazać nawet kopii faktury zakupu urządzenia podsłuchowego - relacjonuje Karol Ozga, członek komisji rewizyjnej.

- Zapewniał tylko, że to nie było urządzenie podsłuchowe, a ten zakup konsultował z Regionalną Komisją Obrachunkową. Ciekaw jestem, czy jego oświadczenie znajdzie się w protokole z posiedzenia komisji, bo z doświadczenia wiem, że protokoły są cenzurowane.



Jak usłyszeliśmy w Regionalnej Izbie Obrachunkowej, ta nie zajmuje się celowością i rzetelnością wystawianych faktur. To mogą weryfikować jedynie organa ścigania o ile ktoś o lewej fakturze na pluskwę im doniesie.

więcej...

Co więc i z kim konsultował wójt Fila?

środa, 10 października 2012

Chrześcijańskie wartości w biznesie.

Łzy stanęły mi w oczach ,gdy czytałem w Korso relację z sesji Rady Gminy w Dzikowcu.Są jednak jeszcze ludzie, którzy chrześcijańskie wartości pielęgnują nie tylko wżyciu prywatnem, ale też w biznesie.

Firma,która inicjuje to zadanie, to firma rodzima z Gdyni, gdzie jedni to byli parafianie Dzikowca, inni to dzieci lub wnukowie parafian Dzikowca. Obrażanie tych ludzi nie mieści się w ramach chrześcijańskiego poszanowania – piszą wspólnicy.
- Jeżeli Gazeta ta zwana Korsem Kolbuszowskim, a także niektórzy ludzie o czym wiemy, znamy ich nazwiska rozpowszechniać będą w dalszym ciągu publicznie kłamstwa i oszczerstwa pod naszym adresem,
zmuszeni będziemy zlecić adwokatom przygotowanie stosownych pozwów sądowych przeciwko nim.

Coś mnie zastanowiło.Planowana jest inwestycja, na kilkadziesiąt milionów złotych i inwestorzy nie chcą się poznać z radnymi, mieszkańcami?To chyba niezbyt elegancko wysyłać list do rady odczytany przez umyślnego? Dlaczego, w tak kluczowym momencie dla ich pomysłów, nie pojawili się na sesji?Trochę to dziwne i jednak chyba...nie po chrześcijańsku?
Dlaczego też firma Bioenergia, nie skorzystała z prawa prasowego i nie zażądała po prostu zamieszczenia sprostowania (domniemanych) nieprawdziwych informacji w Korso?Odczytanie tego listu na sesji, można było odebrać, jako próbę zastraszenia niezadowolonych z tej inwestycji.Czy oto chodziło?

Dlaczego zamiast straszyć sądem, Bioenergia nie przedstawi mieszkańcom co ma zamiar zbudować,jak to ma działać i jakie korzyści ma przynieść lokalnej społeczności?Dlaczego nie zorganizuje wycieczki dla mieszkańców po tego typu  instalacjach?Dlaczego nie zaproponuje pomocy finansowej, dla lokalnych projektów użyteczności publicznej?
Moim zdaniem to podstawy od których się powinno zaczynać tego typu inwestycje.

"Kto skąpo sieje, skąpo też żąć będzie..." (II List do Koryntian 9,6).

wtorek, 9 października 2012

Moje serce zasnęło w Karpatach....



Pan Jarosław Mazur to człowiek renesansu.Muzyk,etnograf,historyk,pedagog...a także artysta fotografik.
Te zdjęcia wiele mówią o nim jako o człowieku.Warto się wybrać do Gorlic, aby na własne oczy zobaczyć
tego Pana duszę.
A może,tak  po prostu,zorganizujemy taką wystawę w Kolbuszowej?





Burmistrz Zuba na śniadanie.



Dzięki dzieciom z przedszkola (co za szczęście) nr 3, wiemy co burmistrz Zuba czyta na śniadanie.
Supernowości! 
Egzemplarze z całego tygodnia, na biurku pod ręką (pewnie dla utrwalenia).

Wójt Fila tworzy ...

Na moim ulubionym portalu informacyjnym Kolbuszowa24 można poczytać sobie o kolejnych wersjach wydarzeń w Raniżowskim urzędzie gminy.


Jestem w posiadaniu pewnych informacji o tym, kto tak naprawdę za tym stoi i czemu to ma służyć. Chciałbym widzieć miny niektórych jak to się wyjaśni – tak sprawę tzw. afery podsłuchowej przedstawiał członkom Komisji Rewizyjnej wójt Daniel Fila. - W styczniu zostało zakupione urządzenie, które nie miało funkcji nagrywania, ani przetwarzania danych. Nie uważam, żebym zrobił coś złego – dodał.

W dalszym ciągu nie wyjaśnił jednak, co i po co kupił i zainstalował na szafie.Przedmiotem dochodzenia kolbuszowskiej prokuratury, nie jest kto ujawnił, tylko po co wójt zrobił to co zrobił.
Po co więc pan to zrobił panie Flia?Z nudów?


poniedziałek, 8 października 2012

Redaktor Marlena atakuje...

...nie, nie, nie Magla ;) tylko Facebooka. Konkurencja ze strony mediów obywatelskich robi jak widać swoje.



Gratulacje dla pani redaktor naczelnej Marleny Bogdan!

Ciekawostka dnia....


Granice wójta Klechy.

Na moim ulubionym portalu informacyjnym Kolbuszowa24 , można przeczytać pełną pasji relację redaktorów z lektury  Kolbuszowskiego Korso.


-Co w tym złego, że ja wynająłem, czy żona wynajęła? Normalna rzecz. Musi pan odróżniać służbę publiczną od życia prywatnego – mówił do Janusza Radwańskiego, dziennikarza tygodnika. 
– To poniżej jakiegokolwiek poziomu. Ośmieszanie mojej żony i mojej rodziny to widocznie pana domena – grzmiał wójt, personalnie atakując autora publikacji o "Bioenergii".

Normalne, to może i  jest w Dzikowcu,ale w takiej Kolbuszowej chyba już nie.
Wyobraźmy sobie, co stało by się,gdyby burmistrz Zuba wynajął pokój stołowy, firmie chcącej budować tutaj farmę wiatrową,a jego małżonka została jej  pełnomocnikiem ?A może tak premier Tusk wynajmie jakiejś firmie starającej się o koncesje pół mieszkania?Przecież  wg wójta z Dzikowca to  normalne.







Specjalna strefa ekonomiczna śmierdzi.

Na inwestorów czeka ośmiohektarowym teren ziemi. Wszystkie działki są uzbrojone. Powstały drogi wewnętrzne, oświetlenie i blisko 80 miejsc parkingowych. Strefa zlokalizowana jest na obrzeżach Kolbuszowej na działkach należących do miasta i starostwa, przy drodze wojewódzkiej relacji Leżajsk - Mielec przecinającej się z krajową ,,dziewiątką" Radom - Barwinek. Tereny inwestycyjne w znacznej części przygotowano za unijne dotacje. Inwestowaniem w podstrefie zainteresowanych jest kilka przedsiębiorstw. Są to firmy z kraju, jaki i regionalni przedsiębiorcy. Przed oficjalnym otwarciem żadnej umowy nie można było podpisać. Otwarcie podstrefy w Kolbuszowej daje regionowi możliwości ożywienia gospodarczego i nowych miejsc pracy.

Czy planowana w  chlewnia na 2000 sztuk + biogazownia ma być dodatkową atrakcją przyciągającą inwestorów?


niedziela, 7 października 2012

Naucz babcię,dziadka interentu


PCRS to oddolna inicjatywa, która ma na celu wspieranie działań na rzecz podnoszenia kompetencji cyfrowych dorosłych Polaków z pokolenia 50+ w ich lokalnych środowiskach, realizowana przez Stowarzyszenie „Miasta w Internecie” i Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji
10 spośród 13 milionów Polaków z generacji 50+ nie korzysta z Internetu!
Latarnicy mogą to zmienić!
Na rzecz włączenia dorosłych w cyfrowy świat, działają lokalni animatorzy działań na rzecz edukacji cyfrowej pokolenia 50+ tzw. Latarnicy Polski Cyfrowej




Lemurowe urodziny




Już 20 października spotykamy się na bibie z okazji siódmych urodzin Le Moora!
Pamiętacie ubiegłoroczną imprezę? Postaramy się o to, by tym razem było jeszcze lepiej.

Na urodziny zaprasza się przyjaciół, więc zgodnie z tą święcką tradycją i my zaprosiliśmy na swoje urodziny zgraję koleżanek i kolegów w następujących formacjach:
MIEJSKI DOM KULTURY W KOLBUSZOWEJ. GODZINA 18:00
...
IRON HEAD - młoda, kolbuszowska załoga, dla miłośników cięższych brzmień,
MOODY SELF - kolejny kolbuszowski skład pod dowództwem Mateusza Barnata, z Hubercikiem, Pusskiem i ślicznie śpiewającą (i w ogóle śliczną!) Agusią
CHAMY Z BRAMY - rzeszowski skład naszego Ukasza, skarokendrolowo!
CREMASTER - rzeszowsko-krakowski skład, który mieliście okazję poznać już na Spinaczu, gwarantowane emocje!

Do tego super przystojny ksiądz prowadzący i mnóstwo atrakcji. Bawimy się do białego rana. Le Moor ma 7 lat..

Bilety: 10 zł w przedsprzedaży, 15 zł w dniu koncertu.

Przedsprzedaż:
Technoterm, ul. Obrońców Pokoju 16, Kolbuszowa
GRIN SHOP, Plac Wolności (Rynek), Kolbuszowa

CZAS PÓJŚĆ DO PIERWSZEJ KLASY  : )


sobota, 6 października 2012

Późne, wrześniowe popołudnie 1946 roku.

Korso Kolbuszowskie  systematycznie podnosi swój poziom.Wygląda na to że konkurencja ze strony mediów obywatelskich  (chłe ,chłe ) wychodzi temu tygodnikowi na dobre.
Redaktor Radwański, wziął tym razem na warsztat, domniemany pogrom kolbuszowski z 1946 roku.

Ludzie i Żydzi

Bij Żyda! Zabij Żyda!” – te okrzyki dwa lata po wyparciu Niemców z Kolbuszowej znów zabrzmiały na kolbuszowskim rynku. Czy można mówić o pogromie?

W wielu miejscach można znaleźć wzmiankę o tym, że 24 września 1946 roku w Kolbuszowej doszło do pogromu żydowskiego. Co się wtedy stało? Postanowiliśmy to sprawdzić. Poza wzmianką o pogromie i dacie 24 września 1946 roku nic więcej o wydarzeniu w internecie i publikacjach prasowych i książkowych nie ma. Czy mogło wtedy dojść do pogromu?
(...)
Bij Żyda!
Jest późne, wrześniowe popołudnie. Izaak Brott, 37-letni rzeźnik z Kolbuszowej siedzi przed domem na rynku, na schodach sklepu, rozmawia ze swoim młodszym bratem, Nissanem, którego jednak wszyscy nazywają Froimem, z zawodu kupcem. Razem z nimi jest Izak Sztub, kolbuszowski szklarz Majer Sztub, urodzony w Żabnie koło Krakowa kupiec. Tuż obok na słupku na trawniku przysiadł Władysław Władysław Staniszewski z Sędziszowa. Codziennie bywa w Kolbuszowej, więc pewnie przysiadł porozmawiać ze znajomymi.
W pewnym momencie z pobliskiej, szumnie później nazywanej w dokumentach sądowych restauracją knajpy „Partyzant” wychodzi trzech pracowników kolbuszowskiego Urzędu Bezpieczeństwa. Andrzej Urban, Władysław Ożóg i Jan Tęcza. Wszyscy mają już trochę w czubie. Kiedy Tęcza będzie zeznawał przed sądem, wielu rzeczy nie będzie mógł sobie przypomnieć. Urbanowi coś nie podoba się w Staniszewskim. Czy to, że siedzi z Żydami, czy też w pijanym widzie bierze go za Żyda (Izak Sztub powie później śledczemu, że krzyczał do Staniszewskiego „ty Żyd!”) – trudno powiedzieć. Podchodzi do mężczyzny i krzycząc „Bij Żyda”, uderza go w głowę. – Jak ja cię uderzę, to cię rodzona matka nie pozna – ostrzega Staniszewski. Tęcza widząc, że zanosi się na awanturę, wciąga kolegów do knajpy. Tam rozrabiają dalej – tłuką szklankę, szarpią listonosza.
Zabij Żyda
Tymczasem na motocyklu nadjeżdżają z Kolbuszowej Górnej Stanisław Piotrowski i Władysław Wilk. Podbiega do nich Izaak Brott i Majer Sztub. Proszą, żeby zrobili porządek z pijanymi kolegami, którzy zaczepiają Żydów. „Naser mater z Żydami” – odpowiada Piotrowski i odjeżdża. Zezna później, że chciał kupić żarówkę do motocykla. Zezna też, że skargi Brotta wcale nie zlekceważył, tylko kazał mu zadzwonić do Franciszka Sołtysa, szefa kolbuszowskiej UB. Froim Brott rzeczywiście zadzwonił na milicję z siedziby komitetu Żydowskiego, ale z zeznań świadków nie wynika, by mundurowi jakoś zareagowali.

W tej sytuacji Izak Brott postanawia załatwić sprawę sam. Może dlatego, że jeszcze przed wojną służył w Kołomyi w huculskim pułku piechoty, może dlatego, że z grupy siedzącej przed jego domem jest najstarszy. Kiedy pijani awanturnicy wychodzą z „Partyzanta”, podchodzi do nich i zwraca im uwagę. Pyta, czemu się awanturują. Andrzej Urban i Władysław Ożóg z okrzykiem „Bij Żyda, zabij Żyda” rzucają się na niego i zaczynają bić po twarzy. Izak Brott chowa się w knajpie. Urban nie goni go, zamiast tego wyjmuje służbowy pistolet i zaczyna strzelać do stojącego nieopodal Froima. Strzela, żeby zabić, pociąga za cyngiel kilka razy. Na szczęście jest zbyt pijany, żeby trafić i Froim ucieka. Słysząc strzały, Piotrowski i Wilk wracają. Widzą zbiegowisko – przed domem Brotta i knajpą zebrało się już sporo gapiów. Wilk próbuje uspokoić Urbana i Ożoga, w końcu udaje mu się zaciągnąć ich na posterunek (obecnie znajduje się tam przedszkole). O wszystkim dowiaduje się Franciszek Sołtys, szef kolbuszowskiego UB. Informuje o wszystkim Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa w Rzeszowie. Wygląda na to, że wszystko rozejdzie się po kościach, ale następnego dnia z Rzeszowa przychodzi rozkaz: aresztować Urbana i Ożoga.
Zarzuty
Na obu mężczyznach ciążą ciężkie zarzuty. Mają odpowiadać za próbę wywołania antysemickich rozruchów, próbę zabójstwa i nieuprawnione użycie broni. Koledzy z UB rewidują ich i zamykają do cel. Jeden z osadzonych chce jednak zadzwonić na milicję do Staniszewskiego, by ta powiadomiła rodzinę, że ich krewniak siedzi i że trzeba zabrać jego rzeczy z UB w Kolbuszowej. Ożóg i Urban idą na wartownię zadzwonić i już, oczywiście nie wracają. Zostaje wysłany za nimi list gończy. Przed sądem stanie też dwóch funkcjonariuszy, którzy mieli służbę w czasie ich ucieczki – Stanisław Piotrowski (szef skarży się na niego, że nic nie robi, żeby rozbić antykomunistyczny oddział „Lisa”, podejrzewa, że jest w zmowie z partyzantami, jak się po latach okaże, niesłusznie) i Józef Sondej (dobry pracownik, ale za często chodzi do domu rodzinnego, jak twierdzi Sołtys; to chodzenie opłaci mu się zresztą, bo kiedy zostanie skazany na rok więzienia za niedopełnienie obowiązków służbowych, chora, 65-letnia i zostawiona bez pomocy w gospodarce matka wstawi się za nim, co razem z podobną prośbą kolegów z oddziału partyzanckiej Armii Ludowej wyciągnie go zza krat). To z akt ich sprawy poznamy przebieg wydarzeń z 24 września. Piotrowski będzie też odpowiadał przed sądem za to, że nie zareagował, gdy usłyszał, że jego podwładni biją ludzi, a gdy po usiłowaniu zabójstwa Fromm Brotta Wilk usiłował zatrzymać niedoszłych morderców, Piotrowski stał razem z gapiami i przyglądał się. W akcie oskarżenia Piotrowskiego trafiamy na kuriozalne zdanie, które wiele mówi o stosunku instytucji państwowych i części ówczesnej społeczności do Żydów: „Funkcjonariusze (…) zauważyli przed restauracją Partyzant dużo ludzi i kilku żydów” (pisownia oryginalna).
Pogrom czy „pogrom”?
Niewątpliwie, wydarzenia, jakie rozegrały się na kolbuszowskim rynku 24 września mogły skończyć się tragicznie i miały podłoże antysemickie. Nie były jednak masowe – sprawców było dwóch, dwóch mężczyzn, z czego jeden był narodowości polskiej zostało pobitych, jeden otarł się o śmierć od kuli, ale tłum, który zebrał się pod restauracją „Partyzant” pozostał obojętny, nikt poza Froimem, który zadzwonił na milicję z Komitetu Żydowskiego, nie wzywał pomocy, nikt też nie posłuchał nawoływań Ożoga i Urbana, żeby bić Żydów. Jeśli wczytamy się w dokumenty tej sprawy, zobaczymy obraz powojennego chaosu i niewątpliwej pobłażliwości, z jaką kolbuszowskie UB potraktowało antysemickie wybryki swoich podwładnych. Przede wszystkim jednak zobaczymy obraz zwykłej ludzkiej społeczności, w której ludzie siadają po pracy przed domami, żeby porozmawiać ze sobą, w której są jednostki pozbawione uprzedzeń, jest większość, która jest obojętna i są jednostki, których złe czyny kształtują opinię całej zbiorowości.
Janusz Radwański 

Kawał dobrej dziennikarskie roboty.
Nie zgadzam się jednak z opinią autora dotyczącą pogromów w 1946 roku.

W najgłośniejszym i najtragiczniejszym, pogromie kieleckim zginęło ponad czterdzieści osób. Żydów mordowano pałkami i kamieniami, zabijali zwykli mieszkańcy miasta.


Opinie historyków na ten temat są różne .Na pewno jednak ,nic nie mogło się wtedy dziać w kraju  bez wiedzy i aprobaty stacjonującej w Polsce Armii Czerwonej,oraz UB gdzie było wielu przedstawicieli narodowości żydowskiej."Pogromy" wygodne był dla komunistów ,którzy w ten sposób próbowali zniechęcić światową opinie publiczną ,do interesowania się tym co dzieje się w Polsce.
W Kielcach (wg mojej opinii) nie było "pogromu" tylko precyzyjnie zaplanowana i przeprowadzona prowokacja.
Więcej chociażby >> tutaj<<

Nie ma już takich miasteczek-Ryszard Sziler




Dlaczego kocham Kolbuszowę?



Adam Jan Skowroński z Kolbuszowej,pniok z pnioka się zastanawia...

Oto jest pytanie? Wprawdzie proste, ale to tylko pozory, bo prostota nie ma nic wspólnego z prymitywizmem.

...

Ustalmy zasady odpowiedzi na postawione pytanie, takiej indywidualnej gry o Kolbuszowę! Ja wyobrażam sobie to tak. Stoi przed nami apteczna waga, na jednej szali napis „ZŁO” na drugiej „DOBRO”, a my na te szalki wrzucamy nasze wspomnienia i te dobre i złe. Jeżeli ktoś skrupulatny niech popatrzy, co przeważa, najlepiej jakby przeważało dobro, ale nie koniecznie. Teraz chcąc odpowiedzieć na postawione wcześniej pytanie (pytania) musimy zarzucić zasłoną niepamięci na szalkę „ZŁO” – nota bene, warto by zadbać, aby nic na niej nie było! Wiem, że to trudne. ZŁO się dłużej i lepiej pamięta, to boli! Ale ja chciałbym teraz uzyskać tylko pozytywne odpowiedzi, a tylko sadystów może bawić zło, niestety też się trafiają. Koncentrujemy się jednak tylko na dobrych wspomnieniach i napiszmy na mojej stronie jedno zdanie: Kocham Kolbuszowę, bo………………





piątek, 5 października 2012

Kolbuszowa dziczeje....


KOLBUSZOWA. Do niecodziennego zdarzenia doszło wczorajszego (4 bm.) ranka na ul. Jana Pawła II w Kolbuszowej.
Ok. godz. 7 ktoś zadzwonił na policję z informacją, że po ulicy biega… dzik. We wskazane miejsce udały się połączone siły policji i strażaków.
Po półgodzinnych próbach udało się złapać sprawcę całego zamieszania. Jak się okazało, był to młody, wystraszony dzik ze zranioną łapą. Mundurowi zaopiekowali się zwierzakiem, a następnie przekazali pod fachową opiekę pracownika nadleśnictwa.


Wojna Zuby z Kardysiem?

Tydzień temu miało miejsce otwarcie nowej podstrefy ekonomicznej-części specjalnej strefy w Mielcu.
Na inwestorów czeka tam 8 hektarów ziemi - wszystkie działki są uzbrojone i mają drogi dojazdowe. Przygotowanie terenów inwestycyjnych kosztowało 3,5 miliona złotych. Dla Kolbuszowej to szansa na ożywienie gospodarcze i nowe miejsca pracy.


Pięknie,tylko... dlaczego wokół tego arcyważnego wydarzenia trwa dziwna zmowa milczenia? Miejski portal o tym nie wspomina i królują tam zimnioki i szacowni seniorzy.
Nawet burmistrz, zapomniał na sesji zaprosić na otwarcie radnych i miejscowe media.A wiem że redaktor  jednej z lokalnych gazet, wyglancował specjalnie  na tą okazję  gumofilce (podobno tam dużo miejscowego błotka) i...cisza.Co się dzieje?
To że tą imprezę zbojkotował starosta Kardyś (odsyłając zaproszenie) ,można zrozumieć.Powinien być nie gościem a współorganizatorem.Dlaczego jednak nie zaproszono radnych,i miejscowe media?Dlaczego się o tym milczy?

Bajki wujka Klechy




Spokojnie, ta biogazownia jest dopiero na etapie planów inwestora, które nie wiadomo, czy się ziszczą – studzi emocje wójt Krzysztof Klecha. – To są zamierzenia, które być może staną się faktem, lub nie.- Realizacja tej inwestycji zależy od tak wielu czynników, że dzisiaj jest to mrzonka, takie wirtualne przedsięwzięcie, a nie w realnej rzeczywistości – zaznacza wójt.
więcej w Super Nowościach 24.09.2012 

Na sesji rady miejskiej jednak zagaił ;


- Skończmy tę dyskusję –zgodził się wójt Krzysztof Klecha. - Przykład najlepiej zadziała. Być może uda się
wybudować biogazownię –stwierdził, wskazując, że firma projektowa z Zamościa już projektuje obiekt.
(za KORSO KOLBUSZOWSKIE  3 październik 2012  )

Czyli wg wójta  firma z Zamościa projektuje... mrzonki , takie wirtualne przedsięwzięcie?
Po jaką więc cholerę, gmina utopiła swoja nieruchomość w  nie w realnej rzeczywistości ?









czwartek, 4 października 2012

Gdzie jest wójt Klecha?

Zachęcony doniesieniami prasowymi postanowiłem wybudować biogazownię. Zebrałem nawet na ten cel podobna sumę jak właściciel spółki "MHB POLSKA".
Niestety zniknął gdzieś wójt Dzikowca który uchyla nieba inwestorom.Podobno jest na urlopie-jak powiedział mi równie zawiedziony rolnik (z widłami) który stał przed urzędem gminy.Szkoda.Ktokolwiek wie gdzie jest ten pan proszę o namiary.



Burmistrz Zuba (jeszcze) w przedszkolu?

Konflikt w przedszkolu trwa już prawie dwa lata,a burmistrz nie potrafi go rozwiązać.Zadziwiające biorąc pod uwagę kreatywność i szybkość w załatwianiu dowolnych pozwoleń dla wszelkiej maści inwestorów.
Furda storczyki,tereny zalewowe ,las ,nietoperze,czy jakisik zabytkowa fosa -wszystko da się załatwić.Skąd więc ta dziwna niemoc w przedszkolu?
Przewodniczący Opaliński też nie wiedział (?) i się na sesji zapytał...






Konfliktu wg dyrekotorki już nie ma, a na portalu informacyjnym Kolbuszowa24 pod artykułem na temat przedszkla pojawiły się takie komentarze;

[03.10.2012 r.] - Była pracownica przedsz skomentował(a):

Śledzę wszystkie nowinki jakie ukazują się na temat „szanownej Pani Chmielowiec”. Chętnie sama powiedziałabym co nieco na jej temat. Dużo tego! Drażni mnie, że wszyscy piszą „te pięć nauczycielek”. Może ktoś wreszcie wyjaśni niewtajemniczonym, że „te pięć nauczycielek” to prawie cała kadra w tym przedszkolu, pozostałe trzy to córka dyrektorki, jej przyjaciółka i krewna dyrektorki. Trudno się dziwić, że nie mają nic do zarzucenia SWOJEJ DYREKTORCE.
[03.10.2012 r.] - Czytelniczka skomentował(a):

Szczerze współczuję tym nauczycielkom. Słyszałam, że ta pani chciała uhonorować swoja córkę nagrodą już na początku jej pracy. Całe miasto o tym mówiło. Teraz sprawa przycichła. A tak swoją drogą może to ktoś sprawdzi. Nie chce mi się wierzyć, że aż tak można łamać przepisy.
[02.10.2012 r.] - rodzic skomentował(a):


Panie Burmistrzu, już nawet dzieci, które wysyłamy do tego przedszkola mówią, że nie chcą takiej Pani Dyrektor. Podobno krzyczy, szarpie i zieje ogniem. Na co Pan czeka? Czy ofiarami całej tej sytuacji mają być też dzieci?
[02.10.2012 r.] - mieszkaniec skomentował(a):


Pan Burmistrz bardzo teraz ubolewa, a co robił do tej pory w tej sprawie. Ano nic! Pisma dochodziły do Niego, ale nie podejmował żadnych prób rozwiązania tego konfliktu. A po co mu taki rozgłos. Najlepiej niech wszyscy cicho siedzą, czy cierpią, czy płaczą to nie jego sprawa. Byle się nie wydało! I tak jak napisano w super nowościach pisma, które otrzymywał od nauczycielek pokrywał kurz i to dosyć gruby kurz. Chwała Panu Opalińskiemu, że odważył się i stanął w obronie nauczycielek. Te wszystkie pisma powinny ujrzeć światło dzienne! W nich wszystko jest. Jak nauczycielki są upokarzane. Kto jest faworyzowany. Komu się daje dodatki motywacyjne. Kto zbiera nagrody. Jak została przyjęta córka Pani Dyrektor. Gdzie wcześniej pracowała. Kto musiał jej ustąpić, a właściwie został wygnany, ażeby córka dostała pracę. A skargi rodziców na nieodpowiednie zachowanie dyrektorki i jej spółki. To wszystko jest w dokum

[02.10.2012 r.] - zenit skomentował(a):


Są twarde dowody na fakt wynoszenia przez dyrektor Chmielowiec jedzenia z przedszkola. A tyle było szumu wokół kateringu w przedszkolach. Widać za przyzwoleniem burmistrza podatnicy gminy są zmuszani karmić rodzinę pani dyrektor, naprawdę przykre...

[01.10.2012 r.] - Wielbiciel skomentował(a):


Panie Redaktorze jeśli interesuje się Pan tą sprawą to powinien Pan wiedzieć, że burmistrz był bardzo blisko rozwiązania konfliktu w Przedszkolu nr 1. W maju zaproponował "dyrektorowanie" w tej placówce dyrektorce przedszkola z Weryni. ( Co potwierdzą radni z Weryni i nie tylko. Proszę odsłuchać nagranie Sesji Rady Miejskiej z kwietnia, gdzie radny Wilk pyta burmistrza cyt. "... bo w tej kwestii jakieś tam składane obietnice mam." ) Ale przyjechał z Kupna do burmistrza "pan w sukience", obrońca i nie tylko&#8230;? Pani Chmielowiec i trzeba było dyrektorkę zostawić w spokoju. Oddajmy więc burmistrzowi sprawiedliwość CHCIAŁ ALE NIE MÓGŁ.

[01.10.2012 r.] - Rodzic skomentował(a):


Przedszkolanki żalą się, że "szefowa je ośmiesza". Mają rację. Kiedy odbierałam dziecko z przedszkola naszłam na takie krzyki. Nie wiem tylko kto czuł się gorzej, panie przedszkolanki czy ja? Uwierzcie nie było mi do śmiechu. Rodzic.

[01.10.2012 r.] - Znak skomentował(a):


Pan Zuba powołał córkę Pani Dyrektor na Dyrektorkę przedszkola w Widełce. Widać Pan Burmistrz ma wielką słabość i wręcz traci trzeźwość myślenia przy Pani Chmielowiec. Może to te ćwieki, a może ta krótka spódniczka, w których lubuje się Pani Dyrektor!

[01.10.2012 r.] - inspektor Gaget skomentował(a):


Burmistrz Zuba akceptuje wszystko co Pani Dyrektor zrobi. Nie przekonują go nawet dowody na piśmie. Niestety organ prowadzący w Kolbuszowej nie ma nic do tego jakich zatrudnia dyrektor pracowników, nie sprawdza w żadnym zakresie ich kompetencji. Na rynku - nie ma pracy dla nauczycieli już od lat - a w Kolbuszowej wpływowa nauczycielka ma więcej niż jeden etat i przejeżdża z placówki na placówkę - nie wspominając już o godzinach nadliczbowych. Dyrektor szkoły w gminie Kolbuszowa to przysłowiowa "święta krowa"!

[30.09.2012 r.] - Obserwator. skomentował(a):


Czytałam ostatnio komentarze w „Maglu Kolbuszowskim”, uważam, że bardzo trafione jest określenie burmistrza „Panem nic nie mogę”. Być burmistrzem i „nic nie móc” to bardzo przykre. Gdybym ja był burmistrzem to robiłbym wszystko żeby choć „trochę móc”. No chyba, że Pan burmistrz może ale nie chce. Tylko pytanie dlaczego? Obserwator.
[30.09.2012 r.] - Nauczycielka z Kolbuszowe skomentował(a):

Pan Burmistrz mówi, że nie może zwolnic dyrektorki. Być może i tak, ale są też inne sposoby. Ja chętnie podpowiem, skoro Pan Burmistrz taki nieporadny. 1. Funkcję dyrektora przedszkola może przecież pełnić inna nauczycielka, a Pani Chmielowiec jak chce to niech dalej pracuje ale na stanowisku nauczyciela. 2. Wysłać dyrektorkę na emeryturę, bo podobno ma już uprawnienia emerytalne. Bardzo proste i bezbolesne a przy okazji problem z głowy. Nauczycielka z Kolbuszowej


Naprawdę nie dało się tego konfliktu rozwiązać na samym początku?Wygląda na to, że za niefrasobliwość burmistrza zapłaci teraz  więcej ludzi.Przykre, że muszą cierpieć na tym też  nasze dzieci.Zapowiada  się więc na trochę większą ,wykraczającą poza lokalne ramy aferę .Dziennikarze już przebierają nerwowo nóżkami.
Może więc mediacja dziekana, proboszcza: Ks. mgr Kazimierza Osaka bytu pomogła?Zegar tyka...

środa, 3 października 2012

Radny Karkut-pomysł na oświatę.

Na sesji rady miejskiej  przewodniczący Wilk zdradził jaki ma pomysł na uzdrowienie kulejącej  w naszej gminie oświaty.







Pozostaje mi tylko dołączyć się do tych życzeń i... trzymam kciuki. :)



Sposób na bezrobocie

Ludzie narzekają na bezrobocie,na brak jakiejkolwiek pracy,że trzeba klepać bidę albo... stąd wyjechać.
Są jednak piękne przykłady że można inaczej (jeśli tylko się chce).
Przecież każda bezrobotna wiejska kobicina zamiast z nudów dłubać w nosie może , no nie wiem...na przykład wynająć dom dla jakiejś bezdomnej spółki ,a nawet zostać jej pełnomocnikiem.
Proszę bardzo... pierwszy lepszy przykład z sąsiedniej gminy.

Renata Klecha została upoważniona do „zawiązana w imieniu mocodawców spółki z ograniczoną odpowiedzialnością pod firmą Bioenergia Dzikowiec z siedzibą w Dzikowcu, na warunkach i z przedmiotem działania według uznania pełnomocniczki, objęcia udziałów w kapitale zakładowym tej spółki i pokrycia ich wkładem pieniężnym w odpowiedniej kwocie i wkładem niepieniężnym aportem, zwołania pierwszego zgromadzenia wspólników nowej Spółki Bioenergia Dzikowiec sp. z.o.o. z siedzibą w Dzikowcu oraz dokonania wyboru członków Zarządu tej Spółki i Rady Nadzorczej, zarządu majątkiem spółki „w organizacji” oraz spółki już po zarejestrowaniu w rejestrze przedsiębiorców KRS, reprezentowania każdego z mocodawców, w tym do głosowania na zgromadzeniu wspólników”.
więcej...w Korso Kolbuszowskie

A jednak można...
Wiadomo przecież jak wysokie są ceny wynajmu biurowców w Warszawie czy nawet Gdyni.A u nas za ułamek tej sumy można mieć dużo więcej +  świeże powietrze.Ponadto zdrowe jedzenie a nawet miłą (podobno się zdarza) pełnomocniczkę.
Dlatego nadziwić się nie mogę, dlaczego wójt z gminy gdzie mieszka ta przedsiębiorcza kobieta ,zamiast rozpropagować ten (jakże piękny) przykład przedsiębiorczości,unika lokalnych mediów jak ognia.
No... dlaczego?




wtorek, 2 października 2012

Fila uczy się na błędach?


Zamknięcie szkoły w Korczowiskach okazało się błędem.Wójt obiecuje, że żadnej ze szkół zamykać nie będzie. Dodaje, że zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest ich przekształcenie w stowarzyszenia. 

Przekształcenie w stowarzyszenie ma tylko taki sens że... nie obowiązuje już tam karta nauczyciela i można ciąć pensje i "przywileje" do woli.Kto więc będzie uczył nasze dzieci na gorszych warunkach?



Prokuratura, CBA i ABW w Dzikowcu.

Tak sobie czytam ,przeglądam internet i zastanawiam się dlaczego jeszcze tych instytucji w urzędzie gminy w Dzikowcu nie ma?

Spółka która chce budować "solary" w Dzikowcu za 10 milionów złotych ma siedzibę w domu wójta ,a jego żonie właściciele udzielili ; szeregu pełnomocnictw. Zgodnie z dokumentem, Renata Klecha została upoważniona do „zawiązana w imieniu mocodawców spółki z ograniczoną odpowiedzialnością pod firmą Bioenergia Dzikowiec spółka z ograniczoną odpowiedzialnością z siedzibą w Dzikowcu na warunkach i z przedmiotem działania według uznania pełnomocniczki, objęcia udziałów w kapitale zakładowym tej spółki i pokrycia ich wkładem pieniężnym w odpowiedniej kwocie i wkładem niepieniężnym aportem, zwołania pierwszego zgromadzenia wspólników nowej Spółki Bioenergia Dzikowiec sp. z.o.o. z siedzibą w Dzikowcu oraz dokonania wyboru członków Zarządu tej Spółki i Rady Nadzorczej, zarządu majątkiem spółki „w organizacji” oraz spółki już po zarejestrowaniu w rejestrze przedsiębiorców KRS, reprezentowania każdego z mocodawców, w tym do głosowania na zgromadzeniu wspólników”.
(Korso Kolbuszowskie)

To jest moim zdaniem konflikt interesów, którym z urzędu  powinni zainteresować się przedstawiciele prokuratury i organów ścigania.Czy  żona wójta powinna zarządzać majątkiem spółki z udziałem mienia gminnego?



 W sprawie udzielonych Renacie Klesze pełnomocnictw skontaktowaliśmy się z jej mężem, wójtem Krzysztofem Klechą. Na początku wójt zaprzeczył, później jednak przyznał, że pełnomocnictwa zostały udzielone przez udziałowców Renacie Klesze i Katarzynie Jezuit, radcy prawnemu gminy. - Była to suwerenna, niezależna i zgodna z prawem decyzja udziałowców – stwierdził wójt.
Czyli radca prawny UG pani Jezuit ocenia pod względem prawnym dokumenty napisane przez pełnomocnik  firmy Bioenergia Dzikowiec tą samą panią Jezuit i to pewnie przy tym samym biurku. Wójt Klecha zaś dla odmiany, rozpatruje wnioski napisane przez  inna pełnomocniczkę Renatę Klecha -prywatnie  małżonkę .Może to nie jest zakazane przez prawo (wszystkiego nie da się spisać i przewidzieć) ale od strony moralnej ,jest to moim zdaniem   niedopuszczalne.

Wątpliwości jest zresztą więcej.Chociażby na jakiej zasadzie została przekazana własność gminy dla prywatnej spółki której pełnomocnikiem jest żona wójta?Kto namawia do sprzedaży ziemi?Kto ja kupuje ? Kto podpisuje umowy? Kto jest prawdziwym ich właścicielem?

A co miał na myśli wójt mówiąc to...?




poniedziałek, 1 października 2012

Kto nie lubi wójta Klechy?

We wsiach szum... co to będzie co to będzie?Nie lubita Klechy?Nie lubita Fili?
W czym problem?

Do referendum ws. odwołania wójta mogą szykować się mieszkańcy Borowej w powiecie mieleckim. Decyzją komisarza wyborczego głosowanie odbędzie się 28 października. Mieszkańcy gminy mają sporo zastrzeżeń do wójta Władysława Błażejowskiego. Wśród nich m.in nieprawidłowości przy likwidacji szkół i przekazywanie ich stowarzyszeniom, budowa elektrowni wiatrowej. Po uzbieraniu ustawowej liczby podpisów zwrócili się do komisarza o wyznaczenie referendum ws. odwołania Błażejowskiego. Aby głosowanie było ważne musi wziąć w nim udział 60 procent uprawnionych.

Niezadowoleni mieszkańcy nie próżnowali. Zbierali podpisy we wszystkich wsiach za odwołaniem wójta. Potrzebowali poparcia przynajmniej 10 procent wyborców, mających uprawnienia do głosowania. Podpisy uzbierali i 18 sierpnia przekazali do komisarza wyborczego w Tarnobrzegu. Ten sprawdził zgodność pism i wyznaczył termin referendum.

- Mieszkańcy nagromadzili 509 podpisów za zorganizowaniem referendum, czyli o 59 więcej niż tego wymagały przepisy - informuje Mieczysław Wiącek przewodniczący Rady Gminy w Borowej. - Głosowanie zostanie przeprowadzone za miesiąc, 28 października. W tym dniu w każdej wsi, należącej do naszej gminy od godziny 7 do 21 czynny będzie lokal wyborczy, w którym przebywać będzie komisja, czuwająca nad sprawnym przebiegiem referendum - dodaje.

Gminne biznesy....

Powiedzmy na to,że w jakimś podkarpackim zaścianku ,zechce zainwestować duże pieniądze znana  poważna firma.Może to być farma wiatrowa,biogazownia, albo jakaś elektrownia słoneczna.
Poważne koncerny przeznaczają powyżej 10% zysków na ogólnie pojęta promocję i reklamę.Zaproszą więc do jakiejś dobrej rzeszowskiej restauracji na spotkanie biznesowe: burmistrza/wójta,skarbnika,przewodniczącego rady miejskiej/gminy + kilka prominentnych osób z miejscowego samorządu.Zaproponują  układ ; konkretną część zysków będziemy  przeznaczać na
cele społeczności lokalnej.Drogi,szkoły,imprezy,sport itp itd.Załatwicie nam tylko szybko i bezboleśnie wszystkie pozwolenia i nie będziecie przeszkadzać.My będziemy mieli pozostała cześć zysków,mieszkańcy lepsze warunki życia ,a wy będziecie rządzili tutaj do końca świata (albo jeszcze dłużej).
Typowa sytuacja wygrany-wygrany.

W kolbuszowskim powiecie jest niestety inaczej.Przychodzą jacyś dziwni biznesmeni z 5 tys wkładu i chcą budować coś za 10 milionów.,albo ze 100 tys idą  z motyka na inwestycje wartą 300 milionów.
Nie chcą inwestować w  nasze drogi,szkoły,nie spotykają się z mieszkańcami na oficjalnych spotkaniach.Nie wiemy kim są ,nie wiemy jakie mają osiągnięcia (czy w ogóle).Biznesy te maja własnych stron internetowych,nie znamy  twarzy właścicieli,ba często nawet nie wiem że tu są i chcą cokolwiek budować.
Czy tak zachowują się poważni,uczciwi ,profesjonalni inwestorzy?Śmiem wątpić.
Jednak ludzie którzy rządzą w naszym imieniu uważają że jest inaczej.Dlaczego?
Dlaczego sami nie przygotujemy terenów pod  farmę wiatrową,biogazownie,elektrownie słoneczną, i nie zaprosimy poważnych inwestorów do negocjacji?Dlaczego sami tego nie zrobimy? Przecież  5-100 tys złotych wkładu to niewiele,a jakie zyski na horyzoncie.

Dlaczego tak jest ,należy się tylko domyślać,więc się domyślajmy.
Wielki koncern na samym początku zainwestowałby duże pieniądze w lokalną społeczność ,alby przekonać nas do siebie i swojego pomysłu.Ktoś ze  100 tys  wkładu własnego tego nie zrobi-bo z czego?Od samego początku tnie na kosztach własnych (w przyszłości nie będzie lepiej).Pewnie jednak stać go na kilkadziesiąt tysięcy złotych łapówki,kilka procent udziałów,albo propozycję intratnych kontraktów....
Czy oto w tym wszystkim  chodzi?


.