Od kilku tygodni krążyły plotki, że w Korso Kolbuszowskim nastąpi zmiana redaktora naczelnego. Padały różne nazwiska kandydatów, ale za te pieniądze chętnych nie było zbyt wielu. W Galicji postawiłem na redaktora Radwańskiego i wygrałem talon na obiad dla (akurat) czterech osób.

Co ta zmiana oznacza? Trudno wyczuć, z poetą bowiem nigdy nic nie wiadomo. Sprzedaż Korso od 2 lat jest na tym samym poziomie.


Czyli kosmetyczne zmiany z zeszłego roku nie powiększyły ilości czytelników. Moim zdaniem można swobodnie sprzedawać ponad 4 tysiące egzemplarzy. Potrzebne są jednak większe zmiany.
Przede wszystkim redaktorzy piszą tak, jakby byli z innej planety, jakby to, co się tutaj dzieje, ich nie dotyczyło. Dlatego teksty wychodzą jałowe: czytając nie mamy poczucia uczestnictwa w wydarzeniach. Po drugie i najważniejsze: redakcja unika jak ognia drażliwych dla kolbuszowskiej władzy tematów. Tak powstaje u czytelnika wrażenie, że tygodnik jest tylko tubą magistratu i starostwa.
Brakuje w Korso też reportaży, artykułów, wywiadów, tematów dotyczących bezpośrednio nas, mieszkańców tego powiatu. Konsekwentnie unika się pisania o naszych problemach, sukcesach.
Życzymy więc nowemu redaktorowi naczelnemu mądrych i odważnych decyzji.
